Maić znaczy stroić. Pewnie moglibyśmy się spierać, czy najpierw były łąki umajone, więc miesiąc tego umajenia nazwano majem, czy też odwrotnie, najpierw był maj, a to, co robi z łąkami, nazwaliśmy umajeniem.
Jedno jest pewne: na majowym spacerze nie sposób nie spotkać się z pięknem. Kolory, kształty, zapachy, dźwięki. Dobrze nam w maju: ciepło, radośnie, optymistycznie. I my sami jacyś tacy piękniejsi jesteśmy. Aż się chce zakochać… i jakoś o te zakochania wiosną łatwiej.
Jest z pięknem kłopot podobny jak z majem. Nie wiadomo, czy najpierw coś jest piękne, więc nam się podoba, czy też odwrotnie, podoba nam się, więc uznajemy, że jest piękne. „Nie to piękne, co piękne, lecz co się komu podoba”.
No właśnie. Czy wystarczy, że coś się ludziom podoba, żeby można było uznać, że jest piękne? Socrealizm, disco polo, obrazy jeleni na rykowisku, wschody i zachody słońca, niektóre świątki i „Jezuski” – nawet jeśli się podobają, za piękne ich przecież nie uważamy.
Kicz, owszem, podoba się, z definicji schlebia popularnym gustom, a jednak odmawiamy mu artystycznej wartości. Podobnie nie każdą ładną twarz uznajemy za piękną i nie każda piękna twarz musi być ładna.
Piękno ma charakter i klasę. To jest jakaś nadzieja dla tych mniej urodziwych… i tak oto już na początku majowego spaceru znaleźliśmy się w samym centrum filozoficznych rozważań o pięknie.
A jest nad czym się zastanawiać. Bazowy dylemat zdefiniowali klasycy: Platon – idealista – powiedziałby, że piękno, tak jak inne idee, istnieje obiektywnie. Mamy wrodzone wyczucie piękna. Tęsknimy za nim. Zamknięci w pl
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń