Odkąd żyjemy w otwartych granicach i posiadamy paszporty chętnie witane w większości krajów świata, coś dziwnego dzieje się z polską ochotą do wyjeżdżania. Ostatnio chęć opuszczenia kraju, przeniesienia się w inny rejon coraz częściej jest formą odwetu, sposobem wyrażenia złości na rzeczywistość polityczną, gospodarczą albo wyrazem lęku przed zbudzonymi widmami wojny.
„Wyjeżdżam!” – rzucają lekko moi znajomi, niezadowoleni z wyników głosowania w wyborach prezydenckich. „Wyciągam oszczędności, tankuję do pełna i jadę do Niemiec” – oznajmiają podczas rozmów na temat: „Co zrobisz, gdy wybuchnie wojna?”, toczonych przy niezłym winie, w ładnych wielkomiejskich barach, będących symbolem naszej odbudowanej europejskości i odradzającej się kultury życia codziennego. Nader kruchej, co powoli sobie uświadamiamy.
Zadziwia mnie łatwość ucieczki – na razie tylko deklarowanej, nieprzemyślanej, jeszcze abstrakcyjnej. A jednak: dopuszczalnej i przychodzącej na myśl jako pierwsza. Opuszczenie Polski nie jest już – szczególnie wśród młodych – obciążone takimi pojęciami jak: „zdrada narodowa”, „pójście na ła
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń