Na końcu mapy
Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Łukasza

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 59,90 PLN
Wyczyść

Marcin Michalski, Maciej Wasielewski, 81:1. Opowieści z Wysp Owczych, Wołowiec 2011, s. 328

O Wyspach Owczych wiedziałam tyle, że istnieją gdzieś na północy. Lektura pierwszych stron książki 81:1 pokazuje, że to i tak dużo, zważywszy, że poza nadgorliwymi pasjonatami geografii niewielu ludzi o nich w ogóle słyszało. Wyspy Owcze – nazwa brzmi jak Zielone Wzgórze albo Mroczna Puszcza, tak prosto, że trochę bajkowo. Właśnie prostota i zarazem lekka nierzeczywistość dominują w reportażu Marcina Michalskiego i Macieja Wasielewskiego, którzy odwiedzili owe wyspy na końcu świata.
81:1. Opowieści z Wysp Owczych mają w sobie urok zaginionego miejsca, gdzie trud przetrwania na smaganych deszczem skałach równoważy ciepło bliskich, prawdziwych relacji, zaufania, wspólnoty. Musi być coś szczególnego w kraju, w którym nie ma ani jednego baru szybkiej obsługi (państwo niepodbite przez McDonaldsa, i to na pewno nie z powodu biedy mieszkańców) – za to co roku odbywają się rodzinne polowania na grindwale.

„Jest na końcu mapy taka wieś, gdzie przy polnej drodze domy dwa, gdzie ze studni wodę trzeba nieść, a jedynym światłem – światło dnia” – śpiewa Andrzej Sikorowski. Tak jest na niektórych spośród osiemnastu wysepek tworzących archipelag Wysp Owczych. Oddaję głos autorom 81:1:

Na Wyspach Owczych jest sto dziewiętnaście miejscowości. Do czterdziestu czterech prowadzi tylko jedna droga (…). W sześciu innych osadach szosy są w ogóle zbędne, ponieważ ludzie skupili się w jednym miejscu danej wyspy i nie potrzebują po niej podróżować. (…) Kolonie chatynek i domów jak szkatuły, gdzie można co najwyżej uruchomić mały traktor, przejechać slalomem między altaną sąsiada, składzikiem na olej opałowy i zaimprowizowanym sklepem, po czym trzeba zawracać, bo nic dalej nie ma. Na Stóra Diun i Koltur nie ma nawet sąsiadów.

Na początku Michalski i Wasielewski przedstawiają Wyspy Owcze za pomocą liczb: dowiadujemy się, że w języku farerskim wydano do 2000 roku cztery tysiące książek, co ósmy mieszkaniec Sandavágur jest przedszkolakiem, w stolicy znajduje się jedyne w kraju centrum handlowe, wydział literatury i języka w Tórshavn liczy 45 osób, a w księgarni w tym samym mieście można kupić spis adresów i telefonów wszystkich Farerów na emigracji. Statystyka pokazuje, czym Wyspy Owcze różnią się od innych państw, ale wyliczenia po pewnym czasie stają się ciężkostrawne. Na szczęście szybko katalog różnic i osobliwości przechodzi w opowieści o ludziach.
Farerowie nie zamykają drzwi wejściowych na klucz, bez trudu odnajdą właściciela bielizny, którą wiatr porwał ze sznurka w ogrodzie, uwielbiają wspólne świętowanie, mniejsza o okazję. Dlaczego?

Jesteśmy mikroskopijnym społeczeństwem (…). Właściwie, lepiej lub gorzej, każdy każdego tu zna i każdy od każdego jest zależny. Ja na przykład buduję domy z bali, które sprowadzam z Norwegii. Bjørn – wskazuje palcem na mężczyznę siedzącego (…) trzy rzędy przed nami – ma farmę. Hoduje krowy i zaopatruje mleczarnię w mleko, które później piją moje dzieci. Dla mnie ważne jest, by Bjørnowi dobrze się mieszkało w domu, który dla niego zbudowałem. Jemu z kolei zależy na tym, by moim dzieciom smakowało mleko. Rozumiesz? Ja dbam o niego, a on o mnie.

Słowa Farera zagadniętego w samolocie przypominają jota w jotę wiersz Juliana Tuwima Wszyscy dla wszystkich. Ale jednocześnie jest w nich zwykły, ludzki rozsądek, chłopski rozum w najlepszym tego słowa znaczeniu.

Gdzieś głęboko w nas pozostaje tęsknota za „stanem naturalnym”, za rzeczywistością, która daje się pojąć, za odległościami mierzonymi ludzkim ciałem, za wspólnotą zamiast anonimowego tłumu. Tym jest „Eden na rozstaju dróg” z utworu Sikorowskiego i takiego ziemskiego raju szukali irlandzcy mnisi, którzy jako pierwsi zamieszkali na Wyspach Owczych. Legenda o świętym Brendanie wspomina, jak po wyruszeniu w imram – pełną przygód morską wyprawę – odkrył je po drodze do Ziemi Obiecanej, gdzieś przed Grenlandią i Ameryką Północną. Taką właśnie legendarną krainę spodziewali się znaleźć autorzy reportażu, o czym piszą może w nazbyt podniosłym i uwznioślonym tonie:

Czuję się jak (…) wybraniec, który opuszcza cywilizację, w której zaprzestano marzyć. Dostaję do ręki bilet i staję przed bramką bezpieczeństwa – furtą Tajemniczego Ogrodu, przed starą skrzypiącą szafą, za której drzwiami zobaczę wyśnioną krainę.

Jedną z osobliwych cech Farerów jest to, że niemal każdy z nich wykonuje równocześnie kilka prac: ktoś może być naukowcem i zajmować się patroszeniem ryb, a ktoś inny jest szefową fundacji i sprzątaczką. Takie podejście wydaje się bardzo zdrowe – jest prostym dowodem na to, że żadna praca nie hańbi, a poza tym dostarcza różnych perspektyw oglądu rzeczywistości, różnych doświadczeń i kompetencji. Pozwala też na to, by niezależnie od wykonywanego zawodu zostać piłkarzem reprezentacji kraju, artystą, filozofem, podróżnikiem albo nieformalnym ambasadorem Polski. Prestiż osoby nie zależy więc od zajmowanego stanowiska, liczby podwładnych, wysokości zarobków czy posiadania luksusowych dóbr, ale od uczciwości, pracowitości, życzliwości, talentu, gotowości do pomocy.

Nie sposób dziś mówić o czymkolwiek, żeby nie natknąć się na temat tożsamości. Reportaż wiele uwagi poświęca temu, w jaki sposób bohaterowie pojmują farerskość, jak wieki duńskiej okupacji wpłynęły na ich obecne postawy, w czym upatrują swoją siłę, a co jest zagrożeniem. Rozmówcy polskich podróżników zwracają uwagę na poczucie końca pewnego świata: tradycji, wzajemnego szacunku i zaufania. Mimo groźby „globalizacyjnego zepsucia” Farerowie wciąż w dużej mierze mają kontrolę nad tym, co się wokół nich dzieje, nad zwyczajami, językiem, zachowaniem ich dzieci, pozycją rodziny. Wspólnota zaczyna jednak powoli przegrywać z zachodnim indywidualizmem. Jak długo kraj bez drzew (tylko skały opierają się słonym wiatrom) z bezludnymi wyspami do wynajęcia, kraj łowców wielorybów i dzielnych listonoszy – pozostanie sobą?

Tytuł książki nawiązuje do spektakularnego zwycięstwa farerskich zawodniczek w piłce ręcznej w meczu z Albanią, sukcesu tak niezwykłego, że mało kto w niego wierzy – 81:1. Nieważne, że na mistrzostwa w 2006 roku w Bośni przez pomyłkę wysłano drużynę koszykarek, które o piłce ręcznej nie miały wielkiego pojęcia. Fakt jest faktem: Farerki wygrały, bijąc tym wynikiem rekord świata. Ale na „Owcach” nawet to, co prawdziwe, brzmi jak baśń. Z danych statystycznych i legend, scenek z życia codziennego i wypisów z literatury, z mniej lub bardziej wiarygodnych anegdot i migotliwych fragmentów wyłania się obraz, jak twarz złożona ze skrawków fotografii i rysunków. Twarz innego świata, pocztówka z półrealnego archipelagu, z krainy mgieł. Jak zdefiniować tajemnicę Wysp? Przecież to, co ważne, tak często wymyka się opisowi.

Na końcu mapy
Zofia Marduła

urodzona w 1986 r. – absolwentka socjologii na Uniwersytecie Jagiellońskim, pracuje w Bibliotece Kolegium Filozoficzno-Teologicznego Polskiej Prowincji Dominikanów w Krakowie....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze