Dostrzec świętość to jakby kanonizować prywatnie. Nie są do tego konieczne skomplikowane procedury i olbrzymie koszty. Każdy z nas może zostać postulatorem i papieżem zatwierdzającym świętość sąsiada.
Definicji świętości nie da się policzyć. Każda dusza to inny świat, jak mówiła siostra Faustyna. Każdą duszę stworzył Bóg, każdą się raduje – i to jest świętość. Uśmiech Pana Boga. Świętość jest jak ogród, w którym rosną potężne dęby, świerki i buki, jaśminy i bukszpany, kwiaty, zioła i trawy. Próba powiedzenia, która z tych roślin to ogród, jest daremna.
Jakub de Voragine, autor Złotej legendy, żywotów świętych, którymi karmili się przez wieki chrześcijanie, rozpoczyna je od historii św. Mikołaja. Czytamy w niej, że ten obywatel miasta Patery był synem bogatych i świątobliwych rodziców. Gdy kąpano go w pierwszym dniu jego życia, stanął wyprostowany w wanience, a nadto we środy i piątki tylko raz dziennie ssał pierś. Gdy podrósł, unikał swawoli swoich rówieśników, uczęszczając gorliwie do kościołów, a tam, co tylko mógł zrozumieć z Pisma Świętego, zachowywał starannie w pamięci. Po śmierci rodziców zaczął się zastanawiać, w jaki sposób mógłby użyć dla chwały Bożej ich wielkich bogactw. Wtedy to dowiedział się, że jego sąsiad z biedy zmuszony był swoje niezamężne córki wysłać na ulicę, by za cenę hańby zdobyły środki na życie. Mikołaj nocą potajemnie wrzucił do jego ogrodu zawiniętą w chustę bryłę złota.
Każde dziecko przeżywało okres wiary i zwątpienia w Świętego Mikołaja, gdy spostrzegło, że pod czapą krasnala, tandetną brodą i wąsem kryje się stryj czy sąsiad (mnie rozpoznano po dziurawej skarpecie). Gorzej, gdy przestawało się wierzyć, że drugi człowiek, tak jak Mikołaj, może obdarować swoimi bogactwami, które wydobędą nas z naszej nędzy. Kiedy zaczynałem pisać ten tekst, w moim ogrodzie wylądowało kilka brył złota.
Mikołaj pozostaje dla mnie żywy do dziś. Nawet poprzez swój święty humor i to niemowlęce rozeznanie, w jakie dni trzeba wykazać wstrzemięźliwość względem matczynej piersi.
Łaska i bieda
Pracowałem kiedyś nad książką o dominikańskiej misjonarce Jadwidze Dobrowolskiej, która chcąc wybłagać niepodległość dla Polski, wyjechała na Trynidad, by pracować wśród trędowatych. Postanowiła, że nawet jeśli Polska odzyska wolność, ona nigdy do niej nie wróci. Na tym polegała jej ofiara. Napisałem do sióstr z pytaniem, czy mogą mi przysłać jej listy i wspomnienia. Niestety, po kilku tygodniach otrzymałem odpowiedź, że przed śmiercią kazała wszystko spalić i w czasie tego „świętego ognia” miała usłyszeć: „Tak spłonęło twe życie przede Mną”. Życie ma być zapomniane, by zapamiętał je Bóg. Kiedy opowiedziałem tę historię ojcu Stanisławowi Dobeckiemu, mojemu p
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń