Sierpień – sezon nonsensów i letniej niefrasobliwości. Więc zamiast tekstu o sprawach poważnych, skondensowanego (nadludzkim wysiłkiem) do granic obłędu (i zrozumiałości), pękającego w szwach, zagęszczonego treścią jak zupa z nadmierną ilością mąki, pora na zupę bardziej strawną: zupę z gwoździa. Innymi słowy, na prawdziwy felieton. Wprawdzie ukaże się on dopiero we wrześniu, kiedy lato będzie już tylko wspomnieniem i kiedy może stosowniejsze by były jakieś poważne treści, ale trudno, nie mogę w sierpniu myśleć o wrześniu, bo zepsułoby to cały sierpień.
Kilka dni temu mignął mi gdzieś pod Warszawą szyld następującej treści: „Artykuły wielobranżowe”. Nazwa silnie pachnąca ponurą groteskowością PRL-u, kiedy to w sklepie pod takim szyldem można było czasem, teoretycznie, nabyć rozmaite, nikomu niepotrzebne rzeczy – w odróżnieniu od sklepów noszących nazwy „Odzież” albo „Mięso”, w których były rzeczy potrzebne, ale były tylko teoretycznie, bo na ogół ich nie było. Ale cóż, zaczęłam się zastanawiać, co taki szyld mógłby znaczyć teraz, kiedy to możemy się spodziewać,
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń