Potrzebujemy księży, którzy więcej słuchają, niż mówią. Bo niezwykle łatwo jest pouczać i tkwić w strefie własnego komfortu. A takich, którzy potrafią przekroczyć swoje uprzedzenia jest, niestety, niezwykle mało.
Katarzyna Kolska: Czy ksiądz Rafał Nowina istnieje naprawdę?
Maciej Grabski: Chciałbym, żeby tak było. Ale niestety… Rafał Nowina to osoba wyjątkowa, człowiek, przy którym chce się być lepszym.
Ma swój pierwowzór w różnych księżach, których pan spotkał na swojej drodze?
I tak, i nie. Zrodził się raczej w moich marzeniach. Czasami widziałem cechy negatywne u księży i wyobrażałem sobie, co by było, gdyby one się odwróciły, czyli na przykład ktoś, kto nie lubi zwierząt, nagle by je polubił. A ktoś, kto nie docenia sztuki, nagle by dostrzegł jej wartość. Oczywiście w księdzu Rafale pojawiają się jakieś echa sposobu myślenia księdza profesora Józefa Tischnera czy księdza Tomáša Halíka, czyli kapłanów bardzo wierzących, a co za tym idzie – skrupulatnie przestrzegających przykazań, co w wielu przypadkach nie jest takie oczywiste. Podkreślam, że mówię o księżach wierzących, bo mam graniczące z pewnością podejrzenia, że wielu księży po prostu nie wierzy. Ale szansa na nawrócenie jest zawsze, więc jakaś nadzieja jest.
Czy to znaczy, że pana książki wyrastają z tęsknoty za takim księdzem jak wiejski proboszcz Rafał Nowina z Gródka?
Nie tylko za nim. Za innymi moimi bohaterami również, choć nie zawsze są to postaci piękne, święte, dobre i mądre. Bo moje książki to nie jest idylla. Tam nie ma świętych. Ksiądz Rafał też nie jest święty, ale w jakiś sposób stara się panować nad ciemniejszą stroną swojego życia.
A czy Gródek istnieje naprawdę?
Tak. Potrzebowałem tego prawdziwego Gródka ze względów topograficznych, wygodniej jest pamiętać układ ulic prowadzących od ryneczku i to, gdzie kto mniej więcej może mieszkać. Wyciągnąłem więc ze wspomnień wczesnego dzieciństwa wioskę-miasteczko. Jestem przekonany, że jego mieszkańcy poznaliby to miejsce.
Jeździł pan tam również podczas pisania kolejnych tomów książki?
Nie było takiej potrzeby. Doskonale pamiętam to miejsce. Tam właśnie zdarzyło się to, od czego zaczyna się moja książka: 7 lipca 1977 roku pojawił się nowy proboszcz. Do tego jednego wydarzenia dopisałem całą resztę.
Dlaczego akcja pana książki zaczyna się na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych? Przecież pan nie może pamiętać tamtego okresu.
Bardzo dobrze go pamiętam!
Był pan wtedy dzieckiem.
Ale kilkunastoletnim. Zresztą nie docenia pani chyba pamięci dzieci. To był czas niezwykle ciekawy, czas przełomu. Coś, co było dotąd, co dobrze znaliśmy, zaczęło się rozsypywać. Mamy rok 1977. Za chwilę wybór Wojtyły na papieża, potem koniec epoki gierkowskiej, ruina fałszywych wyobrażeń o dobrobycie jako małej stabilizacji, euforia przemian roku 1980, a w końcu – kryzys, beznadzieja i strach, które zmaterializowały się w ciemnych czasach połowy lat osiemdziesiątych. Co zrobić, spełniło się chińskie przekleństwo: Obyś żył w ciekawych czasach.
Nie kusiło pana, żeby księdzu Rafałowi
Zostało Ci jeszcze 85% artykułu
Dalszy dostęp do artykułu zablokowany
Wykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania
żadnych plików!
Masz dostęp do archiwum?
Zaloguj się
Wykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń