Ludzie ósmego dnia. Autostopem do Matki Teresy
Ap 7,2-4,9-14 / Ps 24 / 1J 3,1-3 / Mt 5,1-12a
Pewien mężczyzna, który stracił przytomność z powodu upojenia alkoholowego, znalazł się w szpitalu psychiatrycznym. Gdy wytrzeźwiał, przeżył ogromny wstrząs. Pod jego wpływem się nawrócił i zaczął zdrowieć. Kiedy jezuicki ksiądz Pedro Aruppe wyjechał na misję do Japonii, został oskarżony o szpiegostwo na rzecz „sił zachodnich”. Spędził trzydzieści pięć dni w pojedynczej celi. Przetrzymał tam grudniowy chłód, nie mając nic oprócz maty do spania. Później tak o tym okresie opowiadał: „Nauczyłem się wtedy wielu rzeczy; sztuki milczenia, samotności, surowej i srogiej biedy, wewnętrznego dialogu z gościem mojej duszy. Jestem przekonany, że był to najbardziej pouczający miesiąc w całym moim życiu”. Poprzez duchowe ciemności i brak doświadczenia Boga Matka Teresa przygotowywała się do zrozumienia tego, czego On od niej chce. Dzięki temu mogła później utożsamić się z tymi, których ten świat odrzucił. Starszy zakonnik, który zachorował na udar mózgu, wyznał: „Bardziej niż kiedykolwiek czuję się teraz w rękach Boga. Właśnie tego pragnąłem przez całe życie, od najwcześniejszej młodości. Teraz jednak jest pewna różnica: inicjatywa należy wyłącznie do Boga”.
Nigdy nie wiemy, czy to, co nas spotyka, jest błogosławieństwem czy przekleństwem. Czy smutek, choroba, niesprawiedliwy osąd lub utrata dobrego imienia nie przyczynią się do naszej świętości? Czy cierpienie ofiarowane Bogu nie przysłuży się zbawieniu innych? W Biblii to właśnie kamień odrzucony staje się fundamentem pięknej budowli.
To dziwne, że wśród „ośmiu powodów do szczęścia” (użyte przez Mateusza greckie słowo makaroi oznacza dosłownie szczęśliwi) znajdujemy pochwałę braku, smutku, łez, prześladowania. Czyżby Jezus chciał dla nas tego wszystkiego? Czyżby cierpienie było czymś dobrym? Oczywiście nie, ale… błogosławieństwa należy czytać od tyłu. Człowiek nie jest szczęśliwy, dlatego że płacze lub cierpi prześladowanie, ale dlatego że właśnie on zostanie pocieszony przez samego Boga. Optymizm chrześcijanina bazuje na nadziei wynikającej z przekonania, że Bóg wie, co robi, i zawsze będzie robił to, co jest dla ludzi najlepsze. Ktoś inny bowiem niż my sami czuwa nad nami. Jezus, wygłaszając kazanie o obietnicach Boga, chce jednocześnie dodać słuchaczom odwagi, aby wytrwali, kiedy wszystko wydaje się bezcelowe. Te „błogosławione” momenty są konieczne, gdyż aby dojść do pełnego wyzwolenia, musi najpierw dokonać się oczyszczenie z tego wszystkiego, co Nim nie jest.
Oceń