Starsi ludzie mają duże doświadczenie życiowe i chętnie się na nie powołują. Poza tym uwielbiają doradzać, zwracać uwagę, a młodzi nie słuchają i jeszcze potrafią niegrzecznie odpowiedzieć.
Rozmawiają coach Sylwia Petryna i Dorota Ronge-Juszczyk
Kiedy zainteresowałam się sprawą zwracania komuś uwagi w taki sposób, by go nie obrazić, zajrzałam do internetu i znalazłam mnóstwo porad, podręczników, ofert szkoleń z zasad savoir-vivre’u; poleca się naukę odpowiednich gestów, doboru słów i sposobu mówienia. Są kursy etykiety i dobrych manier, a nawet mówi się o tym w podcastach.
No proszę, to dowodzi, że jest potrzeba, aby się uczyć, jak zwracać komuś uwagę. Z czego wypływa wniosek, że sobie z tym nie radzimy. Szkoda, że szkoła nie uczy podstaw kompetencji społecznych, gdyż jedną z nich jest właśnie umiejętność komunikowania się w różnych sytuacjach.
Jest jeszcze dom, gdzie spędzamy więcej czasu niż w szkole.
Niestety dom nie zawsze to robi, a nawet czasami daje zły przykład. Wszystko zależy od tego, jak ludzie się tam ze sobą komunikują, rozmawiają, jak się do siebie odnoszą rodzice, jak się odnoszą do dzieci. Nie jest dobrze, skoro, jak powszechnie wiadomo, dzieci mają dzisiaj ogromny problem z wyrażaniem swoich myśli, z określeniem emocji.
Dorośli też mają ten problem.
Otóż to. Jeżeli rodzice nie potrafią się komunikować i wyjaśniać sobie jakichś kwestii we właściwy sposób, to dzieci nie mają z czego tej wiedzy czerpać. A w szkole nadal panuje model pruski, jest wciąż system oceniania, potem karania, dzieci nikt nie pyta o zdanie. Tak ma być i koniec! W mniejszym stopniu mamy do czynienia z próbą zrozumienia, empatii, objaśniania, dlaczego tak, a nie inaczej, a przecież to jest podstawa umiejętności komunikowania się. Powiedz mi, wytłumacz, ja to zrozumiem.
Czyli brakuje zwyczajnej rozmowy.
Nie chodzi tylko o rozmowę, bo takie zwyczajne rozmowy większość z nas potrafi prowadzić. Ludzie mówią o błahych, nieistotnych rzeczach, ale kiedy pojawia się konieczność głębszych rozmów, dotykających naszych wartości, przekonań, trudnych sytuacji albo nas samych, to zaczyna się problem.
Skąd on się bierze?
Z różnych rzeczy. Również kulturowych. Podam pani przykład: na ulicy widzi pani mężczyznę o śniadej cerze, który bardzo głośno mówi coś do dziecka, według pani on się na to dziecko wydziera. Co pani wtedy robi?
To zależy. Gdyby krzyczał coraz głośniej albo zaczął tym dzieckiem potrząsać lub je uderzył, to pewnie bym się wtrąciła.
Tymczasem większość osób w ogóle nie zwróciłaby na to uwagi, niektórzy szybko przemknęliby obok. A już w Anglii nikt by w kierunku tego dziecka i mężczyzny nawet nie spojrzał. To wprost nie do pomyślenia, by w ogóle kogoś tam pouczać, strofować na ulicy, zwłaszcza os
Zostało Ci jeszcze 85% artykułu
Oceń