Ewangelia według św. Jana
1 Sm 3,3b-10.19 / Ps 40 / 1 Kor 6,13c-15a.17-20 / J 1,35-42
Do tej pory, kiedy myślałem o scenie z dzisiejszej Ewangelii, przede wszystkim widziałem Jana Chrzciciela wkraczającego w samotność. Oto poprzednik wskazuje na Tego, który ma przyjść. Jako prorok wie, że jego uczniowie opuszczą go i pójdą za Jezusem. „Trzeba jednak, aby On wzrastał, a ja się umniejszał”. Pamiętałem oczywiście słowa Jana, że przyjaciel Oblubieńca doznaje największej radości, ale wydawało mi się, że jest to radość przez łzy. Zatrzymywałem się na pięknie osobistej ofiary złożonej na ołtarzu sprawy zbawienia.
Ten schemat przełamało we mnie pierwsze czytanie. W strukturze jest podobne do Ewangelii: Heli rozpoznaje Boga w głosie, który nie daje spokojnie spać Samuelowi. Stary kapłan może czuć zazdrość – Bóg mówi nie do niego, lecz do sługi, jasno wskazując następcę. Jednak Heli postępuje jak lojalny sługa Pana: rozpoznając głos Boży, uczy Samuela, jak należy rozmawiać z Jahwe… Nie czas myśleć o ludzkich ambicjach, kiedy w grę wchodzi Boże wezwanie.
Tylko że ani Heli, ani Samuel nie są głównymi aktorami tej sceny. Najważniejszą postacią jest Bóg, to On tu działa. I nasuwa się pytanie: Dlaczego Bóg woła Samuela w taki sposób, że ten Go nie rozumie? Czy naprawdę Wszechmogący nie może sobie poradzić bez Helego?
Oczywiście, że Bóg może sobie poradzić bez człowieka, ale wyraźnie tego nie chce. Dziś widzimy nie tylko sam moment wezwania Samuela i apostołów, ale przede wszystkim to, co Bóg robi w życiu Helego i Jana. Nie kończy ich misji. Przeciwnie: zaprasza ich, by mieli udział w Jego ojcostwie, by byli dawcami Jego łaski. Rzeczywiście, są wezwani do daru z siebie, bo to się zawiera w ojcostwie. Ale przede wszystkim stają się zdolni do przyjęcia daru wspólnoty z Bogiem.
Dzisiejsze czytanie to też Słowo o naszym powołaniu. Bóg działa przez nas, upodabnia nas do Siebie i prowadzi do wspólnoty: z Sobą i z drugim człowiekiem.
Oceń