Napiszmy szczerze: tej książki nie sposób zrecenzować. Wyznaję Jaume Cabré jest monumentalne pod nazbyt wieloma względami. Onieśmiela objętością, zaskakuje rozległością poruszonych treści, wreszcie wytrąca z poczucia pewności w czasie lektury. Mówienie i pisanie o Wyznaję jest nie tylko niebezpieczne (wszelka próba streszczenia naraża na śmieszność), ale również nieadekwatne – ta książka zwyczajnie się wymyka. Jak z tego wybrnąć? Jak wytłumaczyć swoim bliskim to czytelnicze podniecenie, które stało się również moim udziałem? Wyznaję Jaume Cabré jest tą powieścią, którą chciałbym podarować większości swoich przyjaciół. I obawiam się, że jeszcze długo nie zniknie z mojej listy trafionych prezentów.
Jeden głos nie wystarczy
Powieść katalońskiego autora jest jak narowisty koń. Należy się trzymać mocno okładek i nie dać się zrzucić niesfornej treści. Osoby zmieniają się jak w kalejdoskopie, przekroczone zostają granice czasu i przestrzeni, a ponadto autor dopuszcza do głosu przedmioty. Ta książka mówi. Przemawia jednak na wiele sposobów, będąc polifonicznym zapisem uwięzionego w meandrach historii „ja” stającego wobec zła. Narracja jest niepowstrzymana, słowa nie milkną, choć raz wypowiada je główny bohater powieści, innym razem wszechwiedzący narrator, by sporadycznie głos oddać cieniom dawnych czasów, przedmiotom, zastygłym obrazom. Jak to się czyta? Wyśmienicie! Po kilkunastu stronach konsternacji Cabré przekonuje do swojego pomysłu, elementy układanki zaczynają do siebie pasować i całość brzmi przekonująco. Nie bez znaczenia jest tu wykształcenie muzyczne autora, co widać w misternie skonstruowanej powieści. Podział na części krytycy porównują do utworów muzycznych i nazywają tę książkę symfonią. Dość napisać, że Jaume Cabré jest wyczulony na muzyczność słowa, dialogi skrzą się emocjami dowcipu i gniewu, mało tego, systematyczny brak trzykropka w wypowiedziach bohaterów sprawia, że słowa wchodzą w siebie jak narastający, pęczniejący dźwięk.
„W moim domu nigdy nie było miłości. Ja byłem tylko przypadkową konsekwencją zdarzeń” – wyznaje Adrian Ardevol. Niezwykle uzdolniony lingwistycznie filozof, także muzyk, a przede wszystkim czytelnik (na pytanie, co chce robić w życiu, odpowiada: czytać), znajdując się u kresu sił psychicznych i fizycznych, snuje opowieść. Przede wszystkim jest to opis ojca, wiecznie nieobecnego w domu, zamkniętego w swoim gabinecie. Feliks Ardevol kocha unikatowe manuskrypty, zdobywane w tajemniczy sposób drogocenne przedmioty, prowadzi podejrzane interesy. W czasach dyktatury Franco denuncjuje tych, którzy mogą być dla niego zagrożeniem. Marzenie Feliksa: syn ma być lepszą wersją ojca. Matka Adriana: ko
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 5000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń