Może – biorąc pod uwagę mój syberyjski adres stałego zameldowania – zamieszczone w tytule słowo wyda się komuś dziwne i nieprzystające do rzeczywistości. Bo jak można pisać o ochłodzeniu, skoro się żyje w takim miejscu, które każdemu – nawet temu, kto zamiast na geografię chodził na wagary – kojarzy się z długą, niemal niekończącą się zimą, z bezkresną, zasypaną śniegiem białą pustynią, a przede wszystkim z niską, wręcz niewyobrażalnie niską temperaturą? A jednak.
Po pierwsze, można mówić o ochłodzeniu, bo to nieprawda, że na Syberii zawsze jest zimno. Nie. Latem jest ciepło, a wręcz upalnie i to tak, że rzymskie ferragosto zdaje ci się łagodnym, ciepłym dniem. Bo nie zna życia, kto przy 39-stopniowym upale nie szedł w lipcowej procesji eucharystycznej ulicami Nowosybirska, gdzie wszystko przygotowane jest do znoszenia mrozów, ale nie ma niczego, co pomogłoby wtedy, gdy żar się leje z nieba.
Po drugie, nawet na Syberii, zima – która tutaj (nie zważając na astronomię) trwa od 1 grudnia do 1 marca – potrafi być różna. Oczywiście bywają dni odwilży, kiedy kapie z dachów i trzeba bardzo uważać, by nie spadły na ciebie wielkie i ciężkie sople, wiszące u okapów. Ale bywają też dni – te lubię najbardziej – kiedy temperatura oscyluje wokół dwudziestu paru stopni poniżej zera, a pod nogami skrzypi świeży śnieg
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń