Kiedy pracowałem w religia.tv, jeden z moich gości zaproponował, abyśmy umieścili w ramówce show pod tytułem „Nawróć mnie!”. Formuła miała być prosta – oto stajemy naprzeciw siebie: ja i postaci deklarujące się jako niewierzące. W ciągu dwudziestu minut mam zachwiać ich przekonaniem o tym, że nie wierzą albo (wersja full wypas) sprawić, że padną na kolana, zażądają świętych obrazów i rozważą zostanie bielankami.
Przyznaję bez bicia, że pomysł początkowo bardzo mi się spodobał. Zobaczyłem w nim nie tyle okazję do realnego nawrócenia kogokolwiek, ile raczej szansę na przedstawienie w atrakcyjnej formule paru argumentów, które ludzie wierzący mają w zanadrzu, gdy przychodzi im konfrontować się z niewierzącymi.
Minęło mi, gdy po raz pierwszy zgodziłem się poprowadzić minirekolekcje dla gimnazjalistów. Stojąc naprzeciw paruset młodych ludzi, z których większość przyglądała mi się z politowaniem, wyczekiwaniem i gotowością do boju, wiedziałem już, co czułbym, gdyby pomysł tego programu trafił do realizacji. Głoszenie Dobrej Nowiny sprowadziłoby się do cyrku, w którym wynudzona publiczność zasiada na widowni, gotowa nagrodzić brawami słonika, który fiknie kozła, ale jeśli – nie daj Boże – powinie mu się noga, b
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń