Powrót obcego
Oferta specjalna -25%

Hewel. Wszystko jest ulotne oprócz Boga

3 opinie
Wyczyść

Europa, mimo długoletnich starań polityków i intelektualistów, nie może zrzucić z siebie ponurego widma Obcego.

Historia starego kontynentu roi się od opowieści o przybyszach, imigrantach, napływowych pracownikach, ich nowym, skomplikowanym życiu w nowym miejscu. A także o tym, jak ich obecność wpływała na życie tubylców. Gdy Konrad Mazowiecki sprowadzał do Polski rycerzy Zakonu Krzyżackiego, zapewne nie spodziewał się, jak bardzo jego śmiała decyzja zmieni dzieje wschodniej części Europy. Gdy królowie katoliccy wyrzucali z Hiszpanii Żydów, nie wiedzieli, jak znacząco przyczynią się do zubożenia kastylijskiej kultury. Kiedy do Wielkiej Brytanii, liżącej rany po upadku swojej kolonialnej potęgi, zaczęły przybywać statki z imigrantami z Indii, Pakistanu, Nigerii i Jamajki, któż mógł pomyśleć, że będą wśród nich zarówno wybitni pisarze, jak i fanatyczni imamowie, rozsiewający nienawiść do Zachodu w rozlicznych meczetach. Nad Renem zaś skromna społeczność turecka rozrosła się do rozmiarów, które niepokoją dziś rodzimych Niemców, choć pół wieku temu bez owych Turków nie byłoby niemieckiego cudu gospodarczego.

Anno Domini 2010 jesteśmy świadkami kolejnej fali sporów o traktowanie imigrantów w największych krajach kontynentu. Nicolas Sarkozy deportuje Romów, nielegalnie przebywających we Francji, do Rumunii i Bułgarii, dając im na drogę po 300 euro na głowę i licząc na to, że odnajdą się w swoich dawnych ojczyznach. Nie odnajdą się, wrócą do Francji, a wraz z nimi powrócą kłopoty. Włoski rząd naraził się podobnymi działaniami na ostre potępienie międzynarodowej opinii publicznej, choć pomysł, by pobierać odciski palców i ewidencjonować Cyganów z obozowisk wokół Rzymu czy Mediolanu wydawał się naturalny i pomocny w walce z przestępczością. Z kolei berlińskie elity polityczne od kilku tygodni prowadzą gorącą debatę o książce Thilo Sarrazina, członka zarządu Bundesbanku, w której autor opowiada gorszące rzeczy o mieszkających w Niemczech muzułmanach. „Nie chciałbym być traktowany jak Obcy w moim własnym kraju” – pisze Sarrazin i sugeruje, że wyznawcy islamu w jego ojczyźnie (czyli głównie Turcy) to ogromny ciężar i poważne zagrożenie. Mają za dużo dzieci, brakuje im elementarnego wykształcenia, są leniwi i nie integrują się ze społeczeństwem. Książka Deutschland schafft sich ab („Niemcy same się likwidują”) stała się hitem późnego lata, a wskaźniki rozpoznawalności samego Sarrazina, znanego dotąd raczej w kręgach bankierów i ekonomistów, wystrzeliły w górę.

Gdyby chodziło wyłącznie o nadgorliwość, polityczną nieostrożność czy, jak w przypadku Sarrazina, rasizm, problem byłby mniejszy. W przeszłości zdarzali się już europejscy politycy, którzy wypisywali na swoich sztandarach ksenofobiczne hasła. Niekiedy kończyło się to tragicznie – wystarczy wspomnieć szaleństwo Adolfa Hitlera – jednak od II wojny światowej udawało się takie nastroje trzymać w ryzach. Owszem, Jean-Marie Le Pen wszedł w 2002 roku do drugiej tury wyborów prezydenckich we Francji, a Jörg Haider współtworzył austriacki rząd, lecz ich ugrupowania były bardziej antyestablishmentowe niż rasistowskie, a wiadomo, że dla establishmentu najskuteczniejszym sposobem na zgładzenie przeciwnika jest użycie maczugi faszyzmu i antysemityzmu. Le Pen i Haider byli zawsze większym zagrożeniem dla tradycyjnego, omszałego systemu politycznego niż dla społeczności imigrantów w swoich krajach.

Dziś mamy do czynienia z innym gatunkiem przywódców, bardziej bezwzględnych, skupiających całą społeczną złość na jednej grupie społecznej, czy będą to Turcy w Niemczech, Romowie we Francji czy Pakistańczycy w Wielkiej Brytanii. Hasła, które głosi Thilo Sarrazin, można by zbyć wzruszeniem ramion, gdyby nie to, że zgadza się z nim ok. 20 proc. rodaków. Tyle głosów otrzymałaby partia Sarrazina, gdyby wystartowała w wyborach do Bundestagu. To sygnał ostrzegawczy: niebezpieczne slogany coraz bardziej podobają się zwykłym wyborcom. Im głębszy kryzys gospodarczy, tym częściej adresaci politycznego przekazu będą szukać winowajcy wśród Obcych, bo dużo łatwiej jest wsadzić 200 Romów do jednego airbusa i wyekspediować ich do Bukaresztu niż znaleźć pracę dla milionów bezrobotnych.

Muzułmanie w Europie, w istocie, nie integrują się, tak jakbyśmy chcieli. Rzeczywiście, z nadzwyczajną łatwością wchodzą w konflikt z prawem, a w przypadku wspomnianych fanatycznych imamów i ich adeptów – stanowią dla nas wręcz śmiertelne zagrożenie. Romowie są uciążliwi, kradną, nie sposób zmusić ich, by wysyłali swoje dzieci do szkół. A jednak europejskie elity wciąż nie mają pomysłu na to, jak im podać rękę, jak pomóc im w integracji. Miotają się między „religią multikulturalizmu”, usprawiedliwianiem wszelkich niecnych działań imigrantów a traktowaniem ich jak podludzi. Obie drogi prowadzą donikąd.

Powrót obcego
Marek Magierowski

urodzony 12 lutego 1971 r. w Bystrzycy Kłodzkiej – iberysta, absolwent hispanistyki na UAM, dziennikarz prasowy, polityk i dyplomata, ambasador RP w Izraelu (25.06.2018 - 07.11.2021), ambasador RP w Stanach Zjednoczonych (od 23.11.2021r.)....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze