Koniec starego świata
fot. florian schneider / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Liturgia krok po kroku

0 votes
Wyczyść

Sto lat temu Europa popełniła zbiorowe samobójstwo: ze śpiewem na ustach poszła w okopy I wojny światowej. Po tym starciu nasz kontynent już nigdy nie odzyskał światowej hegemonii. Co gorsza, zafundował sobie ledwie rozejm przed morderczą dogrywką.

Jak przez mgłę pamiętam mojego pradziadka Romana Kiebę. W latach 70. ubiegłego wieku miałem kilka lat, ale ten widok utkwił mi w pamięci na zawsze: długa, lekko zgięta w kolanie proteza, odlana z brązowej sztucznej masy, nabijana ćwiekami lub nitami. Liczne, błyszczące nity nie dawały mi wtedy spokoju. Sztuczna noga pradziadka stała w komórce leśniczówki w Olbrachcicach pod Wschową, w której Roman Kieba dożywał ostatnich dni pod opieką swojej córki, a mojej babci Ireny. Pradziadek – żołnierz armii cesarza Wilhelma II – wówczas młody chłopak, poszedł na wielką wojnę i wrócił z niej bez nogi.

Przez następnych kilkadziesiąt lat Roman Kieba musiał sobie radzić z toporną, sztywną protezą, którą nasuwał na ucięte przez wojskowego lekarza udo. Nie wiem dokładnie, gdzie wystrzelona została kula, która tak bardzo odmieniła jego życie. Najprawdopodobniej został ranny gdzieś we Francji, a więc na froncie zachodnim. Takich pradziadków-inwalidów wojennych było w polskich chatach wielu. O ich ofierze w służbie kajzera dziś już zapominamy. Tak jak coraz mniej wiemy o I wojnie światowej – i milionach jej ofiar. Pradziadek Kieba miał mimo wszystko szczęście – wrócił z wojny do domu. Miliony żołnierzy nie wróciły już nigdy.

Polacy ponoć modlili się o tę wojnę – choć zapewne marzyły o niej głównie elity polityczne. Zanim ziścił się ich sen o Niepodległej, jako naród zapłaciliśmy bardzo wysoką cenę: pół miliona poległych w obcych armiach. Niemcy i Francuzi maszerowali na linię frontu z entuzjazmem. Rosjanie i ich car nie przeczuwali zguby. Podobnie cesarz Austro-Węgier. Ponoć wszyscy byli przeświadczeni, że rozpoczęta latem wojna zakończy się do zimy. Jak mylne to były rachuby, pokazały cztery lata krwawych zmagań pod artyleryjskim i maszynowym ogniem o skali, jakiej nigdy jeszcze wcześniej nie doświadczono. Na polach bitew zginęło 8,5 miliona walczących, a wliczając rannych i zaginionych, straty ludzkie mogły przekroczyć nawet 37 milionów. Same Niemcy straciły 1,7 miliona żołnierzy, a Francja – 1,3 miliona. Pamięć o tej krwawej hekatombie, w której śmierć poniósł niemal co czwarty mężczyzna, paraliżowała Francuzów i sztab ich armii przez kolejne 20 lat. To dlatego w 1939 roku nie odważyli się uderzyć na Niemcy, gdy Hitler dobijał Polskę.

Powodów aż nadto

Historycy lubią mówić, że to I wojna światowa zakończyła XIX wiek – stulecie światła i pary, dumy z postępu technicznego świata. Europa z jej wielką rodziną panujących dworów zdawała się przez lata kontynentem ze świetlaną przyszłością. I tylko nieliczni wtajemniczeni zdawali sobie sprawę z postępującego napięcia i zbrojeń.

Powodów do wojny było aż nadto. Jednym z kluczowych była morska rywalizacja Niemiec z Wielką Brytanią. Cesarstwo niemieckie, napędzane militarnymi ambicjami kajzera Wilhelma II, dodatkowo przekonanego o niesprawiedliwym dla Niemiec podziale kolonii, chciało prześcignąć Anglików w zbrojeniach na morzach. Wielka Brytania poszukała zbliżenia z Petersburgiem, co z kolei wywołało w Berlinie psychozę „otaczania” Rzeszy.

Na południu Europy lont pod beczką z prochem palił się już w Serbii. W Wiedniu zdecydowano, że Serbię należy zniszczyć, bo staje się ona ośrodkiem atrakcyjnym dla wszystkich Słowian, żyjących w granicach wielonarodowej monarchii Habsburgów: Bośniaków, Chorwatów, Słoweńców, ale również dla Czechów i Polaków. I choć w kołach politycznych Austro-Węgier pod wpływem polskich polityków poważnie rozważano przekształcenie państwa w organizm trójczłonowy (obok Austrii i Węgier trzecim składnikiem monarchii miała być odrodzona Polska), w Wiedniu górę wzięła chęć siłowego rozwiązania problemu serbskiego.

Zamach na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w Sarajewie, dokonany 28 czerwca 1914 roku, uruchomił pokłady nienawiści i przechylił szalę – Austriacy zdecydowali się zaatakować Serbię. Z Berlina uzyskali zapewnienie, że Rzesza ich poprze.

Wejście do gry Niemiec było kluczowe – ze względu na Rosję. Monarchia Romanowów poczuwała się do roli protektora państewka serbskiego i było niemal pewne, że wystąpi w obronie Słowian na Bałkanach. Sojusz austriacko-niemiecki uspokajał Wiedeń: w razie ataku Rosjan Berlin wesprze naddunajską monarchię.

Potem wydarzenia potoczyły się już lawinowo. 28 lipca 1914 roku – po częściowym odrzuceniu ultimatum austriackiego przez Serbię – Wiedeń wypowiedział Belgradowi wojnę. Pociągnęło to za sobą mobilizację w Niemczech, Francji, Anglii (flota) i Rosji. 1 sierpnia Niemcy wypowiedziały wojnę Rosji, a jeszcze tego samego dnia ich wojska wkroczyły do Luksemburga. Następnego dnia pierwszy niemiecki patrol przekroczył granice Francji, a 3 sierpnia Niemcy wypowiedziały Francji wojnę i wkroczyły do Belgii. W odpowiedzi 4 sierpnia Londyn wypowiedział wojnę Berlinowi i rozpoczął morską blokadę Niemiec. Spirala przemocy nakręciła się w ciągu zaledwie tygodnia. Nikt wtedy nie przypuszczał, że wyniszczający konflikt potrwa ponad cztery lata. Jedynie brytyjski sekretarz obrony lord Horatio Kitchener wyliczył, że wojna o takim natężeniu musi trwać ponad trzy lata. Tyle że w 1914 roku nikt mu w to nie uwierzył.

Wojna okrutna jak nigdy wcześniej

To była wojna, jakiej świat wcześniej nie widział. Choć działania wojenne toczyły się głównie w Europie, w konflikt zaangażowały się w sumie 33 kraje, zamieszkane przez 1,5 miliarda ludzi. Żaden wcześ- niejszy konflikt zbrojny nie pochłonął takich zasobów materialnych, nie był tak okrutny i nie miał tak totalnego charakteru. Masowemu zabijaniu ludzi na frontach sprzyjało uprzemysłowienie głównych stron wojny. Gospodarki poszczególnych krajów zostały zresztą bezwzględnie podporządkowane potrzebom wojennym. To podczas I wojny światowej do arsenału powszechnie stosowanych broni weszły samoloty, czołgi, okręty podwodne. To wtedy na masową skalę użyto gazów bojowych, z tragicznym skutkiem dla tysięcy żołnierzy. Walka na frontach przypominała rzeź.

Rzadziej pisze się o cywilnych ofiarach wojny, a te również szły w miliony. W samej tylko Rzeszy z niedożywienia zmarło prawie 800 tysięcy ludzi. Zmniejszona produkcja rolna i blokada morska Niemiec z jednej strony, a spustoszenie wielkich obszarów w Europie Środkowej (w Polsce, na Ukrainie, Białorusi) i we Francji z drugiej, zmuszały cywilów do życia na granicy nędzy. W końcu wojny potworne żniwo zebrała epidemia hiszpanki – grypy, na którą zmarło kilkadziesiąt milionów ludzi.

Doświadczenie Hitlera

Społeczeństwo niemieckie przyjęło początkowo informację o wybuchu wojny z umiarkowanym entuzjazmem. Nie brakowało wiwatujących z powodu konfliktu. Zachowało się zdjęcie z tego okresu, wykonane na Odeonsplatz w Monachium. Na wiecu, wśród tłumu widać mężczyznę z charakterystycznym wąsem, machającego radośnie kapeluszem. To Adolf Hitler, który zaraz po tym zgromadzeniu wstąpił do wojska bawarskiego.

Dla wiodącego wówczas biedny żywot Hitlera, niespełnionego artysty, wielka wojna była nadzieją na nowe, ekscytujące życie. Do frontowych doświadczeń i okopowego braterstwa broni Hitler często się odwoływał, gdy jako Führer prowadził III Rzeszę ku nowej, jeszcze straszniejszej wojnie. Wielka wojna przyniosła mu bowiem uznanie dowódców, ale przede wszystkim ogromne rozczarowanie. Armia kajzera, na którą tak liczył i z której był tak dumny, została pobita, a Niemcy zmuszone do przyjęcia ciężkich warunków kapitulacji. Ten fakt utkwił w pamięci Hitlera jak cierń i stał się napędem jego działań, zmierzających do zniszczenia powersalskiej Europy. Znamienne, że w 1940 roku podyktował rozbitej przez Wehrmacht Francji warunki kapitulacji w tym samym wagonie w lasku Compiègne, w którym w 1918 roku kapitulowało cesarstwo niemieckie.

Raj dla bolszewików

Wojna światowa była też rozłożonym na raty samobójstwem carskiej Rosji Romanowów. Car Mikołaj roił o rosyjskiej ekspansji na Bałkany. Chciał decydować o tym kawałku świata. Szybko jednak się okazało, że potężna, wielomilionowa armia rosyjska jest nieprzygotowana do wojny. Klęski zadane jej w Prusach już latem 1914 roku, a następnie niepowodzenia na galicyjskim froncie wojennym spowodowały, że Rosja znalazła się w militarnej defensywie i w postępującym kryzysie. Lenin, który przyjechał do Rosji dzięki intrydze (i pomocy) państw centralnych, trafił na przygotowany grunt. W 1917 roku w wygłodniałej Rosji dominowały nastroje pacyfistyczne i rewolucyjne. Bolszewicy w pewnym sensie przyszli na gotowe.

Lenin wycofał Rosję z wojny, płacąc za to ogromnymi terytoriami Ukrainy i Białorusi, oddanymi Niemcom i Austro-Węgrom po pokoju w Brześciu (3 marca 1918 roku). Dla bolszewików kluczowa była jednak stabilizacja ich władzy w Rosji, utwierdzenie czerwonego terroru. To dzięki klęskom cara w I wojnie światowej bolszewicy doszli do władzy. Powstanie Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich – kraju gułagu i pogardy dla człowieka – stworzyło zupełnie nową sytuację we wschodniej części Europy. Nowy kraj, rządzony wkrótce przez Józefa Stalina, stał się – obok Niemiec – głównym czynnikiem destrukcyjnym w Europie. Rosji nie było podczas kongresu pokojowego w Wersalu i nigdy nie czuła się zobowiązana do konserwowania ładu wersalskiego. W 1939 roku Związek Sowiecki do spółki z III Rzeszą Hitlera wywołał konflikt, który przerodził się w II wojnę światową.

Zapomniana ofiara krwi

Nie wiem, czy pradziadek Kieba opowiadał o swoich frontowych przeżyciach. Nie mam pojęcia, czy robił to często i chętnie, czy wręcz przeciwnie. Sam nie miałem okazji wysłuchać jego relacji – byłem na to po prostu za mały.

Zastanawiające, jak niewiele o wielkiej wojnie wiedzą dziś Polacy. Nie pamiętamy już o tej hekatombie, a przecież w szeregach obcych armii zginęło pół miliona naszych rodaków! Szacuje się, że w okopach I wojny światowej znalazło się w sumie 3,4 miliona Polaków. Najwięcej – bo aż 1,4 miliona – walczyło w mundurach armii austro-węgierskiej. Ponad milion nosiło uniformy rosyjskie, a 800 tysięcy – niemieckie pikielhauby (charakterystyczne hełmy z ostrym szpicem). Ci ostatni tworzyli tzw. „Kaczmarek-regimenten”, które Niemcy kierowali przezornie na front zachodni – by przypadkiem Polak z Poznania nie stanął oko w oko z Polakiem z Warszawy. Ale i na froncie francuskim starcia Polaków w przeciwnych mundurach nie należały do rzadkości. Już w sierpniu 1914 roku w Bayonne sformowano bowiem polską kompanię francuskiej Legii Cudzoziemskiej, liczącą 200 żołnierzy. Walki w Szampanii, a potem w okolicy Arras były tak zacięte, że wykrwawiona kompania została rozwiązana.

Widmo bratobójczej walki stało się bardziej realne w październiku 1917 roku, gdy w okolicy Nancy gen. Józef Haller złożył przysięgę na sztandar Pułku Strzelców Pieszych – pierwszej polskiej jednostki, sformowanej u boku armii francuskiej. Armię polską we Francji, która z racji koloru mundurów została szybka nazwana Armią Błękitną, powołano dekretem prezydenta Francji w czerwcu 1917 roku. Zabiegał o to Komitet Narodowy Polski z Romanem Dmowskim na czele. Od lipca 1918 roku 1. Pułk Strzelców walczył z Niemcami w Szampanii. Od października 1918 roku po stronie Francuzów walczyła też w Wogezach 1. Dywizja Strzelców Polskich.

Błękitna Armia Hallera była największym polskim związkiem taktycznym, który walczył w zorganizowany sposób na frontach I wojny światowej. Kiedy jej żołnierze w kwietniu 1919 roku przyjechali do Polski (by walczyć z Armią Czerwoną), liczyła już pięć dywizji – prawie 70 tysięcy ludzi!

Polskich jednostek po stronie Niemiec, Austrii i Rosji było zresztą więcej. Legiony Piłsudskiego były drogą ku niepodległości po stronie państw centralnych (przynajmniej do kryzysu przysięgowego). Dlaczego nie pamiętamy więc o Polakach, którzy przelewali krew nie za swoją ojczyznę i nie za swoich władców?

Być może zawiniła legenda Legionów i odrodzenie Rzeczpospolitej. Po I wojnie światowej młoda Polska musiała obronić swoją niepodległość, zagrożona przede wszystkim ze Wschodu. Wielkie zwycięstwo pod Warszawą w 1920 roku dało początek zupełnie nowej narracji historycznej. To na micie tej bitwy zbudowano – nie tylko propagandowo – II Rzeczpospolitą. I choć w wielu domach i chałupach międzywojennej Polski egzystowali okaleczeni weterani armii kajzera albo cara, ich wojenne opowieści bladły w zestawieniu z relacjami tych, którzy przegonili bolszewików i obronili polską niepodległość.

Nowe kraje, ale tylko rozejm

Europa popełniła w latach 1914–1918 samobójstwo na wielu polach. Utraciła m.in. bezpowrotnie swoją dominującą pozycję gospodarczą. O ile jeszcze w 1913 roku na Starym Kontynencie produkowano 43 proc. towarów całego świata, o tyle dziesięć lat później było to już tylko 34 proc. Wojna wzmocniła za to gospodarkę mocarstwa zza oceanu – Stanów Zjednoczonych. Stało się tak w dużej mierze dzięki kredytom na broń, udzielanym Brytyjczykom.

W wyniku wojny rozpadła się monarchia austro-węgierska, upadła Rosja Romanowów, do przeszłości odeszło cesarstwo Hohenzollernów. Na gruzach tych potęg powstały, odrodziły się lub znacznie rozrosły: Polska, Finlandia, Czechosłowacja, Litwa, Łotwa i Estonia, Jugosławia i Rumunia. Aż 80 milionów Europejczyków stało się obywatelami innych państw.

Wielka wojna nie zakończyła jednak rywalizacji narodów. Jej koniec był, jak pokazały wydarzenia następnych 21 lat – ledwie rozejmem, początkiem kolejnej wojny. Zapowiadał nieuchronne starcie. Pokonane i upokorzone traktatem pokojowym Niemcy uznały pokój za czas do powolnej odbudowy swojej siły. Nie poniechały myśli o rewanżu, a dojście Adolfa Hitlera do władzy było możliwe właśnie dzięki hasłom rewizji traktatu pokojowego. Nie ma dużej przesady w stwierdzeniu, że w 1919 roku w Wersalu zaprojektowano kolejną globalną wojnę. Tym bardziej że o zmianie układu sił w Europie myślał też Józef Stalin.

Polsce i Polakom wyniki I wojny światowej dały szansę na 21 lat niepodległości – czas na okrzepnięcie. W kolejnym starciu gigantów Rzeczpospolita, opuszczona przez zachodnich sojuszników, nie miała żadnych szans. Pradziadek Kieba nie mógł nawet marzyć, że w 1939 roku będzie mógł bronić Polski. Tę możliwość odebrała mu służba w armii niemieckiego cesarza.

Koniec starego świata
Piotr Bojarski

urodzony w 1970 r. – absolwent historii na UAM, redaktor „Gazety Wyborczej”, autor książek.Żonaty, ma dwóch synów. Mieszka w Poznaniu....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszykKontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze