Wiosna przyszła nagle. Z trudem zauważam ją w biegu spowodowanym pandemią. Ulice puste, ale ja się śpieszę. Marszczę czoło, bo złapałam czerwoną falę i stoję na czwartym już świetle. W samochodzie gorąc, termometr pokazuje 23 stopnie Celsjusza. Zdejmuję z szyi szalik. Dziś rano, gdy wyprowadzałam psa, było przecież zimno. A może to było tydzień temu i szalik założyłam z rozpędu, z zimowego przyzwyczajenia? Kiedy wszystko wokół tak bardzo się zmieniło? Kiedy zakwitły drzewa? Kwiaty z forsycji już się obsypują… W zakrzywieniu ery koronawirusa czas rozwleka się i kurczy jednocześnie. Dzień, w którym po raz pierwszy musiałam zostać w domu, wydaje się w pamięci świeży, ale mam już kwarantannowe rutyny, wrosłam w nie, jakby były faktem od miesięcy. Poranny fitness on-line z dziewczynami, prysznic, prasowanie ubrań, przejście z kawą do dużego pokoju – namiastka wyjścia do biura. Czasem myślę, że to sen – minie. Czasem – że wszystko, co było przedtem, tylko mi się śniło. A świat zawsze był taki: najeżony zagrożeniami, skrzący od zakazów, pustawy.
Nie znam tych rewirów, nawigacja w telefonie prowadzi uliczkami odległej dzielnicy. Jadę z książkami do czytelniczki, jednej z tych wspaniałych osób, które zareagowały na nasz apel i zamówiły tomy przez internet. Dzięki nim wciąż wstajemy wcześnie, bo mamy pracę w nie
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 5000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń