Na zebraniach nawet całkiem oficjalnych gremiów na śląskiej prowincji zdarzają się momenty, które – przyznaję się – bardzo lubię. Otóż bywa, że w trakcie dyskusji, czy to gdy zapalają się emocje, czy to gdy trzeba ubrać w słowa jakąś nieoczywistą intuicję, któryś z uczestników, dotąd mówiący porządną, literacką polszczyzną (uczyliśmy się jej w szkole, dajemy radę), sięga po słowo lub zdanie ze śląskiej godki. To, że w emocjach gada się w języku serca, jest naturalne i przez to chyba mniej interesujące. Ciekawiej się robi, kiedy godka ma pomóc przeskoczyć ograniczenia znaczeń zaszytych w polszczyźnie, wyrażając niuanse, skojarzenia, tropy inaczej niedostępne lub przynajmniej nieoczywiste.
Piszę o tym, mając świeżo w pamięci posiedzenie jednej z komisji synodalnych. Biedziliśmy się bodaj nad tym, jak zapisać to, że w duszpasterstwie młodzieży trzeba dbać o angażowanie tych księży, którzy… No właśnie – odznaczają się czym? Oczywiście prawie natychmiast przyplątało się słowo „charyzmat” oraz cała seria innych określeń. Wtedy ktoś rzucił: „Mają do tego grajfkę”.
Zostało Ci jeszcze 75% artykułu
Wykup dostęp do archiwum
Zaloguj się
Oceń