Zamiast na spacer wybrałem się w rejs. Myślom na spacerze dobrze zrobi przewentylowanie śródziemnomorskim wiatrem – pomyślałem. Rejs był oczywiście filozoficzny – nawet nazwa nie pozostawiała złudzeń. Płynęliśmy „ku szczęściu”.
Wróciłem szczęśliwszy. Wprawdzie wiem, że zbyt intensywne szukanie szczęścia może unieszczęśliwiać, ale przecież tydzień na wodzie, w słońcu i cieple, w dobrym towarzystwie, z dobrą kuchnią, zrobił swoje. Tym razem jednak chodziło o coś więcej niż wypoczynek i regenerację. Dwa razy dziennie – po śniadaniu i po obiedzie, jak pierwsi filozofowie – siadaliśmy razem w kokpicie na spontaniczną życiową pogawędkę o ważnych sprawach: naszych szczęściach i nieszczęściach, dylematach, priorytetach, poszukiwaniach. I wiele wspólnie odkryliśmy, czasem dzięki moim filozoficznym wprowadzeniom, ale przede wszystkim dzięki wymianie doświadczeń – ze szczęściem i o szczęściu.
Wspólna droga zawsze jest lekcją. Nie znaliśmy się przed rejsem. Tak jak w życiu – to była nasza wspólna podróż, a jednak każdy miał swoją, autonomiczną drogę. Skądś przychodził, dokądś chciał dotrzeć. Szukał swojego miejsca na jachcie, tak jak szukamy sobie miejsca w życiu, nawet jeśli się wydaje, że kajuty już zostały przydzielone. No i przechyły – na morzu można je poczuć fizycznie, w codzienności też są nieuniknione.
Trzeba się nauczyć płynąć w
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń