Eklezjologia, głupcze!
fot. rohro clark VMz / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Łukasza

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 59,90 PLN
Wyczyść

Na śląskiej prowincji – precyzyjniej: w archidiecezji katowickiej – trwa właśnie synod diecezjalny. Dla niewtajemniczonych: synod jest ciałem, które swoim działaniem przypomina nieco parlament. Delegaci – po części wyznaczeni przez prawo kanoniczne, po części zaproszeni przez biskupa – zbierają się, obradują i głosują nad uchwałami, których szkice powstają zwykle nieco wcześniej, w komisjach przygotowawczych. Tyle że głos decydujący ma na synodzie tylko jedna osoba: biskup. Wszystkie pozostałe mają głos doradczy. Obojętne, co uchwalą: moc wiążącą i prawo publikacji otrzymuje tylko to, co zatwierdzi biskup.

Wobec takiego stanu rzeczy śląski pragmatyzm na samą wieść o biskupiej chęci zwołania synodu szepnął (a właściwie wrzasnął na całe gardło, zdaje się głównie w myślach pewnej części naszego duchowieństwa): po jakiego czorta zawracać głowę niemałej rzeszy ludzi, którzy i tak mają sporo swoich własnych obowiązków?

Przyznać muszę, że szept ten obszedł mnie niebagatelnie, bo synodowi sekretarzuję. Ale obszedł nawet nie dlatego, że takie myślenie nie ułatwia przeprowadzenia prac. Raczej dlatego, że ujawnia pewną trudność, jaką najwyraźniej napotykamy na styku eklezjologicznej teorii na temat tego, czym Kościół jest i jak powinien być zarządzany, oraz kościelnej praktyki zarządzania. Synod diecezjalny, ale też i mnóstwo kościelnych ciał kolegialnych – od diecezjalnych po parafialne rady duszpasterskie – jawią się, w świetle czysto pragmatycznego podejścia, jako ciała w istocie zbędne. I tak na końcu czy to proboszcz, czy to biskup jednoosobowo podejmuje decyzje. Czyż takie struktury nie sprzyjają podejrzeniu, że kolegia nie służą w istocie niczemu innemu, jak tylko maskowaniu odpowiedzialności osób faktycznie podejmujących decyzje – bo w razie porażki można będzie się schować za szerokimi plecami rady?

Jednak ten rodzaj pragmatycznego podejścia zdradza zjawisko, które wymaga – moim zdaniem – głębszego namysłu. Czy bowiem nie dzieje się tak, że w potocznej świadomości – zarówno świeckich, jak i duchownych – podstawowym układem odniesienia w ocenie działania kościelnych instytucji staje się sposób funkcjonowania współczesnych struktur demokratycznych (państwa, samorządów, stowarzyszeń)? Innymi słowy – czy pragmatyczne kryteria wypracowane zupełnie poza przestrzenią zbawienia (jaką w końcu jest Kościół) nie dominują nad tymi, które wypływają z doświadczenia wiary?

Jeśli tak się dzieje – a mam poczucie, że tak właśnie jest – to czeka nas spory wysiłek formacji eklezjologicznej, by przypomnieć, czym w planie Bożym jest Kościół. I – w konsekwencji – skąd się biorą zasady rządzące jego instytucjami. Bez tego ani duchowni, ani świeccy nie zrozumieją, na czym polega istotna różnica pomiędzy ustrojem Kościoła a choćby monarchią absolutną z jednej a demokracją z drugiej strony. Będą zatem mieli problem z sensownym wykorzystywaniem takich struktur jak synod diecezjalny, rady duszpasterskie, kapłańskie etc.

Nie sposób tu opowiadać całej eklezjologii, przypomnę więc tylko jeden wątek. Życie Kościoła ma być poddane tchnieniu Ducha Świętego. Przekucie tego pobożnego sloganu w praktykę podejmowania decyzji wcale nie jest proste. Wymaga bowiem najpierw wiary, że Duch nie tylko abstrakcyjnie „mówi do Kościołów”, ale że przemówić może do konkretnej wspólnoty, której akurat jestem członkiem. Co więcej – może przemówić przeze mnie. Albo przez kogoś innego, kogo akurat niekoniecznie lubię bądź uważam za szczególnie bystrego. Przez kogokolwiek by jednak przemówił, rzecz będzie wymagać rozeznania, to zaś – dokonywane wspólnotowo – znowu opiera się na założeniu, że Duch, chcąc poprowadzić Kościół w jakimś kierunku, rezonuje w umysłach i sercach. Zatem kolegialne struktury kościelne – czy to doradcze, jak synod diecezjalny lub rady duszpasterskie, czy to decyzyjne, jak sobór powszechny – są w istocie wspólnotami, których podstawowym zadaniem jest rozeznanie, kędy tchnie Duch. Nie chodzi w nich ani o wygrywanie interesów większości nad mniejszością, ani o wypracowywanie kompromisów, łagodnie godzących interesy wszystkich zainteresowanych grup, tylko o poddanie się prowadzeniu Ducha, który może przemówić także przez najmniej darzonego szacunkiem członka wspólnoty albo domagać się naruszenia tradycyjnie utrwalonych świętych spokojów.

Idealistyczna teoria, odklejona od rzeczywistości i świadcząca o naiwności autora? A ja mówię: biada Kościołowi, który traci wiarę w fundamenty własnej tożsamości albo przestaje tę wiarę przekładać na praktykę funkcjonowania swoich instytucji. 

Eklezjologia, głupcze!
ks. Grzegorz Strzelczyk

urodzony w 1971 r. – prezbiter archidiecezji katowickiej, doktor teologii dogmatycznej, były członek Zarządu Fundacji Świętego Józefa KEP (2020-2023)....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze