Jacek Susuł
fot. simone hutsch / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Dzieje Apostolskie

0 opinie
Wyczyść

Któż jeszcze pamięta redaktora Jacka Susuła z „Tygodnika Powszechnego”, który przez długie lata prowadził rubrykę „Lektor”, polecając książki do przeczytania? Z brodą i wąsami wyglądał jak krasnal. A ze swoją specyficzną powolną wymową, jakby zamierzał celebrować każde słowo, był przybyszem z XIX wieku. Do redakcji przychodził późno, koło południa, ale wtedy poza Tadeuszem Żychiewiczem i Krzysztofem Kozłowskim nikt w redakcji nie pracował. Wszyscy uroczyście się kręcili. Ówczesna redakcja „Tygodnika Powszechnego” to był kocioł – tu przyjmowało się gości, spotykało, rozmawiało, dyskutowało, dowartościowywało, wymieniało poglądy, piło herbatę, koniak, jadło sernik. Każdy pisał w domu. Kto przyjeżdżał do Polski, chciał być w redakcji „Tygodnika Powszechnego”, to była piąta ewangelia. Roman Brandstaetter powiadał, że w Polsce nawet umrzeć nie wolno, jeśli nie odnotuje tego „Tygodnik Powszechny”.

W sierpniu 1972 jako praktykant tego pisma miałem napisać reportaż o odpustach w Kalwarii Pacławskiej i Kalwarii Zebrzydowskiej. Kiedy przyniosłem do redakcji swój elaborat, wziął go w obroty Jacek Susuł jako spec od czasów minionych. Następnego dnia przyszedł zadowolony, ale mój maszynopis pokryty był siatką poprawek i znaków. Artykuł był duży, więc i znaczków i poprawek było co niemiara. Zamienił ze mną kilka zdań i zaprosił mnie do siebie do domu na godzinę 22, bo pracował nocami. Jacek tłumaczył mi tak: Niech brat podejmie ten wysiłek. Bo jeśli chcą artykuł drukować, i to na pierwszej stronie, to warto się przemóc. Zawierzyłem mu. Popijając kawę, zabraliśmy się do pracy. Zdanie po zdaniu, słowo po słowie. Ostro zakończonym ołówkiem nakłuwał poszczególne słowa, wypuszczając z nich nadmiar lub wsączając niedomiar. O świcie wybiegłem od niego – umęczony, ale szczęśliwy – i poszedłem prosto na mszę świętą o piątej rano (była wtedy taka msza dla służących, aby nim zaczną obsługiwać swoich chlebodawców, mogły być w kościele). Po mszy, popijając kolejną kawę, zabrałem się do przepisywania, aby na południe przynieść artykuł do redakcji na Wiślną.

Od kiedy moim zajęciem stało się pisanie, zawsze ze wzruszeniem wspominałem tę noc sierpniową i widok na Wisłę, kiedy siedząc z Jackiem nad tekstem, uczyłem się nie tylko liczyć słowa, ale przede wszystkim je ważyć. To bardzo niedemokratyczne zajęcie. Ale Jacek nie był demokratą. Był to nadzwyczajny dar od kogoś starszego ode mnie, w czasach, kiedy chłonąłem kulisy pracy redaktorskiej i uczyłem się tego, że nie jest wszystko jedno, czy napisze się takie czy inne słowo.

Artykuł się ukazał. Idąc ulicą Wiślną, niosłem uroczyście pod pachą egzemplarze z wydrukowanym na pierwszej stronie tekstem. Myślałem, że wszyscy na mnie patrzą, że wszyscy wiedzą o moim sukcesie. W tamtych czasach artykuł w „Tygodniku” to była prawdziwa nobilitacja. Tuż przy Rynku spotkałem mojego przyjaciela Bogusia Sonika. Ten, nie wiedząc o wydarzeniu, zaproponował, byśmy razem coś zjedli. Jakież on ma banalne potrzeby, pomyślałem.

Jacek Susuł już nie żyje, ale pisząc po latach to wspomnienie, chciałbym mu podziękować za trud, którego się podjął, za ten jego bezinteresowny dar.

Jacek Susuł
Jan Góra OP

(ur. 8 lutego 1948 w Prudniku – zm. 21 grudnia 2015 w Poznaniu) – Jan Wojciech Góra OP, dominikanin, prezbiter, doktor teologii, duszpasterz akademicki, rekolekcjonista, spowiednik, prozaik, twórca i animator, organizator Dni Prymasowskich w Prudniku i Ogólnopolskiego Spotka...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze