Jeden z nielicznych dziennikarzy, których Kazimierz Górski zapraszał na zamknięte odprawy z piłkarzami. Może dlatego za legendarnym trenerem powtarza słynną definicję, że futbol to prosta gra, w której piłka jest okrągła, bramki są dwie, a mecz trwa nie 90 minut, tylko tak długo, aż sędzia nie zagwiżdże. Ma duszę kolekcjonera. Posiada przeszło 600 koszulek najlepszych piłkarzy świata. Widział tysiące meczów na żywo. Nie wszystkie pamięta, ale jak mówi, większość ma zapisaną. Zna wszystkich polskich piłkarzy, trenerów, sędziów i prezesów PZPN ostatniego półwiecza. W każdą sobotę o godzinie dziesiątej w ramach projektu „Znani i lubiani” oprowadza wycieczki po Stadionie Narodowym.
Roman Bielecki OP: Jak to jest być ikoną dziennikarstwa sportowego?
Stefan Szczepłek: (śmiech) Jako żywa skamielina powiem, że kocham sport i kocham piłkę. Wychowałem się tu, gdzie rozmawiamy – na Stadionie Narodowym w Warszawie. Jako kilkunastoletni chłopak wchodziłem przez płot, a dzisiaj mam klucz do każdych drzwi tego obiektu. To jest po prostu miłe. Cieszę się i mówię o tym, nie obracając tego w żart, że Pan Bóg pamięta o mnie cały czas i ciągle spadają na mnie jakieś niezasłużone nagrody. Z drugiej strony mam coraz więcej wrogów. Bardzo nad tym boleję. Człowiek chciałby, żeby wszyscy go lubili, i stara się tak żyć. I nagle pojawiają się ludzie, którzy – z nieznanych mi powodów – atakują mnie i to, co robię. Nie wiem, jak się wtedy zachować. Na ogół przyjmuję postawę obronną – nie reaguję i rzadko odpowiadam.
Atakują pana ze względu na poglądy polityczne czy sportowe?
Polityczne to nie. To chyba naturalne, że w żadnym środowisku nie ma osoby, którą wszyscy by kochali. W środowisku dziennikarzy sportowych także. Z naturalnych powodów człowiek szuka towarzystwa innego człowieka, widząc w nim bratnią duszę. Ile takich może być w gronie stu osób? Zakładam, że większość. Ale wystarczy jedna, dwie osoby, które sączą jad. I to mnie zawsze bardzo dotyka. Mój przyjaciel i szef Mirek Żukowski powiedział mi kiedyś: Gdybyś dzisiaj zaczynał pracę, to z twoim podejściem do ludzi nie wytrzymałbyś w tym zawodzie. Pewnie dlatego nie przeprowadziłem z nikim dobrego wywiadu. Bo zwykle szukam dobra i staram się w rozmowach ludzi chronić, a nie atakować. Trąci to anachronicznością! Starzeje się człowiek. Rzeczywiście jestem z innej epoki.
Na Ukrainie skandują „Łobanowski nazawżdy”, Janusz Gniatkowski tęsknie śpiewa „Appassionatę”. To z pana felietonów. Jeśli ktoś używa takich sformułowań w tekstach o piłce nożnej, natychmiast do głowy przychodzi pytanie, kto to zrozumie?
Mam świadomość, że piszę trochę inaczej, ale przecież każdy z nas ma swój charakter, zwraca uwagę na coś innego, czyta inne lektury, widział inne filmy, słucha innej muzyki. To nas przecież kształtuje. Wielu ludziom się wydaje, że pisanie o piłce jest proste. Wystarczy obejrzeć ileś meczów i gotowe. A ja młodym chłopakom mówię – czytajcie książki, to wam nie zaszkodzi.
Gdzie się to zaczyna?
Ogromne znaczenie ma wychowanie. Pochodzę z normalnego i niezamożnego domu, w którym nie było wielkich pieniędzy. Była nas czwórka. Wszyscy bardzo się kochaliśmy. To zapamiętałem. Szacunek. Mama mnie tego nauczyła. Mówiła: Stefuś, jak znajdziesz 5 złotych, nie ciesz się, bo ktoś je zgubił i jest mu
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń