Niewiele spraw bardziej nas obchodzi niż ta, by nasze dzieci przyjęły Prawdę, którą my przyjęliśmy za swoją. Pozostawianie im wolności w tym względzie oznacza, że od początku narażamy się na sytuacje, w których wybierają inaczej, niż byśmy chcieli.
Moja siedmioletnia córka zadeklarowała ostatnio, że chce lepiej uczestniczyć we mszy świętej, siedzieć bliżej ołtarza, więcej widzieć i więcej rozumieć. Choć dotąd nie zastanawiałem się, jak brzmią anielskie chóry, to właśnie z nimi skojarzył mi się dźwięk tego wyznania Najstarszej. Był niczym przedsionek nieba na ziemi!
Zbiegł się on ze zbliżającą się uroczystością. Z okazji trzechsetlecia budowy kościoła do naszej wiejskiej parafii przyjeżdżał sam kardynał. Uznaliśmy z żoną, że to doskonała okazja, by uczynić zadość potrzebom córki. Prawie się udało. Szkoda, że na miejsce z przodu nie było szansy, bo Średnia urządziła przed wyjściem z domu klasyczny bunt czterolatka, odmówiła zjedzenia przygotowanego śniadania, włożenia wyprasowanej sukienki (a następnie zastępników obydwu), uparła się, by jechać na hulajnodze i przystawać co dwa metry, a w międzyczasie wybuchała płaczem i urządzała awanturę każdemu, kto ważył się ją wyprzedzić.
Gdy w końcu dotarliśmy i zajęliśmy wolne jeszcze miejsca, szybko musieliśmy się z nimi pożegnać, bo Najmłodsza wymagała przewinięcia. I tak, zamiast w pierwszych ławkach, wylądowaliśmy pod kościelnym ogrodzeniem, a dla Najstarszej atrakcyjniejsze od uczestnictwa w liturgii okazały się gonitwy i przepychanki z rówieśnikami.
Między innymi dlatego na propozycję napisania tego tekstu zareagowałem z niejakim dystansem, by nie rzec – przerażeniem. Ostatecznie uznałem jednak, że może to być przyczynek do przyjrzenia się dokładniej temu, jak przekazujemy dzieciom wiarę. Po kilku dniach obserwacji, przemyśleń i rodzicielskich potknięć stwierdziłem z kolei, że jestem ostatnią osobą do zajmowania się tym tematem. Na szczęście miałem już na myśli kogoś, kto – jak mniemałem – sprosta zadaniu, jak nikt inny. Ale ów ktoś wpadł w jeszcze większe przerażenie. Redakcjo, masz więc, co chciałaś – szczere wyznanie naprawdę przeciętnego rodzica.
Wpływ czy kontrola?
Najbardziej zasłużony w szerzeniu wiary Apostoł przekonywał, że rodzi się ona ze słuchania. Tylko co to znaczy, że dziecko słucha? Jak to osiągnąć? Czy musi słuchać SIĘ rodziców, czy też oni mają obowiązek uczyć je mądrego słuchani
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń