Czułość to może i nawet za dużo. Kiedyś wydawała mi się w sam raz, teraz nie mam już takich marzeń. Są niebezpieczne. Wystarczy łagodność – delikatniejsza forma czułości. Czułość trochę oblepia, zabiera wolność, w miarę jak zaczyna oczekiwać wzajemności.
Nie miewam pretensji, bo nie mam oczekiwań w stosunku do ludzi. Myślę więc – mylnie – że nikt nie ma ich wobec mnie… Dla jasności słowa „oczekiwanie”: nie oczekuję, co nie znaczy, że się nie spodziewam. Spodziewam się, owszem, dobrych rzeczy po ludziach, a wśród nich ważne miejsce zajmuje coś, co bym nazwał uprzejmą obojętnością. Niech nikt mnie nie lubi. Ważne, żeby się uśmiechał. A zwłaszcza – niech nikt niczego nie oczekuje po mnie, bo się zawiedzie: trochę przeze mnie, trochę przez siebie. Przez to, że oczekiwał. Egoizm? Asekuranctwo? Może. Pewnie tak. Ale mam prawo dbać o to, czego w tej chwili sam oczekuję najbardziej, nikogo nie zniewalając. Powiedziałem już, co to jest: uprzejma obojętność. Łagodność.
Nie, to nie jest tak, że zabraniam oczekiwać. Niech każdy oczekuje, czego tylko chce i potrzebuje, lecz czy jest w stanie obiecać, sobie i mnie, że nie obciąży mnie swoim rozczarowaniem? Przecież to z rozczarowań rodzi się przemoc oczekiwań, nadziei.
Dlaczego zdradzony został Jezus? Nie spełnił oczekiwań?
Dlaczego odchodzimy od Boga, tracimy wiarę? Bo nas rozczarował, a w dodatku nie przeprosił? Za co miał przeprosić? Za to, że nie spełnił oczekiwań? Jakich? Nie dał
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 5000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń