Nauczanie Jana Pawła II jest trudne i wymagające. I z tego powodu także w Kościele bywa ignorowane albo – przynajmniej – lukrowane.
Tomasz Maćkowiak: Niedawno słyszałem rozmowę kilku profesorów, którzy byli zgorszeni, że tyle się mówi o Janie Pawle II jako o wybitnym autorytecie. A ja w tym samym czasie przeglądałem czeski podręcznik akademicki, w którym Jan Paweł II jest wymieniony jako jedna z wielkich postaci współczesności, razem z Dalajlamą, Einsteinem czy Habermasem. Dlaczego u nas tak się nie da?
Maciej Zięba OP: Po pierwsze, polski inteligent niełatwo przyjmuje do wiadomości, że trafił się nam wybitny rodak – myśliciel i mąż stanu w skali świata. Rodacy mu nie zaimponują, imponuje mu „zagranica”. Po drugie, współczesna kultura jest szalenie upolityczniona i dzieli wszystkich na „swoich” i „obcych”. I tych drugich konsekwentnie obrzuca mieszaniną hejtu oraz fake newsów. Wystarczy niechęć do Kościoła, by negować światowy wymiar postaci Jana Pawła II.
Ale za to w Kościele papież jest bardzo ceniony…
To druga skrajność. Dominuje myślenie pomnikowe, które sprowadza się do podkreślania, że papież jest wielki i że jest „nasz”. Nie wolno się nawet zastanowić nad złożonym systemem, który po sobie zostawił, nad komplikacjami, jakie ma z tym współczesny świat. To też nie jest dobre podejście.
Jak zatem dziś opisywać tę intelektualną wielkość?
Sięgnijmy do encykliki Centesimus annus. Z upływem czasu lepiej dostrzegamy, jak ważne i odkrywcze jest jej przesłanie. Widzimy trafność diagnozy, że demokracja i wolny rynek bez fundamentów etycznych ulegają zwyrodnieniu i stają się zagrożeniem same dla siebie.
Trzydzieści lat temu też o tym mówiliśmy.
Nieprawda. Wtedy – w atmosferze „końca historii” – odbieraliśmy to jako puste słowa. Teraz dopiero widzimy, jak trafnie są tam opisane alienacja współczesnego człowieka, zagrożenia dla demokratycznego państwa prawa, globalnej gospodarki, znaczenie ekologii, w tym ekologii ludzkiej, prymat kultury nad polityką i ekonomią. Po trzydziestu latach, gdy światem wstrząsają kolejne kryzysy, można dostrzec prawdę zawartą w tym papieskim dokumencie.
Kryzysy się zawsze zdarzały.
Nie chodzi tylko o kryzysy ekonomiczne, ale o cały system. Wówczas przekonywano, że rynek sam się reguluje, że etyka jest sprawą prywatną i mówienie o obiektywnych normach jest przejawem autorytaryzmu. A przecież decyzje ekonomiczne i polityczne także mają wymiar etyczny, bardzo konkretnie wpływają na nasze środowisko, na położenie całych grup społecznych.
To nie są rzeczy oczywiste?
Dziś bardziej niż w latach dziewięćdziesiątych. Gdy Jan Paweł II napisał to w Centesimus annus, były to tezy obrazoburcze! Wielu komentatorów się na to zżymało.
Oburzano się między innymi na papieskie słowa, że parlament nie może podejmować pewnych decyzji.
To prawda. I do dziś niektórzy się oburzają, że Jan Paweł II nie uważał woli większości za ostateczną instancję. A papież pisał o tym, że demokracji nie można traktować jak maszynki do głosowania. Owszem, przepisy i struktury są ważne, ale ważniejsze jest to, jacy są ludzie, którzy te przepisy i struktury wypełniają treścią. Dziś – po fatalnych doświadczeniach z demokracją w Iraku czy arabską wiosną – widzimy na własne oczy, że kartka wyborcza nie wystarcza, by stworzyć autentyczną demokrację.
Fundamentem Centesimus annus jest refleksja nad tym, że ki
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń