Legendy dominikańskie
Otrzymałem niedawno list, który postawił mnie w trudnej sytuacji: pytający oczekiwał rady w sprawie, co do której on sam jest ponad wszelką wątpliwość bardziej kompetentny niż ja. Oto ów list:
„Co odpowiedzieć dziecku, 12 lat chłopiec, choremu, po pierwsze, na cukrzycę pierwszego stopnia, po drugie, niemogącemu zjeść kromki chleba, żadnych produktów i przetworów zbożowych (celiakia, organizm nie toleruje glutenu), po trzecie, mającemu początki astmy. Chłopiec pyta, dlaczego Bóg go pokarał, że Pan Jezus uzdrawiał chorych, a on się modli i jego nie uzdrawia, a przecież on niczego złego nie zrobił”.
Zaprosić dziecko do udziału w szukaniu odpowiedzi
Nie ośmieliłbym się podejmować odpowiedzi na to pytanie, gdybym nie został do tego wezwany. Najpierw więc krótko o tym, czego w obliczu takich pytań należy unikać. Na pewno nie wolno reagować na nie ucieczką – udawać, że pytania nie słyszymy, bagatelizować problem lub sugerować dziecku, by porozmawiało o tym z katechetką lub księdzem.
Chłopca nurtują pytania – dla niego ogromnie ważne, bo przecież dotyczą go bardzo osobiście. Ale nawet najbardziej kochający rodzic czy jakakolwiek osoba dorosła, która jest dla dziecka autorytetem, nie znają na nie odpowiedzi. Dotyczą one przecież prawdy tak głęboko życiowej, że nawet jeśli z pierwszymi wyjaśnieniami dziecko się zgodzi, pytania te jeszcze nieraz będą powracały. Dlatego o wiele ważniejsze wydają mi się nie tyle mądre i satysfakcjonujące dziecko odpowiedzi, ile rozmowy z nim. Żeby czuło, że nie jest zbywane i że naprawdę je kochamy.
Rozmowy oczywiście nie da się dokładnie zaplanować, bo przecież chłopiec będzie aktywnym jej uczestnikiem. Niekiedy dobrze jest na pytanie odpowiedzieć innymi pytaniami, które pomogą nam się zorientować, o co tak naprawdę chłopcu chodzi. Bo przecież może się zdarzyć, że problem leży zupełnie gdzie indziej, niż się spodziewaliśmy. Nie jest wykluczone, że wspominając o karze Bożej, chłopiec ma na myśli jakąś konkretną uciążliwość, i to może akurat taką, którą można szybko usunąć, a przynajmniej złagodzić. Z kolei wyrażone przez niego rozczarowanie z powodu braku cudownego uzdrowienia może ułatwić jego ojcu lub matce pokazanie mu, że współczesna medycyna daje całkiem niemałe szanse na wyleczenie lub przynajmniej zmniejszenie niektórych dolegliwości, z którymi się zmaga w wyniku swoich chorób. Nawet jeżeli dziecko już o tym wie, rozmawianie z nim na ten temat może zaowocować jakimś nowym pomysłem na to, jak choremu chłopcu ulżyć.
Wątki religijne w pytaniach dziecka
Przedstawione w liście pytania dziecka mają wyraźnie religijny charakter. Krążą one wokół trzech tematów: Czy to Pan Bóg tak mnie ukarał? Przecież On mógłby mnie uzdrowić! Dlaczego nie wysłuchuje moich modlitw? Wszystkie trzy pytania chłopiec stawia w związku ze swoją chorobą, która każdego dnia dotkliwie przypomina mu o sobie.
Na pytania tak głęboko egzystencjalne nie da się odpowiedzieć z perspektywy kogoś mądrzejszego, kto ma przewagę intelektualną nad dzieckiem. Żeby chłopiec zechciał mnie słuchać, muszę spełnić dwa warunki. Po pierwsze, moja życzliwość dla niego i oddanie oraz zrozumienie dla jego problemów nie mogą budzić cienia wątpliwości w jego oczach. Warunek drugi: sam muszę mieć te pytania przemyślane, odpowiadać zaś chłopcu powinienem zgodnie z tym, w co sam naprawdę wierzę.
Zapewne nieraz się zdarzy, że pod wpływem dociekliwych pytań dziecka rodzic lub katecheta poczuje się przymuszony do pogłębienia swojej wiary i wiedzy religijnej. Bo jest to jedna z tych licznych sytuacji, kiedy okazuje się, że ten, komu staramy się pomóc, również nas obdarza, nie zdając sobie z tego nawet sprawy. Spróbujmy się zatem zastanowić, jakie wątki trzeba podjąć w rozmowach z chorym chłopcem: Czy to Pan Bóg mnie ukarał? Dlaczego mnie cudownie nie uzdrowi? W jaki sposób On wysłuchuje moich modlitw? Zapewne nie wszystko będziemy umieli dziecku (i samym sobie) do końca wyjaśnić, najważniejsze jest więc to, by te rozmowy prowadzić w duchu głębokiego zawierzenia Bogu.
Kiedy chłopiec znów poruszy problem kary Bożej, warto zwrócić uwagę, że u Boga nie ma czegoś takiego, jak kara za cudze grzechy. O tym szczególnie mocno pisze prorok Ezechiel w rozdziale 18. swojej księgi. Fragmenty tego rozdziału można dziecku przeczytać i o nich porozmawiać. Dwunastolatek jest też już na tyle dojrzały, aby mu podpowiedzieć, że największą karą za grzech jest to, że zgrzeszyłem. Bo – nawet jeżeli sobie tego nie uświadamiamy – grzech naprawdę niszczy człowieka.
Każdy, kto nie ucieka od tego rodzaju rozmów, wie z własnego doświadczenia, że nieraz już w ich trakcie zostajemy nagrodzeni nowym i głębokim spojrzeniem na roztrząsany problem. Niejednokrotnie pojawiają się nowe pytania i wątpliwości, na które nie od razu będziemy umieli sobie odpowiedzieć. Właśnie dlatego warto nie unikać takich rozmów – są one ważnym sposobem naszego (oraz naszego dziecka) zakorzeniania się w wierze.
Przejdźmy do drugiego tematu. Dlaczego Pan Bóg mnie cudownie nie uzdrowi? – pyta rozżalony chłopiec. W obliczu takiego pytania aż się prosi, żeby porozmawiać z nim (o czym wspomniałem już wyżej) o naturalnych nadziejach na przynajmniej częściowe wyleczenie. Cud, choć jest możliwy, jest tylko nadzwyczajną pomocą, której Bóg niekiedy udziela choremu. Być może dałoby się na ten temat z chłopcem porozmawiać w kontekście fragmentu z Ewangelii Łukasza 4,25–27. Można mu też przeczytać wiersz księdza Jana Twardowskiego Żaden anioł nie pomógł. Dwunastolatek jest już dostatecznie dojrzały, żeby taki wiersz zrozumieć i o nim rozmawiać:
Gdy umierał na krzyżu
cud się nie zdarzył
żaden anioł nie pomógł
deszcz nie obmył głowy
piorun się zagapił gdzie indziej uderzył
zaradna Matka Boska
z cudem nie zdążyła
wierzyć to znaczy ufać kiedy cudów nie ma
cud chce jak najlepiej
a utrudnia wiarę
Rady świętego papieża
Skorzystajmy z okazji, żeby przypomnieć głęboką wypowiedź świętego Jana Pawła II na temat chorych dzieci w Liście do rodzin Gratissimam sane (1994):
Bóg chce człowieka jako istoty do siebie podobnej, jako osoby. Człowiek ten – każdy człowiek – jest stworzony przez Boga dla niego samego. Odnosi się to do każdego człowieka, do wszystkich, również do tych, którzy przychodzą na świat z jakimś głębokim schorzeniem lub niedorozwojem. W osobową konstytucję każdego i wszystkich wpisana jest wola Boga, który chce, aby człowiek posiadał celowość jemu tylko właściwą. Bóg daje człowieka rodzinie i społeczeństwu. Rodzice, stając wobec nowej ludzkiej istoty, mają lub winni mieć pełną świadomość tego, że Bóg chce tego człowieka dla niego samego. Ogromnie wiele zawiera się w tym zwięzłym wyrażeniu. Nowy człowiek od chwili poczęcia, a potem urodzenia, przeznaczony jest do tego, ażeby w pełni wyraziło się jego człowieczeństwo – ażeby się ono urzeczywistniło. Odnosi się to do wszystkich, również do chronicznie chorych i niedorozwiniętych. Być człowiekiem – to podstawowe powołanie człowieka: być człowiekiem na miarę daru, jaki otrzymał. Na miarę tego talentu, którym jest samo człowieczeństwo, a z kolei dopiero na miarę wszystkich talentów, jakimi został obdarzony. W tym znaczeniu Bóg chce każdego człowieka dla niego samego. Jednakże w zamyśle Boga powołanie ludzkiej osoby sięga dalej, poza granice czasu.
W dalszej części tego listu Jan Paweł II dodał:
Rodzice obdarzają swym dojrzałym człowieczeństwem nowo narodzonego człowieka, a ten z kolei obdarza ich całą nowością i świeżością człowieczeństwa, które z sobą przynosi na świat. Nie przestaje to być aktualne również w przypadku dzieci ułomnych i niedorozwiniętych fizycznie lub psychicznie. Pod tą postacią również objawia się człowieczeństwo, które może być wychowawcze i to w sposób szczególny.
Ufam, że jeśli pomożemy dziecku patrzeć na swoją chorobę z tej perspektywy, stanie się dla niego coraz bardziej oczywiste, że Bóg je naprawdę i bezwarunkowo kocha, zaś kategoria kary Bożej w ogóle nie nadaje się do wyjaśniania jego sytuacji egzystencjalnej.
Oceń