Jakiś czas temu w zakamarkach mego komputera znalazłam plik, o którym zapomniałam. Nazywa się „Diario di una lamentosa” (Dziennik osoby narzekającej). Prowadziłam go dawno temu. Czytając teraz te kilka stron, zdałam sobie sprawę, jak radykalnie, w pewnym aspekcie, zmieniło się moje życie.
Ale zacznijmy od początku. Przez wiele lat uprawiałam profesjonalne narzekactwo. Łączyło się to z ogólnym złym samopoczuciem i martwieniem się z powodu różnych małych czy większych bolączek fizycznych. Jednym słowem, z upływem lat, stałam się także rasową hipochondryczką, prawdziwym chorym z urojenia, żeby zacytować Moliera, jedną z tych osób, które, gdyby istniał Nobel dla hipochondryków, otrzymywałyby go wielokrotnie. Moja matka powiedziała mi kiedyś z nutą niecierpliwości, która pochodzi z jej brytyjskiego wychowania bazującego na regule never complain and never explain (nigdy nie narzekaj i nigdy się nie tłumacz): – Ty żyjesz u lekarzy. Sprawiło mi to wówczas przykrość, ale ona miała rację: zawsze narzekałam i zbyt wiele się tłumaczyłam.
Wydałam krocie, chodząc od gabinetu do gabinetu. Eksperymentowałam ze wszystkim – od irydologii po medycynę chińską, od akupunktury i pranoterapii po ziołolecznictwo, nie wspominając już o medycynie tradycyjnej. Odwiedzałam specjalistów od każdej części ciała, a w pewnym momencie także
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 5000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń