Kolęda to nie miejsce na pouczanie ludzi. Niektórzy duchowni próbują na baczność postawić lud Boży: nie bardzo wiadomo, czy przed Panem Bogiem, czy przed sobą.
To nieprawda, że kolęda stresuje tylko parafian. Księdza nawiedzającego wiernych również zżera stres. Nie wie, czy przywita go rozmodlona rodzina z dziećmi trzymającymi w rękach zeszyty od religii, czy też wrogo nastawieni do księdza i Kościoła „wierzący niepraktykujący”. Najbardziej bolą zamknięte na trzy spusty drzwi. Już lepiej odpowiadać na pytania w stylu: „A po co wam celibat” lub „Dlaczego księża jeżdżą drogimi samochodami”, niż zderzyć się z obojętnością lub agresją.
Cyrk
Sprawę kolędy reguluje 529 artykuł prawa kanonicznego.
„Pragnąc dobrze wypełnić funkcję pasterza, proboszcz powinien starać się poznawać wiernych powierzonych jego pieczy. Winien zatem nawiedzać rodziny, uczestnicząc w troskach wiernych, zwłaszcza w niepokojach i smutku, oraz umacniając ich w Panu, jak również – jeśli w czymś niedomagają – roztropnie ich korygując”.
W dużych parafiach, liczących po dwadzieścia, trzydzieści tysięcy ludzi, poznawanie wiernych rozpoczyna się zaraz po Bożym Narodzeniu, a kończy w pierwszych dniach wiosny. Księżą chodzą po pięć, sześć godzin dziennie, wieczorami. Statystycznie na jedną rodzinę przypada pięć, dziesięć minut. Taka kolęda to harówa. A czasami niezły cyrk. – Ludzie myślą, że jeśli nie przyjmą kolędy, to ksiądz nie ochrzci im dziecka albo odmówi katolickiego pogrzebu – opowiada jeden z księży, który już od kilku lat nie chodzi po kolędzie. – Widać też, kto chodzi do kościoła, a kogo osoba księdza krępuje. Jakby ksiądz był kosmitą.
Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego opracował raport Kolęda 2010. W diecezji radomskiej mniej niż 2 proc. respondentów deklaruje, że nie przyjmuje kolędy. W diecezji bydgoskiej tylko co dwudziesty badany zamyka drzwi przed księdzem. W warszawskiej jedynie 8 proc. nie ugości swojego proboszcza. Polacy nie pójdą do spowiedzi wielkanocnej, ale księdza po kolędzie przyjmą!
Księża najczęściej pytają o to, jak się żyje rodzinie, czym się zajmują jej członkowie i „co chcieliby państwo zmienić w swojej parafii”. – Czasem słyszałem uwagi, które od dawna były nieaktualne. Ale bywa, że samotny ojciec zwierzy się z problemów z wychowaniem kilkunastoletniego syna – mówi ojciec Wojciech Dudzik, który odwiedzał wiernych w Szczecinie.
Doskonale pamięta kolędę, kiedy poczuł się jak intruz. Rozmowa trwała bardzo krótko.
– Jak si
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 5000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń