Nie potrafię się już zatrzymać. Ostatnie wysepki czasu wolnego zalewam oceanem spraw. Wbrew sobie, wbrew logice, wbrew rzeczywistości – wpisuję do kalendarza więcej, niż może pomieścić. Wciskam jeszcze jedno spotkanie, jeszcze krótką rozmowę, wspólne pieczenie ciasta, udział w konferencji, dodatkowy artykuł.
Dysponuję czasem, jakbym go miała. A przecież obłożyłam go zadaniami i celami, a więc usunęłam z puli. A potem… Nie potem – bez przerwy, nieustająco – czuję przeciążenie, nacisk płynący z pośpiechu, z niedoboru minut i sekund. Już nie dni – one są jednostką luksusową.
Teraz marzę o wolnych minutach. O spacerze z psem dłuższym o kwadrans. O dwuminutowej wizycie w drogerii i kupieniu kremu do wysuszonych dłoni. O godzinie dziennie zarezerwowanej na czytanie tego, co mi podyktuje humor i po co sięgnie swobodnie błądząca dłoń. Marzę o przejściu się ulicą Szpitalną i placem Powstańców, aż do placu Piłsudskiego i do Zachęty. O byciu w przestrzeni miejskiej nie w biegu, lecz pójściu sobie ot tak.
Moje życie przypomina nabrzmiały balon. Albo odwrotnie – zostało ściśnięte przez napęczniały balon „ważnych spraw” udających moje życie. Ono zaś zostało zredukowane nawet nie do krótkich chw
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń