Wakacje rozpocząłem od Dnia Rybaka. W Kątach Rybackich pamięta się o nim każdego 29 czerwca, gdy składa się życzenia imieninowe Piotrom i Pawłom. Kiedy więc przyjeżdżam do Kątów w tym terminie, trafiam na obchody, zmieniające zresztą swoją formę.
Mam wrażenie, że dawniej ważniejszy od celebry religijnej był kończący ją obiad. Wydawał go zawsze jakiś ważny kącki gospodarz, a tak się złożyło, że był to na ogół pan Józef, który nas gościł co roku. Zapraszano więc i nas do stołu, przy którym oczy robiły się nam jak spodki. Dla warszawiaka, mającego sporadyczny kontakt z nieistniejącą siecią sklepów o nazwie „Centrala Rybna”, gdzie rej wiodły śnięte dorsze i sajra w puszce, widok tego stołu stanowił szok.
Czegóż tam nie było! Wędzone na kolor złoty węgorze metrowej długości, grube jak przegub sztangisty szczupaki w galarecie z jabłkiem w pysku, sandacze, okonie, turboty, belony z zielonymi ośćmi, flądry ledwie mieszczące się na dużych półmiskach, tatar ze świeżo złowionego łososia. Krótko mówiąc: nie było biednie.
Jako gość nigdy o to nie pytałem, ale takie przyjęcie musiało sporo kosztować, wymagało dużo prac przygotowawczych i choć pan Józef odgrywał rolę gospodarza, to chyba jednak w dostarczaniu tych
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń