Skrupulatom na ratunek
Nie bierzcie rozwodu z dziećmi. Chciałabym to powiedzieć każdej parze, która do mnie przychodzi. W złości, gniewie, czasem w nienawiści trudno o tym pamiętać.
Pani Ewo, panie Tomaszu,
Piszę do Państwa wspólny list, choć wiem, że każde z Was przeczyta go oddzielnie. W ten sposób chciałabym podsumować nasze rozmowy z ostatnich kilku miesięcy, decyzje, w których Wam towarzyszyłam, i pytania, które podczas spotkań padały. I te wykrzyczane, i te, które w szepcie przebijały się przez łzy, i te, które zawisły w powietrzu, choć brakowało odwagi, siły, gotowości, by je zadać…
Kiedy pół roku temu odebrałam Pani telefon, usłyszałam błaganie, by pomóc ratować małżeństwo, dzieci, rodzinę. Ustaliliśmy spotkanie, na które przyszliście oboje. Zobaczyłam młodą, trzydziestokilkuletnią kobietę i kilka lat starszego mężczyznę.
To Pan zaczął opowieść – poznaliście się w trakcie obozu narciarskiego. Pan wtedy zaczynał pracę jako instruktor i rehabilitant, pani kończyła studia ekonomiczne. Pan właśnie leczył rany po rozstaniu z byłą dziewczyną. Zauroczenie, zakochanie, po powrocie częste spotkania, wspólne wyjazdy na narty. Jak oboje przyznaliście, byliście pewni, że teraz to już jest właśnie to. Pół roku później podjęliście decyzję o ślubie. Pan miał rozwijać swój gabinet i szkółkę sportową, Pani chciała realizować się w bankowości. Moment startu ułatwiało to, że Pan już wówczas dysponował własnym mieszkaniem.
Weszliście Państwo w małżeństwo z bardzo różnymi oczekiwaniami. Pani miała wizję partnerskiego związku, w którym oboje pracujecie, dzielicie się obowiązkami domowymi i opieką nad dziećmi, realizujecie swoje pasje. Pan wyobrażał sobie, że dzięki Pana dość stabilnej sytuacji finansowej żona będzie mogła się skupić na sprawach codziennych, a jej zaangażowanie zawodowe wynikać będzie raczej z wewnętrznej potrzeby, a nie z konieczności. Bardzo szybko o te rafy wzajemnych wyobrażeń i oczekiwań zaczęliście się rozbijać. Bo praca, urodzenie Agaty, możliwość awansu w banku, świetne zlecenia dla szkółki, przyjście na świat Piotrusia, zatrudnienie kolejnych trenerów, decyzja o budowie domu, wyjazdy, treningi, pacjenci, codzienny pęd… Jeszcze wspólny urlop, coniedzielny obiad z teściami, niedzielna msza święta, ale coraz mniej wspólnych rozmów, coraz więcej wzajemnego żalu i niezrozumienia, coraz szerszy krąg Pana nowych znajomych… W Pani rosły bunt, niechęć, gdzieś padały słowa, że dom to nie hotel. A Pan coraz bardziej obco się tu czuł. Po którymś powrocie ze szkolenia, po kolejnej awanturze, a potem utrzymującym się dniami milczeniu postanowił Pan zostać na noc w gabinecie. Najpierw na jedną, potem na kolejną. A potem żona w złości rzuciła, że może w takim razie Pan się w ogóle wyprowadzić. Potraktował Pan te słowa dosłownie. Dokładnie w tym momencie pojawiła się dawna koleżanka ze studiów. To od niej usłyszał Pan: „Masz prawo szukać swego szczęścia”.
Pani Ewo, pamiętam naszą rozmowę poprzedzającą wyprowadzenie się męża… Wiele razy pytała Pani, jak porozmawiać o tym z dziećmi i czy w ogóle mówić im, co się stało. A potem padały Pana pytania o święta, o wakacje, o pierwszą komunię Piotrusia, finał gimnazjalnych zawodów pływackich Agaty… Zdarzało się, że w czasie naszych spotkań każde z Was coś naprędce sobie notowało. Pan, panie Tomaszu, nawet kiedyś powiedział, że te uwagi i zalecenia to takie koła ratunkowe. A zatem raz jeszcze je rzucam:
Agata i Piotrek są z wami bardzo silnie związani. Okres ostatnich dwóch lat – napięć, kłótni, Pana wieczornych nieobecności w domu – był dla nich bardzo trudny. Azylem Agaty stał się jej pokój. Próbowała odciąć się od tego, co pomiędzy Wami, mając nadzieję, że któregoś dnia, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, w domu zapanuje spokój. Że jak dawniej obejrzycie wspólnie kino familijne, wyjedziecie na wakacje, pogracie w Monopol. Siedmioletni wówczas Piotrek próbował początkowo interweniować. Stawał na schodach i krzyczał: „Ciszaaaa!”. Później próbował Was godzić. A potem wymyślił sobie wytłumaczenie, że Pan się wyprowadza, bo on „był niegrzeczny”.
Dzieci kochają Was oboje. Z racji różnicy wieku inaczej postrzegają i rozumieją to, co się wydarzyło w waszej rodzinie. Ale pomimo tego, że Pan już zamieszkał oddzielnie, mają prawo nadal Was kochać i Wam to okazywać. Przypomnijcie sobie, co mówiłam o czyhającej tu pułapce – bo jakże łatwo właśnie w tym obszarze dzieckiem manipulować! To Pan podjął decyzję o wyprowadzeniu się z domu. Dzieci potrzebują czasu, by się z tym skonfrontować, by się w tej nowej dla siebie przestrzeni odnaleźć. One mogą, ale nie muszą tego zaakceptować.
Kiedy będzie im trochę łatwiej?
Gdy oboje pozwolicie im czuć to, co czują. I to ujawniać. Mają prawo być złe, nieufne, smutne. Płakać, demonstrować gniew lub przeciwnie – zamykać się w pokoju, izolować. Dziesiątki razy pytać: dlaczego i słyszeć w odpowiedzi, że to nigdy nie jest wina dzieci i czasem niestety tak się zdarza. Że naprawdę rozumiecie ich ból i cierpienie i że nie będziecie udawać, że tego nie widzicie.
Pan, panie Tomaszu, powiedział niedawno: „Mam wrażenie, że one bardzo szybko się do tej sytuacji zaadaptowały – ostatnio nawet śmiały się i wygłupiały”. Wierzę, że tak przez moment było. Ale to od Pana córki usłyszałam: „Co ja mam powiedzieć ojcu, jak pyta co u mnie? Nie powiem mu, że płaczę, bo wtedy albo będzie zły, albo powie, że mu przykro. Więc mówię, że jest dobrze”.
Dzieci czują, że Pan chciałby, aby jak najszybciej się w tej sytuacji odnalazły. Więc dla Pana się odnajdują. Czują jednak też Pani poczucie krzywdy, smutek i Pani oczekiwanie, że znajdą się po właściwej stronie barykady. Dlatego właśnie, wracając od ojca, zdawkowo dzielą się weekendowymi wydarzeniami. I znów słowa Agaty: „Nie mogę mamie powiedzieć, że na tej wycieczce z tatą było miło, bo poczuje się zdradzona”.
Dzieci mogą się tej sytuacji wstydzić. Szczególnie na początku. Bo w szkole właśnie temat „Jak nasza rodzina spędziła święta”, „Gdzie wspólnie z rodzicami spędziliśmy wakacje”, a do tego wszystkiego może właśnie trzeba rysować na historii drzewo genealogiczne i jak tu narysować uśmiechniętych rodziców, gdy tak nie jest? Jak opowiedzieć o wspólnych wakacjach, gdy takich nie było? To Wy możecie im pomóc, by nie musiały się wstydzić. Jeśli będą miały opowieść o mamie i równoległą opowieść o tacie – będzie im łatwiej. Proszę mi uwierzyć, że statystycznie w każdej klasie mamy przynajmniej jedno dziecko z rozbitego związku. Wasze dzieci właśnie teraz dostrzegą i zrozumieją, że to, kto odbiera po zajęciach kolegę czy koleżankę, może mieć związek z tym, u kogo to dziecko spędza weekend. Spostrzegą i zrozumieją, że doświadczenie rozstania nie dotyczy tylko ich. Bo dzieci w podobnej sytuacji są obok nich, pojawiają się na kartkach książek, obecne są w oglądanych filmach.
Pani Ewo, to Pani zadaniem jest przypomnieć Agacie i Piotrkowi o Dniu Ojca, jego imieninach, urodzinach. Wiem, że to trudne. Wiem, że gdzieś w środku odzywa się głos: „Jak to… to on odszedł, zostawił mnie z dziećmi, chce układać sobie życie inaczej, bez nas, a ja jeszcze mam dbać, by dzieci pamiętały o jego świętach?” Tak. Nie robi tego Pani dla Niego. Robi to Pani w trosce o dzieci.
Panie Tomaszu, podobne zadania przed Panem. Bo to właśnie Pan może pomóc synowi w tej laurce na Dzień Mamy i zaproponować dzieciakom, że skoro tak super wyszedł Wam ten deser z nowego przepisu, to może jeden zabierzecie dla mamy…
To na was obojgu ciąży odpowiedzialność za to, by okazywać sobie szacunek. To ułatwi dzieciom ocalenie dobrych wspomnień z okresu, gdy byliście razem. Pani Ewo – to Pani wybrała dzieciom ojca, Panie Tomaszu – to Pan wybrał dzieciom mamę. Świadomość tego, że kiedyś się kochaliście, byliście dla siebie ważni, że potraficie coś pozytywnego wzajemnie o sobie opowiedzieć może być dla dzieci bardzo pomocna.
Jeszcze niedawno w zapiekłej złości rzucaliście oboje słowa: „Powiedzcie ojcu, że…”, „Przekażcie matce…”. Sami zauważyliście, jak Agata i Piotrek niechętnie to robią, jak próbują się od tego wymigać. Pracując z nimi, wspierałam ich w tym, by potrafili obronić się, mówiąc: „Mamo, proszę sama powiedz o tym tacie”, „Tato, chciałabym, żebyście różne rzeczy sami z mamą ustalali”. Początkowo było to dla nich strasznie trudne, dziś na szczęście nawet Piotrek potrafi powiedzieć: „Była umowa, że nie jestem listonoszem”.
Jeśli to tylko możliwe, podejmujcie wspólnie decyzje dotyczące dzieci. Niech słyszą: „Muszę uzgodnić to z tatą”, „Chcę to najpierw omówić z mamą”. Bardzo pomocne byłoby, gdybyście wspólnie komunikowali dzieciom efekty tych ustaleń. Muszą mieć jasność, gdzie mieszkają, w jakie dni pozostają pod opieką mamy, kiedy opiekuje się nimi tata. Spotkajcie się razem na zawodach pływackich Agaty, niech zobaczy Was oboje dumnych z jej dokonań. Idźcie razem na występ Piotrka. Pan, zgodnie z wcześniejszymi planami, może pomóc wychowawczyni w przygotowaniu wystroju sali, Pani w przygotowaniu poczęstunku dla rodziców.
Panie Tomaszu – gdzieś w tle Państwa rozstania miga sylwetka innej kobiety. Czy i na ile będzie ona w Pana życiu obecna, to oczywiście Pana decyzja. Proszę jednak pamiętać, że Pana bliskość z obcą dzieciom osobą nie musi oznaczać ich wzajemnej bliskości. Scenariusz z synem, który jest zauroczony partnerką taty, i córką, która w okamgnieniu się z nią zaprzyjaźnia, realizowany jest głównie w filmach. Gdyby powstał o tym film dokumentalny, o wiele częściej byłaby tam niechęć, nieufność, złość, zazdrość, chęć ukarania, walka o uwagę. Takie reakcje dzieci nie muszą wcale wynikać z buntowania przez drugiego małżonka. Mogą, ale nie muszą. Nowy partner w życiu rodzica to temat bardzo delikatny. Nawet jeśli teraz ten partner czy partnerka nie istnieje, nie można wykluczyć, że za rok, dwa się pojawi. Proszę więc nie oczekiwać, że na pewno ją polubią, będą zauroczone jej talentem kulinarnym, będą snuć plany o wspólnych wakacjach. Może się zdarzyć, że nie będą chciały mieć z tą kobietą kontaktu, wykluczą nie tylko wspólne wakacje, ale nawet jednodniową wycieczkę, nie będą chciały zachwycić się jej włoską kuchnią. Czasem kontakt ten pozostaje na granicy poprawności – dzień dobry, do widzenia.
Pani Ewo, proszę pomyśleć, że może jednak się zdarzyć zupełnie inaczej i dzieci po prostu ją polubią. Proszę w to nie ingerować, nie odbierać im tego. Tak będzie łatwiej.
Zadbajcie o to, by zdjęcie mamy było w domu taty, a zdjęcie taty na ścianie w domu mamy. Niech to będzie dla dzieci jasne, że w każdej chwili, będąc u Pana, mogą zadzwonić do mamy, a spędzając czas z Panią, mogą skontaktować się z tatą. To Pani niech rzuci hasło: „Piotrusiu, zadzwoń do taty i pochwal się, że wygrałeś konkurs”, „Agatko, napisz może do taty maila, że poprawiłaś tę jedynkę z chemii”. Wyjeżdżając z dziećmi, pokazujcie im, że nadal pierwszą osobą, która dowiaduje się o przybyciu na miejsce, jest drugi rodzic.
Pani Ewo, zarzuciła mi Pani kiedyś, że oczekuję od Was heroizmu i determinacji. Nie, nie mam prawa oczekiwać od Państwa jakichkolwiek zachowań. Ale to Wy stawiacie mi pytanie – jeśli nam się nie udało, to czy w tej sytuacji choć trochę możemy pomóc córce i synowi?
Możecie.
Szukajcie wsparcia dla siebie, próbujcie tak przepracować swe uczucia, by nie obarczać nimi dzieci. Rozmawiajcie z tymi przyjaciółmi i bliskimi, którzy oprócz Waszego bólu są w stanie zobaczyć ich ból. Pokazujecie dzieciom, że rozumiecie ich uczucia i tęsknotę za drugim rodzicem. Poszukajcie dla siebie terapeutów i spowiedników. Sami sobie odpowiadajcie na pytanie, czy na pewno zrobiliśmy wszystko, by nasze małżeństwo uratować. I czy na pewno już nic nie możemy zrobić. Bądźcie wobec dzieci uczciwi, nie dawajcie im złudnych nadziei. Wyjaśniajcie im obecną sytuację na tyle, na ile jest to możliwe, nie mówcie im wzajemnie o sobie źle, postarajcie się o to, by tych negatywnych komentarzy nie słyszały od babci, dziadka, cioci.
Pamiętajcie, że nie możecie wziąć odpowiedzialności za drugiego człowieka – za to, co robi, mówi, jak się zachowuje drugi rodzic. Za własne słowa i zachowania tak.
Imiona bohaterów oraz okoliczności zdarzeń zostały zmienione.
Oceń