„Rzykanie” to po śląsku modlitwa. O tym, że w ogóle „trza rzykać”, czytelników „W drodze” raczej nie trzeba przekonywać, chodzić więc będzie o pewną szczególną intencję. Nim ją jednak wyjawię, proszę o chwilę cierpliwości – wstęp do tego będzie nieznośnie autobiograficzny. Ale cóż: autor ma swoje prawa.
Najpierw coming out. Z pierwszego wykształcenia jestem technikiem. Dawno, dawno temu, gdy jeszcze po przenośne komputery chodziło się mniej więcej tak, jak po łoże z paralitykiem (czyli we czterech), w nieodległym Bytomiu skończyłem specjalność „elektroniczne maszyny i systemy cyfrowe”. Czyli w praktyce elektronikę silnie zorientowaną na informatykę, która wówczas – a była to końcówka lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku – zaczynała nabierać rozpędu. Komputerów w prywatnych rękach było niewiele. Przedmiotem westchnień z końca mojej podstawówki były maszyny, do których programy wgrywało się godzinami z kaset magnetofonowych. Pierwszego języka programowania nauczyłem się więc „na sucho”, symulując w głowie wyniki działania kodu… Zebrało się dziadkowi na wspominki. Już kończę.
Przedwstęp był potrzebny do kolejnej wstępnej deklaracji: nie żałuję odstawienia informatyki dla pr
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń