– Jestem przeciwnikiem etyki rezultatów – mówi, kiedy pytam, czy miał nadzieję, że jego książka odmieni świat. – Warto coś robić z samej potrzeby. Albo dlatego, że inaczej czulibyśmy się ze sobą okropnie.
Patrzę, jak podkręca wąsy – bujne, sterczące w górę jak u maharadży – i myślę, że sama coraz częściej włączam podobną obronę przed bezsilnością. Zawsze wtedy, kiedy rzeczywistość – jej prozaiczna natura, niezmienny bieg rzeczy, uporczywość zła, wszędobylskość bezsensu – robi się nie do zniesienia.
Martín mógłby być moim tatą. Widział kawał świata. Pracował dla gazet, organizacji międzynarodowych, był na wojnach, w strefach katastrof, w dzielnicach biedy. Rozmawiał, pisał, raportował przez lata. Mówi, że dopiero po jakimś czasie dostrzegł ten wspólny wątek. Motyw zawsze obecny w tle opowieści o innych, bardziej spektakularnych formach nieszczęścia. Głód. Wszystkim ludziom, z którymi rozmawiał, nie starczało jedzenia. Ale jak opowiedzieć coś, czego nie ma – brak. Jak napisać książkę o złu tak zbanalizowanym, że uznawanym za nieusuwalne. O cierpieniu, które nigdy nie dotyczy nas, zawsze tamtych, innych. Był przed sześćdziesiątką,
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń