Kto z kim śpi w sypialni
Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Marka

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 54,90 PLN
Wyczyść

Narodziny pierwszego dziecka to największa zmiana w życiu każdego związku – większa niż narodziny piątego czy szóstego.

Katarzyna Kolska: Nim narzeczeni złożą przysięgę małżeńską i założą sobie na palec obrączki, kapłan zapyta ich: „Czy chcecie przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym Bóg was obdarzy?”. Narzeczeni zgodnie odpowiedzą: „Chcemy”. Czy młodzi ludzie są świadomi tego, jak bardzo dziecko zmieni ich dotychczasowe życie?

Barbara Smolińska: Myślę, że nie są. Nikt z nas nie był. W wielu związkach dziecko pojawia się z zaskoczenia, często jeszcze przed ślubem, po bardzo krótkim okresie znajomości, wcale nie wtedy, gdy młodzi pragnęliby je mieć.

Para powinna sobie dać czas, aby nacieszyć się sobą, pobyć razem, odnaleźć się w tym związku?

Tak, to bardzo ważne. Budowanie związku jest rzeczą piękną, ale niełatwą, robi się to właściwie przez całe życie. Pierwszy okres, kiedy ludzie się zakochują, spotykają, chodzą na randki, aż w końcu zaczynają myśleć o wspólnej przyszłości, związany jest z dużą liczbą złudzeń i iluzji. Mówi się, że zakochani patrzą na świat przez różowe okulary i coś w tym jest. Ten czas jest trochę oderwany od rzeczywistości, od codziennych obowiązków, problemów.

Niejednokrotnie zdarza się, że pary funkcjonują na odległość – studiują w innych miastach, czasem nawet w różnych krajach, poznają się przez internet. Są sobą zafascynowani, coś im się w sobie spodobało, ale się nie znają.

Kiedy zaczynają myśleć o sobie poważnie, rozmawiają oczywiście o tym, jak to ich życie będzie wyglądało, ale te rozmowy to czysta teoria.

Po ślubie, po zamieszkaniu razem okazuje się, że budowanie z dwóch „ja” jednego „my” jest bardzo trudne. Bo nagle trzeba sobie odpowiedzieć na bardzo wiele pytań, na które wcześniej odpowiadać nie musieliśmy: Jak będziemy żyć, jak będziemy zarządzać naszymi pieniędzmi, jakich wyborów będziemy dokonywać, jakie będą nasze relacje z rodzicami, przyjaciółmi, dawnymi sympatiami, jak chcemy spędzać wolny czas, jak się podzielimy obowiązkami – czyli cała masa spraw do uzgodnienia i rozwiązania. Nie da się tego zrobić, siedząc jedynie przy stole i rozmawiając – choć oczywiście takie rozmowy są bardzo potrzebne i ważne. Te wszystkie sprawy sprawdzają się w codzienności. Im więcej z tego uda się parze ustalić, wynegocjować i zbudować, zanim pojawi się dziecko, tym lepiej.

Co się zmieni w ich życiu, kiedy pojawi się dziecko?

Narodziny pierwszego dziecka to największa zmiana w życiu każdego związku – większa niż narodziny piątego czy szóstego. Przede wszystkim przestają być we dwójkę, obok bycia mężem i żoną, przyjaciółmi, kochankami stają się rodzicami. Pojawia się trzecia osoba, która zmienia układ. Przez pierwszy rok niemowlę wymaga 24-godzinnej troski, obsługi, uwagi, opieki.

Wyobraźmy sobie, jaki chaos powstaje w związku, w rodzinie, jeśli te wszystkie rzeczy, o których mówiłam przed chwilą, nie zostały ustalone wcześniej.

Młoda mama w pierwszych miesiącach życia niemowlęcia jest bardzo zajęta i skupiona na nim. To normalne, taka jest fizjologia i psychologia kobiety. I dziecko tego potrzebuje. Do tego dochodzą nieprzespane noce, zmęczenie.

Mąż schodzi na drugi plan?

Tak. I jeśli nie jest wystarczająco dojrzały, jeśli nikt mu nie powiedział, że jego żona ma prawo tak się zachowywać, może poczuć się odtrącony. Jest rozżalony, że żona ma dla niego mniej czasu, że minął już okres połogu, a ona nie ma ochoty na seks. Dlatego tak ważne jest, by młody tata jak najszybciej włączył się w codzienne obowiązki przy dziecku. Żeby jego miejsca nie zajęły babcie, ciocie i opiekunki. Każdy z nas jest trochę wygodny, więc jeśli mężczyzna zobaczy, że przy niemowlaku uwijają się cztery inne kobiety, wówczas po powrocie z pracy zamiast iść z dzieckiem na spacer, czy uspokoić je, gdy płacze, bo ma właśnie kolkę, usiądzie z gazetą w ręku albo pogra sobie na komputerze.

Jeśli natomiast on także będzie od czasu do czasu czuwał w nocy przy płaczącym dziecku, łatwiej zrozumie to, że jego żona jest niewyspana i że jedyne, o czym w tym momencie marzy, to kilka godzin snu, a nie seks z mężem.

Ile trzeba dać czasu matce i dziecku, żeby ta jakoś okrzepła w macierzyństwie, żeby chciała „wrócić” do swojego męża?

Trzeba dać czas nie tylko matce i dziecku, ale całej trójce. Od obojga życie wymaga przeformułowania swoich ról, oczekiwań i pragnień. Nie wiem dokładnie, jak jest w innych krajach, ale mam wrażenie, że u nas kobiety niejednokrotnie nadmiernie wiążą się dzieckiem.

Syndrom matki Polki?

Coś jest na rzeczy w tym przekazie. Być może wynika to z naszej historii. Mężczyźni byli nieobecni w domu, bo walczyli na wojnach, w powstaniach, często z tych wojen już nie wracali. Kobiety musiały sobie radzić same. I tak nam to weszło w krew, że teraz – mimo że nie ma już takiej konieczności – powielamy ten model. Wciąż mamy problem z określeniem roli ojca w rodzinie – jak ona ma wyglądać.

Kiedy trafiają do mojego gabinetu małżeństwa w kryzysie, które mają kilkuletnie dziecko, zawsze pytam: kto z kim śpi w tej rodzinie. Bardzo często słyszę, że mama śpi z cztero- czy pięcioletnim dzieckiem w pokoju. A to oznacza, że zaburzony został układ małżeński.

O ile w pierwszym roku życia dziecka ten układ jest w jakiś sposób uzasadniony, bo ojciec, który następnego dnia idzie do pracy, musi się wyspać, o tyle przedłużanie tego na kolejne lata nie ma sensu. Kobiety zapominają, że są nie tylko matkami, ale przede wszystkim żonami. Podstawą szczęśliwej rodziny jest dobry, czyli mocny związek małżeński. Rodzina musi funkcjonować w dwóch podsystemach: rodzice – dzieci. Matka sypiająca ze swoim kilkuletnim dzieckiem zamiast z mężem zaburza ten system.

Niedoceniamy roli seksu w małżeństwie?

To jest paradoks naszych czasów. Z jednej strony seks przestał być tematem tabu – bardzo dużo się o nim mówi, jest obecny w reklamach, w telewizji. A z drugiej strony okazuje się, że jest go niewiele w naszym życiu. Pytam czasem małżonków, którzy przyszli na terapię, o ich pożycie intymne. I jestem zszokowana, gdy słyszę od trzydziestoparolatków, którzy mają jedno czy dwoje dzieci, że współżyją ze sobą dwa, trzy razy w roku!

Nie można zapominać, że pożycie intymne ma niezwykle istotne znaczenie dla trwałości i bliskości związku. I trzeba się o nie troszczyć. A bardzo łatwo tę sferę życia zaniedbać – bo jesteśmy zmęczeni, bo przedłuża się czas, gdy dziecko śpi z nami w sypialni, albo sypiamy oddzielnie. U wielu par dochodzi do tego lęk przed kolejną ciążą. I nagle zauważamy, że nie ma intymności w naszym związku.

Każde z małżonków wchodzi w związek ze swoimi wyobrażeniami o wychowywaniu dzieci. W dużym stopniu jest to podyktowane doświadczeniami wyniesionymi z domu. Jak z tych dwóch, czasami pewnie bardzo różnych modeli, uczynić jeden spójny?

Nie jest to łatwe, a żeby jeszcze bardziej skomplikować, dodam, że wielu naszych zachowań sobie nie uświadamiamy. Jeśli wynieśliśmy z dzieciństwa jakieś urazy związane z naszym wychowaniem, to w stosunku do naszych dzieci możemy chcieć robić wszystko odwrotnie.

Modele wychowania też przychodzą do nas falami: pokolenie wychowywane zbyt restrykcyjnie ma skłonność do wychowywania bezstresowego. Po fali wychowania bezstresowego, która jest już trochę za nami, przychodzi model może nie tyle restrykcyjny, bo zbyt wiele już wiemy na temat psychologii dziecka, by mógł się on przyjąć, ale taki, w którym więcej będzie norm i zasad.

Tak naprawdę wychowywanie dzieje się w praktyce. Trudno przed narodzeniem dziecka robić jakieś ustalenia, z góry planować, że będziemy postępować tak, a nie inaczej, bo nie wiemy, co życie nam przyniesie, jakie będzie nasze dziecko, z jakimi problemami będziemy musieli się zmierzyć. Ważne jest to, żeby małżonkowie, gdy już te dzieci się pojawią, ze sobą rozmawiali i szukali wspólnego kierunku.

Restrykcyjny ojciec i czuła matka mogą znaleźć wspólny kierunek?

Mądrze i zdrowo wychowywać dzieci to nie znaczy wcale, żeby wychowywać je identycznie.

Kobiety miewają skłonność, zwłaszcza gdy dzieci są jeszcze bardzo małe, do narzucania mężczyznom, żeby postępowali z niemowlęciem dokładnie tak samo jak one. I kiedy już powierzają ojcu opiekę nad dzieckiem, dodają do tego całą masę instrukcji. Warto czasem zaufać mężczyźnie, niech poeksperymentuje, na pewno jakoś sobie poradzi.

A jeśli chodzi o większe dziecko, to dobrze, że tato zajmuje się dzieckiem inaczej niż mama.

Czy dziecko ma prawo być świadkiem rodzicielskich dyskusji na swój temat?

Dyskusji nie, ale dobrze, gdy widzi, że mama i tata są różni. Coś, co dla mamy jest już strasznym bałaganem w pokoju i w związku z tym życzy sobie, by dziecko zrobiło porządek, według standardów ojca jest zupełnie wystarczające. Dziecko uczy się przez to różnorodności. Wie, że gdy wieczorem zostanie samo z tatą, to będzie to trochę inny wieczór niż wtedy, gdy jest także mama.

Niebezpieczeństwo pojawia się wtedy, gdy tata mówi do dziecka: „Za karę idź do swojego pokoju”, a mama staje w jego obronie i mówi: „Nie, niech tu zostanie”. Trzeba wtedy rozmawiać.

Jeśli rodzice nie mogą się dogadać między sobą, warto wówczas uznać, że są jakieś autorytety w tej dziedzinie i wybrać się na zajęcia dla rodziców czy po poradę do psychologa.

Przestrzegałabym natomiast przed czytaniem zbyt wielu poradników i szukaniem w nich odpowiedzi na wszystkie wychowawcze dylematy – czasem warto zaufać swojej intuicji i roztropności.

Zmieniły się czasy, zmieniła się rola kobiety. Coraz rzadziej jest tak, że matka zajmuje się domem i wychowuje dzieci, a ojciec utrzymuje rodzinę. Ta zmiana stała się powodem wielu kobiecych dylematów: czy samodzielnie zająć się wychowaniem dziecka, czy skorzystać z pomocy babci, zatrudnić opiekunkę, a może podzielić się obowiązkami? Czy potrafi pani rzucić światło na te kobiece rozterki?

Przyznam, że na przestrzeni lat zmieniłam zdanie na ten temat i dziś byłabym ostrożna we wskazywaniu jednego, właściwego modelu. Żyjemy w tak różnorodnych czasach, że każda para musi go znaleźć samodzielnie. Coś, co się sprawdzi w jednej rodzinie, niekoniecznie musi dobrze funkcjonować w innej.

Oczywiście lepiej jest, gdy matka zostaje z dzieckiem w domu trochę dłużej niż te kilka przepisowych miesięcy wynikających z urlopu macierzyńskiego. Kiedyś powiedziałabym – około dwóch, trzech lat. Teraz rozumiem, że rok to czasami maksimum tego, ile młoda mama może zostać w domu i jednocześnie wystarczający „posag” dla dziecka.

Te pierwsze miesiące, kiedy niemowlę jest z jedną osobą, najlepiej z mamą, owocują w przyszłości. Dzieci wnoszą w życie poczucie bezpieczeństwa, zbudowaną mocno więź.

Obojętnie jednak, jaką decyzję podejmą rodzice, trzeba pamiętać, że każdy model ma plusy i minusy.

Na przykład: Zostawić dziecko z babcią czy z nianią? Babci nie zatrudnia się do pracy, dlatego trudno jej narzucać określone zachowania i punktować ją za to, że robi coś inaczej niż my. Ale babcia, tego możemy być pewni, zapewni wnukowi miłość. Z nianią natomiast, którą zatrudniamy i której płacimy za wykonaną pracę, można ustalić pewne zasady i oczekiwać, że będzie się stosowała do naszych wychowawczych pomysłów i teorii. Tylko że niania nie będzie kochać naszego dziecka, dobrze by było, żeby je choć lubiła.

Kobiety, które zostawiają dzieci babciom czy nianiom i wracają do pracy, czują się bardzo rozdarte – mają niejednokrotnie poczucie, że są gorszymi matkami.

Ale jeśli kobieta nie czuje się spełniona i szczęśliwa jedynie w roli mamy, to lepiej żeby wróciła szybciej do pracy, a po powrocie do domu aktywnie i z radością spędzała czas ze swoim dzieckiem. Sfrustrowana i niezadowolona kobieta nie będzie szczęśliwą matką.

Coraz częściej można usłyszeć od młodych kobiet: ja nie chcę mieć dziecka.

Za tymi słowami stoi pewna moda czy może raczej przekaz kulturowy narzucajacy przekonanie, że samorealizacja jest bardzo ważna. Dla kobiet wykształconych oznacza to realizację zawodową, karierę. Coraz szybciej chcemy osiągnąć sukces. I to nie jest złe. Dobrze, że nie trzeba czekać na niego, tak jak kiedyś, 20 czy 30 lat. Ale na pewno presja sukcesu utrudnia kobietom odnalezienie w sobie swoich pragnień, także pragnienia macierzyństwa.

Do tego dochodzi na pewno jakaś wygoda, egoizm, strach przed odpowiedzialnością i trudem związanym z takim codziennym, zwyczajnym prowadzeniem domu, robieniem zakupów, sprzątaniem, gotowaniem. Młode kobiety są chyba dziś mniej do tego przygotowane, niż bywało to kiedyś. Pierwsze dziecko mówi bardzo wiele o osobistej dojrzałości kobiety i mężczyzny. Jeśli jesteśmy niedojrzali, to dyspozycyjność, której wymaga od nas dziecko, strasznie obciąża i męczy i może powodować, że mamy poczucie krzywdy.

Powiedziała pani na początku naszej rozmowy, że pierwsze dziecko w wielu związkach pojawia się zbyt wcześnie, czasami jeszcze przed ślubem. Ale jest też druga skrajność. Małżonkowie mówią: najpierw zrobimy karierę zawodową, a gdy już będziemy w pełni ustabilizowani materialnie i spełnieni zawodowo, wówczas pomyślimy o dziecku.

I dziecko pojawia się koło czterdziestki. Dla pary, która bardzo długo była sama ze sobą, która wypracowała sobie swój styl życia, była tylko dla siebie, pojawienie się małego, bardzo wymagającego dziecka, może być trudne.

Czasem niestety te dzieci się nie pojawiają.

To prawda. Coraz więcej par ma problem z zajściem w ciążę. Zaczynają się leczyć, a czas ucieka. Rodzi to potem niejednokrotnie wiele dramatów. Ważne, żeby przejść te problemy razem, rozmawiać o nich, pozwolić sobie na wyrażanie uczuć – często bardzo trudnych. Każde z nas myśli o sobie, że jest kompletne – kobieta, że może urodzić i wykarmić dziecko, mężczyzna, że może je spłodzić. Nagle się okazuje, że nie możemy. Trzeba wówczas pogodzić się z pewnym poważnym brakiem, przeżyć rodzaj żałoby, po utraconym obrazie samego siebie. Każda para musi to zrobić po swojemu, znaleźć własną drogę na dalsze życie. Udzielanie im dobrych rad, na przykład o adopcji, jest bardzo nie na miejscu.

Dzieci są w rodzinie tylko przez jakiś czas. Przychodzi moment, że rozpoczynają swoje dorosłe życie i opuszczają rodziców. Małżonkowie zostają sami. Czasem okazuje się, że nic już ich nie łączy, że jedynym spoiwem były dzieci.

Dlatego tak ważne jest to, by od samego początku pamiętać, że my przede wszystkim jesteśmy parą małżeńską i że kiedyś zostaniemy sami – czasami na długie lata. Wiele wtedy możemy jeszcze zrobić, zwłaszcza jeśli nie czekaliśmy zbyt długo z założeniem rodziny i poczęciem dzieci.

Druga młodość…

Pod warunkiem, że dbaliśmy o dobrą relację małżeńską. A na to składa się wiele drobnych rzeczy. Gdy dzieci są małe, trzeba tak ułożyć plan dnia, byśmy wieczorem mieli trochę czasu tylko dla siebie. Nie nadrabiajmy wówczas wszystkich zaległości domowych – a jeśli już musimy, to róbmy to razem. Starajmy się jednak, aby to był czas, kiedy dzieje się coś miłego – kiedy słuchamy muzyki, oglądamy film, rozmawiamy – nie tylko o dzieciach.

Niezbędne są wspólne wyjścia we dwoje – do kina, do teatru, na spacer, na kolację, a gdy dzieci są większe, niech to będzie jakiś wyjazd na weekend czy nawet na kilka dni. Każdy ma jakąś babcię, ciocię, znajomych, którym można powierzyć dziecko. Mówiłyśmy też o tym, jak ważnym miejscem jest wspólna sypialnia i czas na intymność – nie wolno tego zaniedbywać.

Lubię porównywać małżeństwo do ogrodu. Nie wystarczy go założyć, trzeba o niego dbać – podlewać, siać, plewić. Żeby był piękny, musi być doinwestowany, trzeba mu poświęcić uwagę – samo się nic nie stanie. Z małżeństwem jest podobnie. Życie jest takie absorbujące i wymagające, że jeśli nie poświęcimy uwagi naszej relacji małżeńskiej, to życie nas pochłonie. I to jest chyba jedna z najważniejszych rzeczy, którą młodzi ludzi powinni usłyszeć na kursach przedmałżeńskich. W narzeczeństwie dbałość o wzajemne relacje dzieje się sama – jesteśmy zakochani, chcemy spędzać ze sobą jak najwięcej czasu, dzwonimy do siebie, wyjeżdżamy razem na weekend, zaskakujemy się miłymi niespodziankami. W małżeństwie dochodzą obowiązki, troska o dzieci, zmęczenie, kłopoty. Dbanie o relacje jest zadaniem specjalnym. Żeby nasz ogród nie popadł w ruinę.

I w tym pięknym, zadbanym ogrodzie dzieci…

Tak, bo one bardzo wzbogacają nasze życie, wiele się możemy od nich nauczyć. Są ufne, radosne, bezinteresownie odpowiadają na naszą miłość. Przed ich narodzeniem oczywiście nie wiemy, jakie będą, więc jeśli uda nam się nie mieć zbyt wielu wyobrażeń na ich temat i otworzyć się na niespodziankę, to czeka nas piękna przygoda.

Kto z kim śpi w sypialni
Barbara Smolińska

doktor nauk humanistycznych, psychoterapeutka i superwizor Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, szefowa Pracowni Dialogu, współinicjatorka inicjatywy...

Kto z kim śpi w sypialni
Katarzyna Kolska

dziennikarka, redaktorka, od trzydziestu lat związana z mediami. Do Wydawnictwa W drodze trafiła w 2008 roku, jest zastępcą redaktora naczelnego miesięcznika „W drodze”. Katarzyna Kolska napisała dziesiątki reportaży i te...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze