Wystawę World Press Photo 2012 można oglądać z różnych perspektyw. Jako pokaz estetycznie dopracowanych zdjęć, jako zapis najważniejszych (zdaniem mediów) wydarzeń ubiegłego roku, prasówkę w obrazkach. Można też, co jest trudniejsze, potraktować to wydarzenie jako punkt wyjścia do zastanowienia się nad własną wrażliwością, nad odpowiedzialnością.
Uparci jak chwasty
„Naszym celem jest inspirować do zrozumienia świata” – głosi napis otwierający tegoroczną wystawę World Press Photo. Ale czy świat można zrozumieć? Czy możemy zrozumieć ukraińską prostytutkę, spoglądającą z plakatów reklamujących wystawę, Chińczyków wieszających portrety Mao „na szczęście”, szamankę z Kazachstanu, która oblewa krwią świeżo zarżniętej owcy grupę obnażonych ludzi? I czy na przeszkodzie wzajemnego porozumienia stają bariery kulturowe, czy może jeszcze coś w nas – coś, co trwożnie ukrywa się przed cudzym bólem, biedą, nieszczęściem, żeby się nimi przypadkiem nie zarazić?
Fotografie prezentowane podczas wystawy jak zawsze wywołują lawinę pytań. Nie wszystkie jednak. Ze spokojem można oglądać piękne ciała skaczących do wody sportowców, których ciemne sylwetki uchwycone na zdjęciu przez Adama Pretty’ego są eleganckie jak japońskie znaki. Linoskoczkowie na tle chmur z lekkością powierzają się żywiołom. Obok niezawodni pływacy (wdzięczny temat fotografii) i pewny wygranej Michael Phelps rozcinają wodę smukłymi ciałami. Tak, tutaj jest bezpiecznie. Na sąsiednich zdjęciach ścierają się meksykańscy zapaśnicy i rosyjscy bokserzy, ale wierzymy, że żadnemu nic się nie stanie. I uśmiechamy się przed absurdalnie ubłoconą grupą irlandzkich rugbystów, złapanych w obiektyw przez Raya McManusa. „Jak dzieci: brudni i szczęśliwi”, rzuca ktoś, przechodząc.
Na wolności?
Przed fotografiami z kategorii „Przyroda” uśmiech blaknie. Zakrwawione nosorożce bez rogów i setki płetw rekinów krzyczą o ludzkiej bezmyślności i chciwości. Ale to wszystko wina łakomych nowobogackich Chińczyków i innych Azjatów o dziwnych apetytach. Jesteśmy niewinni jak srebrnołuskie karpie. W zdjęciu Brenta Stirtona, na którym uzbrojeni żołnierze strzegą jednego z ośmiu pozostałych przy życiu białych nosorożców północnych, jest jednak coś niepokojącego. Dobrzy ludzie odcięli mu róg, zanim mogliby to zrobić ci źli. A teraz został więźniem ich obcych ciał i śmiercionośnych przedmiotów, aby mógł pożyć trochę dłużej – „na wolności”.
Ciekawym zabiegiem było zestawienie ze sobą starych i nowych zdjęć żołnierz
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 5000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń