Brat przeciwko bratu
fot. christina moroz / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

List do Galatów

0 opinie
Wyczyść

Polacy i Ukraińcy byli nie tylko sąsiadami, ale łączyły ich również więzy krwi. Ich kultury i zwyczaje przenikały się wzajemnie. Dlatego słowo „bratobójstwo” mocniej oddaje tragizm zbrodni wołyńskiej niż termin „ludobójstwo”.

Pisząc o 70. rocznicy zbrodni na Wołyniu, staję przed bardzo trudnym zadaniem. Z jednej strony bowiem jako autochton z Górnego Śląska nie jestem emocjonalnie związany z tą rocznicą, gdyż z Ukraińcami nigdy nie miałem żadnych negatywnych skojarzeń. Z drugiej strony od kilkunastu lat posługuję jako kapłan w Ukraińskim Kościele Greckokatolickim, jestem wykładowcą teologii na Ukraińskim Uniwersytecie Katolickim i w greckokatolickim seminarium duchownym we Lwowie, a w ostatnich latach pracuję też jako duszpasterz akademicki dla studentów grekokatolików w Warszawie. A zatem, moja posługa sprawia, że problem konfliktów polsko-ukraińskich nie może być i nie jest mi obojętny.

Po pierwsze – wsłuchiwać się

Posługując wśród Ukraińców, chciałem najpierw poznać ich wersję wydarzeń historycznych. Dzięki temu dowiedziałem się, że na zachodniej Ukrainie, a konkretnie w Galicji Wschodniej panuje pewna nostalgia za „babcią Austrią”. Ukraińcy wspominają czasy monarchii austro-węgierskiej, gdy we Lwowie na uniwersytecie wykładano nie tylko w języku polskim, ale i ukraińskim. A potem przyszła Polska i ukraiński został wycofany z uniwersytetu. Trwa więc przekonanie, że za „babci Austrii” była większa wolność dla poszczególnych narodów niż w czasach „pańskiej Polski”.

Ukraińska ludność Wołynia (w większości prawosławna) cały czas pamięta, jak za czasów II Rzeczypospolitej burzono cerkwie. Opowiedziano mi też o pewnym prawniku, który nie otrzymał posady w palestrze we Lwowie, gdyż podczas rozmowy kwalifikacyjnej mówił po ukraińsku i ani myślał, aby przejść na polski, mimo że go o to proszono.

Kolejne opowieści dotyczą II wojny światowej. Zapadła mi w pamięć relacja o tym, jak żołnierze Armii Krajowej przesłuchiwali ukraińskich cywilów. Metody tych przesłuchań, według zeznań naocznych świadków, nie odbiegały od tych, którymi posługiwało się gestapo czy NKWD. Co więcej, te opowieści uświadomiły mi, że tym, czym dla Polaków jest Ukraińska Powstańcza Armia, tym dla Ukraińców z Galicji Wschodniej czy Wołynia jest Armia Krajowa. Słuchałem też opowieści o wydarzeniach dotyczących powojennej Akcji „Wisła”, w ramach której ludzie podczas transportu umierali z wycieńczenia.

Z drugiej strony miałem też okazję spotkać się z Polakami ściśle związanymi z formacjami AK, które od stycznia 1944 roku dokonywały akcji odwetowych na ludności ukraińskiej. Polacy uczestniczący w tych wydarzeniach mówili mi otwarcie, że była to zemsta za to, co UPA zrobiła z cywilną ludnością polską. Swoje postępowanie podsumowywali lakonicznym stwierdzeniem: „To była wojna. A na wojnie nie ma miejsca na sentymenty”.

Wiem, że każda z tych opowieści ma charakter subiektywny. Bo człowiek, któremu dzieje się krzywda, nie jest wolny od emocji. Miesza się w nim żal, smutek, rozpacz, gniew, nienawiść i chęć zemsty. Uważam jednak, że powinienem z należytą uwagą wysłuchać jego wersji wydarzeń. I wcale nie chodzi o to, że mam się z tą wersją utożsamiać, ale powinienem ją przynajmniej uszanować i starać się zrozumieć mojego rozmówcę.

Bratobójstwo czy ludobójstwo?

17 marca 2013 roku, w Niedzielę Wybaczenia Win, po której w tradycji wschodniej rozpoczyna się Wielki Post, w cerkwiach Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego odczytane zostało Orędzie Synodu Biskupów tego Kościoła skierowane do wiernych i wszystkich ludzi dobrej woli z okazji 70. rocznicy tragedii wołyńskiej. Data odczytania tego listu ma tu istotne znaczenie. Aby wejść w ducha Wielkiego Postu, trzeba się bowiem najpierw pojednać: prosić o wybaczenie win i samemu przebaczyć.

Już w pierwszych słowach tego orędzia biskupi mówią o uczczeniu niewinnych ofiar i o solidarności w bólu z ich bliskimi1. Dalej w tekście pojawia się słowo „bratobójstwo”, które, zdaniem hierarchów greckokatolickich, wymaga przede wszystkim oceny chrześcijańskiej. Autorzy orędzia zdają sobie oczywiście sprawę, że naród polski i ukraiński inaczej oceniają te wydarzenia i nadają im różne nazwy. Kością niezgody jest choćby to, czy tragedię tę powinno się nazywać ludobójstwem. Takiego określenia domagają się liczni przedstawiciele strony polskiej. Czasami można wręcz odnieść wrażenie, że gdyby Ukraińcy przyznali się, że dokonali na Polakach ludobójstwa, wówczas strona polska byłaby ostatecznie usatysfakcjonowana. Obawiam się jednak, że i tak znaleźliby się malkontenci, którzy zarzuciliby stronie ukraińskiej, że nadal jest nieszczera i za mało się kaja. Poza tym sprowadzenie tej tragedii do wymuszenia na Ukraińcach słowa „ludobójstwo” uwłaczałoby powadze sytuacji i stałoby się kpiną z niewinnych ofiar.

Wróćmy jednak do użytego w orędziu biskupów greckokatolickich słowa „bratobójstwo”, które – w mojej ocenie – od strony teologicznej i moralnej bardziej oddaje istotę konfliktu polsko-ukraińskiego. Przywodzi ono na pamięć bratobójczą zbrodnię Kaina (por. Rdz 4,2–16), a także słowa Chrystusa: „Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią” (Mt 10,21). Może ktoś zapytać, czy taka interpretacja nie jest naciągana? Aby odpowiedzieć na to pytanie, zwróćmy uwagę na to, że ludzie, którzy popełniali zbrodnie na Wołyniu czy na przykład w Galicji Wschodniej, od wieków żyli razem na tym samym terytorium. Są Słowianami i chrześcijanami. Przyjęli chrzest jeszcze w niepodzielonym Kościele: Polacy z Rzymu, a Ukraińcy z Konstantynopola. Byli nie tylko sąsiadami, ale łączyły ich również więzy krwi poprzez zawieranie małżeństw i zakładanie rodzin mieszanych. Ich kultury i zwyczaje przenikały się wzajemnie.

Dlatego właśnie słowo „bratobójstwo” od strony duchowej mocniej oddaje tragizm zbrodni wołyńskiej niż termin „ludobójstwo”.Od strony teologicznej dodatkowym argumentem, który chciałbym przytoczyć, są budzące trwogę słowa psalmisty: „Gdybyż to lżył mnie nieprzyjaciel, z pewnością bym to znosił; gdybyż przeciw mnie powstawał ten, który mnie nienawidzi, ukryłbym się przed nim. Lecz jesteś nim ty, równy ze mną, przyjaciel mój zaufany, z którym żyłem w słodkiej zażyłości, chodziliśmy po domu Bożym w orszaku świątecznym” (Ps 55,13–15).

Warto zwrócić uwagę, że przy opisywaniu konfliktów polsko-niemieckich nikomu do głowy by nie przyszło, aby nazywać je bratobójstwem. To, co działo się na przykład w hitlerowskich obozach koncentracyjnych, nazwane zostało ludobójstwem. Niemiec nazista z czasów II wojny światowej nazywany był przez Polaków okupantem, ale nigdy nie był traktowany jak brat. Nie było tu bowiem mowy o więzach krwi. Ponadto Polacy w żadnym razie nie byli traktowani przez niemieckiego okupanta po partnersku. Inaczej to wygląda w relacjach polsko-ukraińskich.

Owszem, w historii Polak grał rolę brata bardziej zamożnego, wpływowego i wykształconego. Ukrainiec był raczej utożsamiany ze wsią, ubogim stylem życia czy wręcz z zacofaniem. Dlatego też był traktowany z góry, niczym ubogi krewny. I takie traktowanie, okraszone odpowiednią agitacją polityczną, mogło mieć wpływ na popełnienie bratobójczych zbrodni na Wołyniu czy w Galicji Wschodniej przez Ukraińców. To pokazuje, że od strony duchowej tragizm bratobójstwa między Polakami a Ukraińcami jest bardziej bolesny i złożony niż ludobójstwo zgotowane Polakom przez hitlerowskie Niemcy w czasie okupacji.

Dlatego słowo „bratobójstwo” dosadniej oddaje prawdę o wydarzeniach z lat 1943–1944 niż słowo „ludobójstwo”. Z tego też powodu wcześniej sprawdzony wzorzec pojednania polsko-niemieckiego „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie” z 1965 roku spotyka się z niezrozumieniem czy wręcz z oporem w pojednaniu polsko-ukraińskim. Dla tego pojednania trzeba szukać innej, oddzielnej i oryginalnej formuły, odpowiadającej tragedii bratobójstwa. W pewnym stopniu inspiracją mogłoby być Wspólne Przesłanie do Narodów Polski i Rosji z 17 sierpnia 2012 roku podpisane przez przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski arcybiskupa Józefa Michalika i patriarchę moskiewskiego i całej Rusi Cyryla. W tym przesłaniu bowiem mówi się o Polakach i Rosjanach jako dwóch bratnich narodach słowiańskich, które łączy Ewangelia Chrystusa wyrażana w dwóch odmiennych tradycjach chrześcijańskich.

Historycy – specjaliści od rozliczeń, biskupi – specjaliści od przebaczenia

 Dowodem na to, że pojednanie polsko-niemieckie nie może być wzorcem dla pojednania polsko-ukraińskiego jest chociażby krytyka orędzia biskupów greckokatolickich ze strony łacińskiego metropolity lwowskiego abpa Mieczysława Mokrzyckiego: „W liście tym episkopat greckokatolicki mówi – przebaczamy i przepraszamy. Przebaczać może osoba pokrzywdzona – tak jak episkopat polski powiedział swego czasu – przebaczamy – do episkopatu niemieckiego. Jest to sformułowanie, które nadchodzi nie z tej strony. Przebaczać może episkopat polski, przebaczać mogą pomordowani czy ich potomkowie”2. Z wypowiedzi tej wynika, że w konflikcie polsko-niemieckim winne były obie strony, a w polsko-ukraińskim wyłącznie ta ostatnia.

Potwierdzeniem tego mogą być słowa zwierzchnika Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego abpa większego kijowsko-halickiego Światosława Szewczuka: „Z naszej strony została zaproponowana formuła: Wybaczamy i prosimy o wybaczenie. Jednak abp Mokrzycki nie zgodził się na to i zaproponował sformułowanie: Przepraszamy i prosimy o wybaczenie. Skutkiem tego byłoby jednostronne przeproszenie ze strony Ukraińców, pomijając to, że Polacy też mają pewne winy wobec nas. Na takie ujęcie strona ukraińska nigdy się nie zgodzi”3.

Co więcej, abp Mokrzycki w ostrych słowach ocenia przesłanie orędzia biskupów greckokatolickich: „Ten list jest powierzchowny i nie rozstrzyga żadnego problemu. Wręcz przeciwnie – relatywizuje zbrodnię. Ukraina nigdy nie zostanie z tego oczyszczona, jeżeli wcześniej nie nastąpi przebaczenie, które jest uwarunkowane przyznaniem się do winy i prośbą o to przebaczenie”4. W kontekście tych zarzutów pojawia się jednak pytanie: co jeszcze mają zrobić Ukraińcy, aby im uwierzono, że się przyznają do tych zbrodni? Gdy zapytano abpa Szewczuka, czy zgadza się ze stwierdzeniem, że na Wołyniu w 1943 roku nastąpiła czystka etniczna wobec Polaków, odpowiedział: „Tak. I zostało to powiedziane w naszym liście. Rzecz nazywamy po imieniu. Bardzo mi jest przykro, że nie doszło do ogłoszenia wspólnego listu”5.

Paradoksalnie wydaje się, że obecnie w tragedii bratobójstwa na Wołyniu unikanym albo bagatelizowanym zagadnieniem są akcje odwetowe na ludności ukraińskiej. Strona polska stara się je nieraz podciągnąć pod obronę konieczną i tym samym zwalnia się całkowicie z winy, zwalając ją tylko na Ukraińców. A jednak relacje naocznych świadków tamtych wydarzeń potwierdzają, że były to akcje odwetowe według zasady „oko za oko, ząb za ząb”. Argumentem przywoływanym przez stronę polską jest i to, że Polaków zginęło znacznie więcej niż Ukraińców i że to ci ostatni rozpoczęli czystki etniczne. To prawda, nie może to jednak przesądzać o tym, że w tym konflikcie Polacy są zupełnie bez winy, bo zabójstwo nawet jednego bezbronnego człowieka jest zbrodnią. Jednak trudno stronie polskiej (nawet przedstawicielom Kościoła rzymskokatolickiego!) nazwać rzecz po imieniu: powiedzieć, że odwet, który przekracza granice samoobrony, jest poważnym przestępstwem i że jest za co prosić o wybaczenie.

Odnoszę niestety wrażenie, że strona polska w odniesieniu do bratobójstwa na Wołyniu nadal traktuje Ukraińców roszczeniowo, z góry, żeby nie powiedzieć – z pogardą. A powinniśmy się traktować jak bracia nawet w takiej sytuacji, bo między braćmi zdarzają się konflikty, a czasami niestety zbrodnie. Gdyby dziś trzeba było opisać relacje panujące między tymi braćmi, są one podobne do tych z przypowieści o synu marnotrawnym, tyle że każdy chce grać rolę brata, który od lat służy Ojcu i nigdy nie przekroczył Jego rozkazu (por. Łk 15,29). Ale to przecież syn marnotrawny „był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się” (Łk 15,32).

Dlatego trudno się nie zgodzić z rozróżnieniem, które zrobił abp Szewczuk w odniesieniu do zbrodni wołyńskiej: przedstawiciele Kościołów rzymskokatolickiego i greckokatolickiego powinni raczej mówić o tych tragicznych wydarzeniach w kategoriach wzajemnego wybaczenia i przeproszenia się, „a historycy powinni dokładnie zająć się szczegółami, w tym liczeniem ofiar po każdej stronie. Nie jest to zadanie biskupów”6. Od siebie zaś dodałbym, że bratobójstwo na Wołyniu z teologicznego punktu widzenia powinniśmy postrzegać jako misterium nieprawości (mysterium iniquitatis). O tym ma mówić w pewnym stopniu oświadczenie biskupów rzymskokatolickich, które zostanie ogłoszone pod koniec czerwca (w chwili zamykania tego numeru oświadczenie jeszcze nie zostało wydane – przyp. red.). Arcybiskup Mokrzycki zapowiada, że „chcemy pokazać, w czym tkwi tajemnica zła, do czego człowiek – jeśli nie będzie postępował według przykazań Bożych – jest zdolny, i że żadna krzywda, żadne zło nie jest usprawiedliwione jakimiś motywami politycznymi, gospodarczymi czy innymi czynnikami. Zło zawsze należy nazywać złem. Chcemy uwrażliwić naszych wiernych na wartości życia chrześcijańskiego, na godność każdego człowieka, prawo do wolności oraz życia”7. Z drugiej strony misterium nieprawości nie da się rozłożyć na czynniki pierwsze. Dlatego właśnie nazywamy je misterium. Bo na pytanie o źródło zła, którym kieruje się człowiek w swoim postępowaniu, nie ma łatwych i zadowalających odpowiedzi.

Od bratobójstwa do miłości braterskiej

W mojej posłudze duszpasterskiej w Ukraińskim Kościele Greckokatolickim jako kapłan brałem udział w liturgicznej modlitwie za żołnierzy Ukraińskiej Powstańczej Armii. Wcale tego nie ukrywam. Zdaję sobie sprawę, że może mi ktoś zarzucić zdradę lub fałszowanie prawdy. Jednak w takiej sytuacji przypominają mi się słowa Jezusa: „A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 5,44–45). A także słowa odmawiane podczas modlitwy różańcowej: „Zaprowadź wszystkie dusze do nieba i dopomóż szczególnie tym, którzy najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia”. Żołnierze UPA są już w ręku Boga, z ich strony niczego nie musimy się już obawiać. Bardziej należałoby martwić się postawą żywych, zwłaszcza tych, którzy nie mają sobie nic do zarzucenia.

Jako kapłan jestem powołany do posługi jednania. W świetle bratobójstwa wołyńskiego zdaję sobie sprawę, że ta posługa jest trudna, pełna wzajemnego bólu, krzywd czy uprzedzeń. Ale jestem też przekonany, że ta posługa małymi krokami wiedzie od bratobójstwa do braterskiej miłości, wyrażonej choćby w słowach psalmu: „Oto jak dobrze i jak miło, gdy bracia mieszkają razem” (Ps 133,1).

1 Pełny tekst tego orędzia po polsku znajduje się na stronie internetowej: http://m.wyborcza.pl/wyborcza/1,105226,13579389,Oredzie_Synodu_Biskupow_Ukrainskiej_Cerkwi_Greckokatolickiej.html (16.05.2013); oryginalny tekst ukraiński znajduje się tutaj: http://www.ugcc.org.ua/2687.0.html (16.05.2013).
2 Abp Mokrzycki: Zbrodnia na Wołyniu wymaga prawdy, http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/836478,Abp-Mokrzycki-zbrodnia-na-Wolyniu-wymaga-prawdy (16.05.2013).
3 Prosimy braci z Polski o wybaczenie, http://www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,721,prosimy-braci-z-polski-o-wybaczenie.html (16.05.2013).
4 Abp Mokrzycki: Zbrodnia na Wołyniu wymaga prawdy, art. cyt.
5 Prosimy braci z Polski o wybaczenie, art. cyt.
6 Tamże.
7 Abp Mokrzycki: Zbrodnia na Wołyniu wymaga prawdy, art. cyt.

Brat przeciwko bratu
Marek Blaza SJ

urodzony 7 lutego 1970 r. – jezuita, birytualista, sprawuje liturgię w trzech obrządkach: łacińskim, bizantyjsko-ukraińskim i bizantyjsko-rumuńskim, wykładowca, duszpasterz akademicki studentów grekokatolików w Warszawie....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze