Esprit d’escalier
Oferta specjalna -25%

Drugi List do Koryntian

0 opinie
Wyczyść

Esprit d’escalier – od dawna podziwiam ten świetny wynalazek języka francuskiego, formułę, która w niezwykle zwięzły sposób ujmuje dobrze nam znany fenomen. W dosłownym tłumaczeniu esprit d’escalier to „duch schodów”, może „duszek schodów”, wręcz „upiór schodów” lub lepiej, ale znacznie dłużej, „celna uwaga, która przyszła nam do głowy dopiero na schodach”. Kiedyś napisałem wiersz pod tym tytułem – wyobraziłem sobie w nim, dosłownie, jakie to życie rozkwita na schodach, życie alternatywne, życie cieni i pająków…

Trzeba sobie wyobrazić kogoś, kto właśnie wyszedł z przyjęcia, mocno strapiony, bo nie miał przytomności umysłu i nie odpowiedział na czyjąś uwagę, może złośliwą, a może tylko zabawną, albo odpowiedział, lecz bez polotu, mechanicznie, byle jak. Doznał ataku nieśmiałości, ataku dobrze znanego wszystkim introwertykom. Nie odpowiedział, nic inteligentnego nie przyszło mu do głowy, ale teraz, kiedy jest na podeście schodów, w jego umyśle pojawia się nagle błyskotliwa replika, idealna, cięta, której na próżno szukał przed kwadransem czy wręcz przed pięcioma minutami. Tryumf więc, moment zwycięstwa. Ale jakże gorzkiego. Przecież nie możemy się cofnąć, wrócić do mieszkania naszych niedawnych gospodarzy, gdzie może jeszcze toczą się rozmowy, już inne rozmowy – spojrzano by na nas z niedowierzaniem, ironicznie. Czy zapomniałeś o kapeluszu? Zostawiłeś portfel? Czym możemy służyć?

Co zrobić z myślą, która przyszła nam do głowy za późno?

Od dawna jestem przekonany, że bez esprit d’escalier nie byłoby literatury. To ci wszyscy, którzy podczas kolacji z przyjaciółmi nie mogą znaleźć odpowiedniej riposty, to oni, obarczeni nie tylko myślami, ale i gotowymi sformułowaniami, całymi zdaniami, będący w posiadaniu bezcennych, lecz niestety spóźnionych odpowiedzi, to oni piszą książki, wiersze, opowiadania i powieści. Sformułowania te, owe spóźnione zdania i pomysły, nie zgadzają się bowiem na to, by je po prostu pominąć, by o nich najzwyczajniej zapomnieć. Ich energia jest ogromna, są silniejsze niż te twory mentalne, które podlegają natychmiastowej ekspresji, które zostały natychmiast wykorzystane. Są tak silne i przedsiębiorcze, że nie ustępują, nie wycofują się skromnie za kulisy naszych prac umysłowych, domagają się wyrazu, rejestracji…

Ale może się zdarzyć casus esprit d’escalier w nieco innej dziedzinie. Także i ten przypadek nie jest wcale rzadki. Jakże często bowiem jest tak, że nie umiemy dostrzec wybitnego twórcy w momencie, kiedy on (lub ona) jeszcze żyje, kiedy mamy lub też mielibyśmy okazję, żeby mu (lub jej) o tym powiedzieć.

Dla mnie przykładem tego rodzaju symbolicznego esprit d’escalier było rozminięcie się – niegdyś – z Jarosławem Iwaszkiewiczem. Gdy byłem młodym poetą, autorem, nie ceniłem go specjalnie. Był to zapewne dość typowy przykład doktrynerstwa, które często towarzyszy młodości. Wyobrażenie, że młodość sprzyja spontaniczności, że jest domeną swobody, nieskrępowania przez dogmaty, jest, obawiam się, mitem tylko. Przeciwnie, młodość łaknie silnych przekonań, struktur, map, protez intelektualnych. Kiedy Wisława Szymborska w krótkim przemówieniu noblowskim wypowiedziała swoje credo: „nie wiem”, usłyszeliśmy głos poetki dojrzałej, która już dawno zerwała z pomyłką młodości. Młodzi rzadko mówią „nie wiem” – ci, którzy naprawdę nie wiedzą, nie śpieszą się z ujawnianiem tego. Poetycka Nowa Fala, której byłem wiernym wyznawcą i aktywnym uczestnikiem, przyznawała się raczej do tradycji awangardowej, Iwaszkiewicz wydawał nam się – może nie wszystkim – pisarzem zanadto tradycjonalistycznym, dziewiętnastowiecznym.

Nie mogłem zrozumieć tego, że Jerzy Kwiatkowski, wybitny bardzo krytyk, opublikował w odstępie niewielu lat monografie poświęcone Przybosiowi i Iwaszkiewiczowi. Jak to, myślałem, jak można zgodzić się na eklektyzm tak daleko posunięty?

W latach 70. dochodziło tu jeszcze oburzenie, a przynajmniej ironiczny dystans, wobec państwowotwórczej aktywności tego wielkiego pisarza. Była ona istotnie nieco karykaturalna: towarzyszenie Edwardowi Gierkowi w oficjalnych wyjazdach do Francji czy do ZSRR świadczyło może dobrze o Gierku – że pragnął towarzystwa na wysokim poziomie, wyższym znacznie, niż mogli mu to zapewnić członkowie biura politycznego – ale już nie o autorze Sławy i chwały. Przepaść, jaka otwiera się między niektórymi jego oficjalnymi wystąpieniami a opowiadaniami czy esejami (by nie wspomnieć o wierszach), zapiera dech w piersi.

W gruncie rzeczy rzuca to także dość komiczne światło na niektóre strony polskiego komunizmu: przecież ci towarzysze nie byli analfabetami, musieli czytać w „Twórczości” wspaniałe opowiadania Iwaszkiewicza, wspaniałe, ale i najgłębiej pesymistyczne, nasycone skrajną rozpaczą człowieka starego, człowieka, który nie mógł się pogodzić z nową epoką, który właściwie na zawsze został w dawnych czasach, który nie mógł i nie chciał uwolnić się od dawnej Ukrainy, od wspomnień i ogrodów młodości, od, jak oni by powiedzieli we własnym, drewnianym języku, swych feudalnych obciążeń. W zasadzie od literatury domagali się, by „budowała nowego człowieka”, tu natomiast akceptowali smutek i, znowu w ich prymitywnym dialekcie, dekadencję.

Rozpacz Samuela Becketta jest sucha i dowcipna, rozpacz Iwaszkiewicza jest natomiast bardzo bogata, jest jak zbiorowa fotografia, gdzie obok mężczyzn i kobiet, nieraz spotkanych przez autora jeszcze na początku XX wieku na Ukrainie, w Elisawetgradzie czy w Tymoszówce, obok Karola Szymanowskiego i Artura Rubinsteina, obok niezliczonych wujów i ciotek, biednych rezydentów i pięknych pokojówek, obecne są też ukochane zwierzęta, a także domy, drzewa i wielkie krzewy bzu („jakich teraz już nie ma”). Iwaszkiewicz był samotny – ale zawsze samotny wewnątrz ogromnego tłumu ludzi i wspomnień.

Nie spotkałem nigdy Jarosława Iwaszkiewicza. Na szczęście mogę teraz do woli czytać jego książki, od Dziennika poprzez eseje podróżne, opowiadania i wiersze. Niekiedy esprit d’escalier można więc naprawić – w odróżnieniu od niezręcznych sytuacji towarzyskich. Ale co nas obchodzą sytuacje towarzyskie… Schodami można iść w dół albo w górę.

Esprit d’escalier
Adam Zagajewski

(ur. 21 czerwca 1945 we Lwowie – zm. 21 marca 2021 w Krakowie) – poeta, eseista, prozaik, tłumacz, przedstawiciel pokolenia Nowej Fali. Autor cyklu felietonów pt....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze