Życie w toskańskim domu
fot. sam mgrdichian / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Hewel. Wszystko jest ulotne oprócz Boga

3 opinie
Wyczyść

Życie w dużym domu, zamieszkanym przez parę pokoleń, może być bardzo pouczającym doświadczeniem. W tym roku ten dom pomieścić musi gromadę bardzo różnych osób, w przedziale od prawie dziewięćdziesięciu lat, w przypadku starszego pokolenia, do niespełna dwóch w tym najmłodszym. Ułożenie rozkładu dnia i dostosowanie zajmowanej wspólnie przestrzeni do indywidualnych i niezwykle zróżnicowanych potrzeb domowników wymagają poruszania się z ogromną delikatnością, aby nie nadeptywać sobie nawzajem na odciski. Szczególne miejsce w planie każdego dnia zajmują wspólne posiłki: obiad i kolacja, podczas których konwersacja toczy się płynnie w dwóch głównych językach – włoskim i angielskim, z solidną domieszką polskiego. Bywa, że dużo się śmiejemy, choć czasem (jak w każdej wspólnocie) pojawiają się też spięcia. Dzieci muszą wytrzymać długo przy stole, bo starsze osoby jedzą wolno. Wiercą się więc na krzesłach i patrzą w sufit, czekając na upragniony moment, kiedy dostaną wreszcie wolne. Taka mała lekcja cierpliwości z pewnością im nie zaszkodzi!

***

Skoro pory naszych spotkań wyznaczają posiłki, bardzo ważną postacią w domu jest kucharka. W tym roku w kuchni rządzi Tina, wesoła i uśmiechnięta kucharka z Kalabrii. Imię Tina jest skrótem od Assuntina, czyli zdrobnienia przymiotnika maryjnego Assunta (Wniebowzięta). Taki fenomen onomastyczny jest nadal dość popularny na południu Włoch, gdzie można spotkać także takie imię, jak Annunziata (Zwiastowana) ze zdrobnieniem Nunzia, czy Concetta (takie imię nosi jedna z bohaterek powieści Lampart Giuseppego Tomasiego di Lampedusy) pochodzące od łacińskiego słowa concepta odnoszącego się do Niepokalanego Poczęcia.

Wracam jednak do naszej Tiny. Jest uwielbiana przez dzieci (i nie tylko), bo przygotowuje między innymi znakomitą pizzę i cudowne ciasta. Nasz zachwyt nad jedzeniem skwitowała parę dni temu z wielkim uśmiechem moja mała bratanica: „Chyba wszyscy milczymy przy stole, bo to jest takie pyszne”. Dzieci jednak potrafią być wybredne, a jeśli coś im nie smakuje, to marudzą. Cukinia na przykład (oprócz tej smażonej w cieście) budzi najwięcej negatywnych emocji. Zawsze przypomina mi się wtedy synek mojej przyjaciółki, który zamiast się pomodlić przed posiłkiem słowami: „For what we are about to receive thank you Lord” („Za to, co za chwilę otrzymamy, dziękujemy Ci, Panie”), powiedział: „For what I am about to refuse, thank you Lord” („Za to, czego za chwilę odmówię, dziękuję Ci, Panie”), wywołując tym ogólną wesołość.

***

Wakacje w Toskanii mają też swoje szczególne momenty. W tym roku zorganizowaliśmy spotkanie rodzinno-przyjacielskie, żeby uczcić 86. urodziny ciotki Diamante, siostry mojego ojca. Mieszka w domku na wzgórzu nieopodal Florencji z dość pokaźną gromadką psów. Za młodu kroniki towarzyskie opisywały ją jako jedną z najpiękniejszych kobiet we Włoszech. Wesoła, ciągle w ruchu, jest filarem sklepu odzieżowego Czerwonego Krzyża oraz stowarzyszenia na rzecz chorych na HIV. Z zamiłowania podróżniczka, weszła w dziewiątą dekadę swego burzliwego życia wyprawą autobusową przez całe Mali. Niestety parę miesięcy temu upadła i złamała biodro w dość skomplikowany sposób. Bycie unieruchomioną jest dla niej, oczywiście, najgorszym możliwym przekleństwem. Jednak gdy przyjechała do nas, była jak zwykle uśmiechnięta i tryskała energią. Tylko w jej oczach zauważyłam smutek, gdy westchnęła: „Chyba nie będę już mogła prowadzić samochodu. Ale zostaje mi jeszcze mój rower”.

***

Oprócz tych wielkich wydarzeń jest jeszcze całe mnóstwo małych przyjemności dnia codziennego. Jedną z nich są dla mnie zakupy w Greve, małym miasteczku niedaleko Calcinaii. Najpierw idę po gazety dla ojca, a następnie do małego sklepu spożywczego po chleb, mleko, ser itd. Jowialny właściciel od lat nie wita tradycyjnym „Dzień dobry”, tylko „Ben alzata” – czyli: „Mam nadzieję , że dobrze pani wstała dziś rano”. Za każdym razem pyta też o mojego męża: „Quando arriva il Sant’Uomo?” (Kiedy przyjeżdża ten Święty Człowiek?). Pewnego dnia zapytałam, skąd niby wie, że mój mąż jest taki święty, na co on odpowiedział: „To cała kategoria jest święta, proszę pani. Proszę spojrzeć na mnie. My wszyscy, wasi mężowie, pójdziemy do raju z zasady”. Najbardziej jednak bawią mnie rozmowy w warzywniaku, którego właściciel potrafi opisać rzeczywistość w kapitalnych skrótach myślowych. Poprosiłam kiedyś o kilka dobrych pomidorów do sałaty, a on pokazał coś, co nawet nie przypominało pomidora, tak było szkaradne: „Questi e son brutti come i‘ peccato, e fanno paura! Ma ad assaggialli la sentira‘ come l’e‘ bono i‘ peccato!” („Te, proszę pani, wyglądają tak brzydko jak grzech, aż strach patrzeć. Ale dopiero gdy pani je spróbuje, to przekona się pani, jak bardzo grzech może być słodki”). Nie wchodziłam z nim w dyskusję teologiczną na temat słodyczy grzechu, jednak muszę przyznać, że pomidory były wyśmienite. Parę dni temu z kolei stała przede mną starsza pani, która w trakcie zakupów bezustannie narzekała na cały świat w ogólności, a na swój stan zdrowia – w szczególności. Właściciel starał się ją pocieszać, ale na końcu, żegnając się ze mną, powiedział: „E mi raccomando Teresa ricordati! La morte la c’ha da trovacci vivi” („Pamiętaj, Teresko! Śmierć ma nas zastać żywych”). Daj Boże!

Życie w toskańskim domu
Tessa Capponi-Borawska

urodzona 3 marca 1959 r. we Florencji – ukończyła studia historyczne na tamtejszym uniwersytecie, do Polski przyjechała w 1983 roku, przez wiele lat wykładała na Uniwersytecie Warszawskim. Od wielu lat publikuje w „Twoim...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze