Kocham tę porę roku – przedwiosenną. Dni stają się wyraźnie jaśniejsze, a ptaki gadatliwe. Jeszcze nie jest ładnie, jeszcze wszędzie bure tony i gołe gałęzie, spod stopniałego śniegu wyłaniają się zimowe grzechy. Ale jest już trochę jak w czwartek wieczorem – wiadomo, że zaraz zacznie się weekend, będą różne przyjemności.
Za kilka tygodni zbudzą mnie ptasie konferencje – cała chmura wróbli, tych małych gaduł, siada na drzewach za oknem i wypełnia nasze brzydkie podwórko świergotem. Mój pies budzi się wcześnie i z parapetu obserwuje lokalne wydarzenia – koty buszujące w pożółkłych i wilgotnych trawach ogródka, wrony, które nastają na gałęziach, gdy już wróble zgodnie zerwą się i przeniosą gdzie indziej. A ja patrzę na niego, na jasne niebo widoczne ponad budynkami, leżę chwilę w ciszy i żyć mi się chce.
Odtąd wszystko będzie lepsze. Każdy dzień pomieści więcej nadziei, sprawi więcej radości tym tylko, że jest – taki długi, nieuśpiony. Jeszcze zanim na dobre zacznie się wiosna, następuje moja ulubiona przemiana – z fazy przetrwania do fazy życia i cieszenia się nim. Koniec trzymania rąk w kieszeni i kulenia ramion z zimna. Wysuwam wysoko podbródek
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń