Świętość i socjalizm
Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Jana

0 votes
Wyczyść

Niedawna beatyfikacja przez Benedykta XVI ofiar wojny domowej w Hiszpanii była największym zbiorowym wyniesieniem męczenników do chwały ołtarzy w historii Kościoła. Podczas tej wojny w latach 1936–1939 formacje lewicowe, zwane potocznie republikanami, zgładziły w egzekucjach i torturach 6.832 osoby duchowne (12 proc. duchowieństwa hiszpańskiego) oraz zniszczyły 20.000 świątyń katolickich, czyli połowę istniejących w kraju. Tysiące kościołów i cmentarzy profanowano, otwierano grobowce, wywlekano zwłoki, układano je w pozycjach kopulacyjnych lub urządzano bluźniercze procesje, a nawet grano w futbol czaszkami świętych. Na całym terytorium opanowanym przez republikanów obowiązywał – pod groźbą kary śmierci – zakaz wykonywania posługi kapłańskiej.

Te fakty, przypomniane podczas niedawnej beatyfikacji, każą nam spojrzeć nieco inaczej na idealizowany w publicystyce i kulturze masowej obóz republikański, w skład którego wchodziły różne lewicowe odłamy: socjaliści, komuniści, trockiści, anarchiści itp. Skąd taka nienawiść do Kościoła?

Na socjalizm zwykliśmy patrzeć zazwyczaj jak na problem polityczny, społeczny lub gospodarczy. Tymczasem związany z nim jest również kontekst religijny czy metafizyczny, o którym często się zapomina. Warto więc przywołać kilka wypowiedzi znanych osobistości z tamtych czasów, które rzucą na sprawę odmienne światło.

„Socjalizm bowiem – jak pisał w Człowieku zbuntowanym Albert Camus – to nie tylko problem robotniczy: to przede wszystkim problem ateizmu w jego współczesnym wcieleniu, problem wieży Babel, którą buduje się nie po to, by osiągnąć niebo na ziemi, lecz po to, by niebo zniżyć do ziemi”.

Jednym z pierwszym myślicieli, który – jeszcze przed wybuchem rewolucji bolszewickiej – postrzegał komunizm jako „metafizyczny przejaw ontologicznego zła w historii” był Marian Zdziechowski. „Własnymi oczami nie patrzyłem na bezeceństwa bolszewickie – pisał on – ale słysząc albo czytając o nich, intuicyjnie czułem, że dzieje się tam coś, co nie daje się wytłumaczyć po ludzku, ludzkimi tylko uczuciami nienawiści i zemsty; musi tu być ingerencja jakichś ciemnych, pozaświatowych, metafizycznych mocy… Obrzydliwość haseł, zaciekłość i okrucieństwo tych, którzy je głosili, fanatyczna żądza sponiewierania i skalania wszelkiego piękna – wszystko to, nie dając się wytłumaczyć po ludzku, logicznie wydawało mi się wyrazem opętańczego szału, świadczyło o wkroczeniu jakichś ciemnych, apokaliptycznych potęg na widownię dziejów”.

Podobnie uważali Niemcy Ehrt i Schweikert, autorzy tomu Rozpętanie piekła, wydanego po I wojnie światowej. Ich zdaniem, „bolszewizm jako całość jest we wszystkich swoich objawach, celach i metodach odwróconą religią, systemem zła, zagarniającym całą sferę polityki”.

Nawet daleki od uniesień religijnych ekonomista i polityk rosyjski Piotr Struwe pisał: „Podchodzić do rewolucji z kryteriami politycznymi i nimi ją mierzyć, to znaczy nie rozumieć jej istoty, obniżać jej znaczenie!… Przy całej swej obrzydliwości jest ona nierównie głębsza i poważniejsza od wszelkiej polityki, bo jest walką z Bogiem – i jakże krótkowzroczny jest ten oportunizm, który wyobraża sobie, że można Diabła i Antychrysta załagodzić i podkupić umizgami politycznymi i pokorą!”.

W jednym ze swoich wykładów Marian Zdziechowski zarysował podstawową różnicę między chrystianizmem a komunizmem: „Chrześcijaństwo to uznanie nieskończonej wartości duszy człowieka stworzonej na obraz i podobieństwo Boże, bolszewizm zaś to absolutna tego negacja; nawet wyraz »człowiek« jest tam zaledwie tolerowany, jest źle widziany, rzadko używany i zastąpiony wyrazem »kolektyw«. Innymi słowy – zmechanizowanie człowieka: koncepcja bolszewicka ujmuje świat jako maszynę, w której każda jednostka jest tylko nakręconym kółkiem bez myśli i woli, niczym więcej”. Dostrzegł to już zresztą pod koniec XIX wieku Fryderyk Nietzsche, który zauważał, że „socjalizm chce… zrobić z wszystkich ludzi narzędzia”.

Boży pierwiastek w człowieku, czyli nieśmiertelna dusza ludzka – oto, co nie pozwala przeistoczyć go w instrument. Dlatego trzeba zabić duszę, wytrzebić wszelkie uczucie religijne. W liście do Gorkiego Lenin pisał: „Wszelkie uczucie religijne, wszelka idea Boga, wszelkie nią kokietowanie jest nikczemnością, dla której napiętnowania brakuje dość silnych słów. To najniebezpieczniejsza infekcja w społeczeństwie…”.

Pierwszy komisarz ds. oświaty w rządzie bolszewickim Anatolij Łunaczarski mówił wprost: „Wszystkie religie są trucizną, przede wszystkim zaś chrześcijaństwo, bo chrześcijaństwo naucza miłości bliźniego i miłosierdzia, my natomiast potrzebujemy nienawiści, musimy umieć nienawidzić. Tylko za tę cenę zdobędziemy świat. Zadaniem naszym nie jest reformowanie, lecz niszczenie wszelkiej religii i wszelkiej moralności… Sprzątnęliśmy królów tej Ziemi, zdobędziemy królów Nieba”. Oto prawdziwy cel komunizmu: dla zwycięstwa rewolucji nie wystarczy obalenie władzy ziemskiej, należy zabić Boga.

W styczniu 1923 roku w klubie garnizonu moskiewskiego, w obecności Lwa Trockiego i Anatolija Łunaczarskiego, odbył się sąd nad Panem Bogiem. Podsądny nie stawił się osobiście, więc został zaocznie skazany na śmierć.

Zdjęcia rozstrzeliwanego Chrystusa obiegły cały świat w latach trzydziestych XX wieku. Pluton egzekucyjny w Madrycie – na rozkaz władz republikańskich – wypalił salwę do rozkładającego ręce w geście miłości wielkiego posągu Chrystusa. 5 marca 1937 roku sekretarz generalny Kominternu José Diaz oświadczył triumfalnie: „Hiszpania znacznie prześcignęła Sowiety w walce z Kościołem. W jej częściach, które są w naszych rękach, Kościół przestał już istnieć”.

Warto o tym pamiętać, gdy słyszy się słowa chwalące hiszpańskich republikanów lub broniące udziału polskich ochotników w brygadach dąbrowszczaków. Gdy powtarzane są twierdzenia zmarłego już autorytetu moralnego polskiej lewicy, Aleksandra Małachowskiego, który głosił, że republikanie w Hiszpanii „jako pierwsi odważyli się wystąpić do walki o wartości, które wszyscy uznajemy za święte”.

Co dla kogo jest święte?

Świętość i socjalizm
Grzegorz Górny

urodzony 30 marca 1969 r. – polski dziennikarz i publicysta, redaktor naczelny kwartalnika „Fronda”, publicysta i reportażysta, autor wielu artykułów. W latach 2003-2009 publikował felietony na łamach miesięcznika „W drodz...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze