Oni też są Kościołem
fot. raul petri / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Słuchanie na modlitwie

0 votes
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 16,43 PLN
Wyczyść

Prawdą pozostaje to, na co zwróciła uwagę Kongregacja Doktryny Wiary, że sakrament małżeństwa jest sprawą osobistą, ale nie prywatną.

Od kilku lat towarzyszę osobom, które żyją w związkach niesakramentalnych. Tworzą one małą wspólnotę uczennic i uczniów Jezusa Chrystusa, którzy wierzą, że Pan Bóg nie odmówił (i nie odmawia) im swojej miłości. Wierzyli w to nawet wtedy, kiedy urzędowi emisariusze twierdzili coś innego. Jedna z osób, które należą do naszego duszpasterstwa przy kościele Zmartwychwstania Pańskiego w Poznaniu, opowiadała, jak pewnego razu uczestniczyła w rekolekcjach parafialnych. Była już wtedy po rozwodzie i zawarła związek cywilny. Przyszła na wieczorną eucharystię, po której miała nastąpić konferencja dla małżeństw. Kapłan rozpoczął naukę od prośby, aby z kościoła wyszły wszystkie osoby żyjące w związkach cywilnych. Możemy się jedynie domyślać, jak się poczuła, siedząc w kościele i słysząc słowa, że nie ma tu dla niej i dla jej związku miejsca. Czy na pewno nie ma? 

Kilka lat wspólnej drogi pokazało mi, że historia każdej z tych osób naznaczona jest bólem, odrzuceniem oraz poszukiwaniem Boga i Kościoła. Bardzo pięknie ujął to kardynał Dionizy Tettamanzi w liście pasterskim z 2008 roku skierowanym do rozwiedzionych żyjących w ponownych związkach.

List włoskiego kardynała świadczy o zmianie myślenia na temat osób rozwiedzionych wewnątrz Kościoła, a zwłaszcza wśród hierarchii. Wielka zasługa w tym błogosławionego Jana Pawła II, który na Stolicę Piotrową zabrał z Polski (między innymi) doświadczenie duszpasterstwa związków niesakramentalnych. Polska w latach siedemdziesiątych stanowiła swoisty poligon, na którym próbowano wypracować model opieki pastoralnej nad osobami rozwiedzionymi. Działo się to w oparciu o oddolne inicjatywy poszczególnych księży (często rozproszone i nie zawsze akceptowane przez biskupów), ale wydaje się, że bez tego wysiłku nie byłoby dzisiejszej wrażliwości na ów problem. 

Niech Kościół modli się za nich

W 1981 roku Jan Paweł II opublikował adhortację apostolską Familiaris consortio. W punkcie 84 tego dokumentu znajdują się słowa, które wyznaczają perspektywę duszpasterstwa osób żyjących w związkach niesakramentalnych1. Przede wszystkim ukazana zostaje perspektywa zbawienia. Kościół jest po to, aby wszystkich (zwłaszcza ochrzczonych) doprowadzić do zbawienia. Ta troska nakłada na wspólnotę obowiązek rozpoznania sytuacji, gdyż, jak pisze papież:

Zachodzi bowiem różnica pomiędzy tymi, którzy szczerze usiłowali ocalić pierwsze małżeństwo i zostali całkiem niesprawiedliwie porzuceni, a tymi, którzy z własnej, ciężkiej winy zniszczyli ważne kanonicznie małżeństwo. Są wreszcie tacy, którzy zawarli nowy związek ze względu na wychowanie dzieci, często w sumieniu subiektywnie pewni, że poprzednie małżeństwo, zniszczone w sposób nieodwracalny, nigdy nie było ważne.

Razem z Synodem wzywam gorąco pasterzy i całą wspólnotę wiernych do okazania pomocy rozwiedzionym, do podejmowania z troskliwą miłością starań o to, by nie czuli się oni odłączeni od Kościoła, skoro mogą, owszem, jako ochrzczeni, powinni uczestniczyć w jego życiu. Niech będą zachęcani do słuchania Słowa Bożego, do uczęszczania na mszę świętą, do wytrwania w modlitwie, do pomnażania dzieł miłości oraz inicjatyw wspólnoty na rzecz sprawiedliwości, do wychowywania dzieci w wierze chrześcijańskiej, do pielęgnowania ducha i czynów pokutnych, ażeby w ten sposób z dnia na dzień wypraszali sobie u Boga łaskę. Niech Kościół modli się za nich, niech im dodaje odwagi, niech okaże się miłosierną matką, podtrzymując ich w wierze i nadziei.

Cytowany powyżej fragment jest pierwszą pozytywną wypowiedzią Magisterium Kościoła na temat możliwości towarzyszenia osobom żyjącym w związkach niesakramentalnych. Słowa błogosławionego Jana Pawła II prowokują do postawienia kilku pytań, które będą wyznaczać drogę propozycji duszpasterskich.

Przede wszystkim pytanie wynikające z różnicy, o której papież wspomina, nadmieniając, że są tacy, którzy robili wszystko, aby ocalić swoje małżeństwo; tacy, którzy doprowadzili do ruiny zawarty sakrament małżeństwa; oraz tacy, którzy są subiektywnie przekonani, że zawarte przez nich małżeństwo sakramentalne nigdy nie było ważne. Czy to oznacza, że możemy (lub że powinniśmy) w Kościele każdego traktować inaczej? Czy punktem wyjścia dla tego zróżnicowania może być subiektywny osąd sumienia danej osoby? Wielu współczesnych teologów i duszpasterzy kładzie na to nacisk i w tym właśnie widzi możliwość pewnej modyfikacji katolickiej dyscypliny sakramentu małżeństwa. Z drugiej strony prawdą pozostaje to, na co swego czasu zwróciła uwagę Kongregacja Doktryny Wiary, a mianowicie, że sakrament małżeństwa jest sprawą osobistą, ale nie jest sprawą prywatną. Stąd ów subiektywny sąd domaga się pewnej weryfikacji na forum zewnętrznym. 

Po drugie, czy Kościół w swojej postawie wobec tych osób powinien kłaść nacisk na to, że został ustanowiony, aby prowadzić ku zbawieniu, czy też na to, że owe osoby należą do Kościoła i powinno się im stworzyć przestrzeń bycia w Kościele (i Kościołem)? Na pierwszy rzut oka tego typu ustawienie problemu brzmi sztucznie. Ale kiedy przyjrzeć się praktyce duszpasterstwa związków niesakramentalnych, dostrzegamy w nim niejednokrotnie próbę legitymizacji drugiego związku wobec rodziny zainteresowanych i wspólnoty wierzących. Przychodzi mi do głowy wypowiedź pewnej opuszczonej żony, która żaliła się, że mąż ją zostawił z dwójką dzieci, związał się z młodszą kobietą, a teraz Kościół urządza mu jakieś specjalne duszpasterstwo zamiast pogonić, gdzie pieprz rośnie.  

I po trzecie, czy swoisty katalog dzieł, w których mogą (i powinny) uczestniczyć osoby żyjące w związkach niesakramentalnych, ma charakter definitywny? Na to pytanie odpowiedzieć najprościej, gdyż już Benedykt XVI w adhortacji apostolskiej Sacramentum caritas wskazał, że takie osoby mają prawo do szczerej rozmowy z kapłanem lub ojcem duchownym2. Ale czy na tym kończą się propozycje Kościoła wobec tych osób?

Aż do śmierci

Opublikowany dokument Jana Pawła II i wzrastająca liczba rozwodów, również pośród katolików, doprowadziły do ożywionej dyskusji na temat duszpasterstwa osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Odzwierciedleniem tej dyskusji są trzy dokumenty, których znaczenie doktrynalne jest zróżnicowane, ale które wypływają z tego samego źródła – z troski o naszych braci i siostry, którzy rozwiedzeni, zawarli kolejny związek. Respektując porządek chronologiczny, należy najpierw wspomnieć o pracy niemieckiego redemptorysty ojca Bernarda Häringa, która ukazała się w 1989 roku w języku niemieckim (przetłumaczona następnie na inne języki), a dotyczyła duszpasterstwa rozwiedzionych3. Następnym etapem tej dyskusji był list (1993) trzech niemieckich biskupów w sprawie możliwości przystępowania niektórych osób rozwiedzionych i ponownie zaślubionych do komunii świętej i odpowiedź (z 14 września 1994 roku), jakiej udzieliła Kongregacja Doktryny Wiary, kierowana wtedy przez kardynała Ratzingera. Swoiste dopowiedzenie (jakkolwiek niedefinitywne) stanowi dokument diecezji Strasburg, podpisany przez ówczesnego ordynariusza abpa Josepha Doré, który ustanawiał zasady duszpasterstwa osób niesakramentalnych w swojej diecezji. Dokument został przedstawiony po wielu latach refleksji i pracy gremiów diecezjalnych.

Ojciec Bernard Häring należał do odnowicieli teologii moralnej w Kościele katolickim. To jeden z ekspertów Ojców Soborowych podczas Vaticanum II. Pod koniec swojego życia wyraźnie skonfliktowany ze Stolicą Apostolską był coraz bardziej marginalizowany. Jego propozycja duszpasterstwa związków niesakramentalnych w gruncie rzeczy sprowadza się do przyjęcia prawosławnej dyscypliny sakramentu małżeństwa. Punktem wyjścia są dwa założenia. Pierwszym jest przekonanie, że obowiązuje nas, wierzących, ekonomia zbawienia. To nic innego jak Boży plan zbawienia, w którym Boga postrzegamy jako dobrego Ojca rodziny, a Kościół jawi nam się jako szafarz Bożego miłosierdzia. Tego miłosierdzia, o którym Jezus opowiada w swoich przypowieściach o zagubionej owcy. Siłą tego obrazu jest właśnie zestawienie tej jednej, zagubionej owcy, z całym stadem. Drugim założeniem jest interpretacja śmierci, która stanowi kres małżeństwa. W Kościele zachodnim, w odniesieniu do sakramentu małżeństwa, śmierć interpretuje się dosłownie (w znaczeniu fizycznym), natomiast w tradycji prawosławnej śmierci – cały czas w odniesieniu do dyscypliny sakramentu małżeństwa – przypisuje się jej także znaczenie przenośne: moralne (kiedy małżeństwo sakramentalne nie ma w sobie już żadnej mocy odkupieńczej, a jego wymiar ludzki został totalnie zanegowany)4; psychiczne (kiedy mamy do czynienia z chorobą psychiczną, która uniemożliwia życie małżeńskie)5; cywilne6.

Te dwa założenia, według niemieckiego moralisty, mogą prowadzić do przyjęcia we wspólnocie rzymskokatolickiej prawosławnej dyscypliny, która polegałaby na tym, że w liturgii błogosławienia drugiego związku wspomina się z bólem rozpad i upadek pierwszego małżeństwa. Odwołując się jednak do miłosierdzia i wielkoduszności Boga, uprasza się błogosławieństwo dla wiernych rozpoczynających życie w drugim związku. W modlitwie błogosławienia nie mówi się już o godności małżeństwa. Wspomina się natomiast Rachab z Jerycha (prostytutkę – jedną z bohaterek Księgi Jozuego), nawrócenie celnika i łzy dobrego łotra.

Czytając ojca Häringa, odnosi się wrażenie, że dopuszcza on możliwość, aby taka para mogła uczestniczyć w życiu sakramentalnym Kościoła. Oznaczałoby to jednak rezygnację z wielowiekowej Tradycji Kościoła, co skutkowałoby „wprowadzeniem wiernych w błąd lub powodowałoby zamęt co do nauki Kościoła o nierozerwalności małżeństwa”7.

Inaczej wygląda to w propozycjach duszpasterskich dla diecezji strasburskiej. Arcybiskup Strasburga Joseph Doré 1 maja 2004 roku opublikował dokument zawierający zasady duszpasterstwa osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Potwierdzając naukę Kościoła, że tacy wierni nie mogą przystępować do komunii świętej, zachęca ich do komunii pragnienia (komunia święta duchowa), a także kreśli program, jak sam to nazywa, świętości na miarę możliwości. W związku z tym, że w czasie opracowywania tego dokumentu została postawiona kwestia możliwej celebracji liturgicznej zawierania drugiego związku, emerytowany ordynariusz Strasburga zasugerował, że taka celebracja liturgiczna (nie chodzi jednak o Eucharystię!) może być sprawowana, jednak pod pewnymi warunkami. Otóż dobrze by było, gdyby modlitwa w intencji nowej pary miała miejsce w inny dzień niż ceremonia ślubu cywilnego. Arcybiskup Doré proponuje również, żeby dla celebracji liturgicznej nie wykorzystywać kościoła parafialnego, a podczas samej modlitwy unikać jakiegokolwiek błogosławienia pary. Centrum takiej celebracji stanowi lektura Pisma Świętego (wydaje się, że mamy zatem do czynienia z Liturgią Słowa) oraz modlitwa wiernych, w czasie której powinno się zanosić wezwania za wszystkie pary, za tych, którzy nie mogą już żyć w pierwszym, sakramentalnym małżeństwie, za dzieci z pierwszego związku, a nową parę najlepiej polecić i oddać Bożemu Miłosierdziu. Po wspólnym odmówieniu Ojcze nasz proboszcz może takiemu małżeństwu podarować krzyż lub inny święty wizerunek.

Ta propozycja potwierdza (i broni) dyscypliny Kościoła, która nie pozwala parom niesakramentalnym przyjmować komunii świętej, z drugiej zaś strony pokazuje, że owe osoby przynależą do Kościoła, powinny uczestniczyć w jego życiu i mogą liczyć na wsparcie wspólnoty. Jej słabą stroną jest natomiast ryzyko, że w świadomości wiernych te dwie celebracje (ślub kościelny i Liturgia Słowa z modlitwą w intencji zawartego związku cywilnego) nie będą rozróżniane. Znajdujemy się dokładnie w tym samym miejscu, w którym kończy się propozycja ojca Bernarda Häringa – nauka Kościoła co do nierozerwalności małżeństwa ulega zatarciu. To niebezpieczeństwo spotęgowane jest również nieortodoksyjną praktyką Kościoła katolickiego (niecałego, rzecz jasna) na Zachodzie, w którym osobom żyjącym w związkach niesakramentalnych udziela się rozgrzeszenia, dopuszcza się je do komunii świętej i pozwala się im sprawować niektóre funkcje kościelne (np. rodziców chrzestnych).

Nie ulega wątpliwości, że Magisterium Kościoła będzie musiało szukać nowych rozwiązań, które powinny zadośćuczynić Tradycji naszej Wspólnoty i uszanować indywidualną historię wielu naszych braci i sióstr, których małżeństwo sakramentalne legło w gruzach. Bez wątpienia zajmie się tym Synod zwołany przez papieża Franciszka.

Świadek chrztu?

W oczekiwaniu na wspomniany Synod należy się zastanowić, co można zrobić w zakresie duszpasterstwa osób w związkach niesakramentalnych. Przedstawiam trzy sugestie (dotyczące głosu biskupów, asystencji Kościoła i funkcji świadka chrztu), które wynikają z moich osobistych doświadczeń duszpasterskich.

Przede wszystkim apeluję do naszych biskupów, żeby zechcieli opracować i przedstawić list poświęcony naszym braciom i siostrom żyjącym w związkach niesakramentalnych. Przykład emerytowanego kardynała Mediolanu działa inspirująco.

Nie od rzeczy byłoby również wyznaczenie w każdym dekanacie doświadczonego kapłana, który byłby duszpasterzem takich osób. Znam pary, które jeżdżą kilkadziesiąt kilometrów, aby uczestniczyć w takich spotkaniach, gdyż w ich parafii lub w pobliskich parafiach nie znajdują żadnej odpowiedzi na swoje pytania.

Instytucja dekanalnego duszpasterza osób żyjących w związkach niesakramentalnych mogłaby również pomóc w przemyśleniu roli świadka chrztu. Otóż „zadania świadka chrztu są inne niż chrzestnego. O ile chrzestny ma być gwarantem chrześcijańskiego wychowania osoby ochrzczonej, o tyle świadek chrztu może jedynie, w razie potrzeby, zaświadczyć, że chrzest rzeczywiście się odbył. Przy takim rozumieniu zadania świadków chrztu wydaje się możliwe, by w sytuacjach wyjątkowych były powoływane do tej funkcji osoby, które np. żyją w związkach niesakramentalnych”8. Takim świadkiem chrztu w Kościele katolickim może być anglikanin czy protestant9. Zgodnie jednak z decyzją polskich biskupów takim świadkiem nie może być rzymski katolik, który się rozwiódł i zawarł ponowny związek cywilny. Dlaczego? Nie znajduję żadnego uzasadnienia. Mam wrażenie, że do jednego worka wrzuciliśmy tych, którzy się rozwiedli i zawarli nowy związek (i pozostają obojętni na życie Kościoła), oraz tych, którzy w sytuacji drugiego związku prowadzą życie chrześcijańskie (tak jak ono zostaje dla nich określone w Familiaris consortio) i w wierze wychowują swoje dzieci. Być może w takiej perspektywie należałoby się właśnie odwołać do sądu sumienia tych osób i do wnikliwego sądu doświadczonego duszpasterza.

1  Na użytek tego artykułu za osoby żyjące w związkach niesakramentalnych uważam te, które po rozpadzie małżeństwa sakramentalnego zawarły związek cywilny.
2  „Niemniej jednak osoby rozwiedzione, które zawarły ponowne związki, nadal – pomimo ich sytuacji – przynależą do Kościoła, który ze szczególną troską im towarzyszy w ich pragnieniu kultywowania, na tyle, na ile to jest możliwe, chrześcijańskiego stylu życia poprzez uczestnictwo we Mszy św., choć bez przyjmowania Komunii św., słuchanie słowa Bożego, adorację eucharystyczną, modlitwę, uczestnictwo w życiu wspólnotowym, szczerą rozmowę z kapłanem czy ojcem duchownym, oddawanie się czynnej miłości, dziełom pokuty oraz zaangażowaniu w wychowanie dzieci” (Benedykt XVI, Sacramentum caritatis 29).
3  Korzystam z włoskiego tłumaczenia, które ukazało się w 2013 roku w wydawnictwie Edizioni Dehoniane Bologna pod tytułem Pastorale dei divorziati.  
4  Czy do kategorii śmierci moralnej małżeństwa nie można zaliczyć sytuacji, w których kobieta jest bita, maltretowana i gwałcona przez swojego męża? Przypominam sobie świadectwo pewnej kobiety, która, żyjąc w związku niesakramentalnym, pytała czy miała pozwolić na to, aby jej pierwszy mąż ją zabił podczas którejś z kolejnych awantur?
5  Co ciekawe, ojciec Häring, omawiając tę kwestię, odwołuje się nie tylko do tradycji prawosławnej, ale przypomina też list papieża Grzegorza II do świętego Bonifacego (z 726 roku), w którym ten z jednej strony potwierdza, że mąż musi zająć się swoją chorą żoną, a z drugiej strony dopuszcza możliwość drugiego związku wspomnianego mężczyzny z wykluczeniem jego winy!  
6  W odniesieniu do starożytności dotyczyło to na przykład małżeństw niewolników, w których jedna ze stron była sprzedawana i nie istniała żadna uzasadniona nadzieja powrotu. W naszych czasach takie sytuacje miały miejsce chociażby po zakończeniu II wojny światowej. Czy należałoby tę samą kategorię śmierci cywilnej odnosić do przestępców skazanych na dożywocie lub wieloletnie więzienie?
7  Jan Paweł II, Familiaris consortio 84.
8  Ks. B. Glinkowski, Prawo Kościoła na co dzień. Chrzest, Poznań 2001, s. 32–33.
9  Prawosławni mogą być rodzicami chrzestnymi w Kościele rzymskokatolickim i jako proboszcz przyjmuję zaświadczenie wystawione przez ich prawosławnego proboszcza, który kieruje się wschodnią dyscypliną małżeństwa. Tą, którą przyjmuje błogosławienie drugiego związku.

Oni też są Kościołem
Adam P. Błyszcz CR

urodzony w 1968 r. – zmartwychwstaniec, studiował teologię na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie i polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim.Adam P. Błyszcz CR był proboszczem parafii Zmartwychwstania Pańskiego...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszykKontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze