Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan
2 Mch 7,1-2.9-14 / Ps 17 / 2 Tes 2,16-3-5 / Łk 20,27-38
„Czyją żoną po śmierci będzie kobieta, która miała wielu mężów?” – pytali Sadyceusze, wystawiając Jezusa na próbę. Zapytajmy normalnie, bez podstępów: czy po śmierci, jeśli coś „tam” w ogóle jest, będziemy nadal sobą? Czy w ogóle coś po nas zostanie? Jakikolwiek rodzaj materialności, w znaczeniu choćby mojej świadomości historii, tego, co kochałem i kim jestem? A może śmierć roztopi naszą tożsamość w Bożej czy kosmicznej wszechobecności? To ważne pytania. Jezus odpowiada na nie mniej więcej tak: „Gwarantem twojej ciągłości i tożsamości nie jesteś ty sam, tylko Bóg, który jest Bogiem żyjących, a nie umarłych”. Niesamowite, genialne, prawdziwe.
Z wykładów z metafizyki pamiętam, jak śp. prof. Władysław Stróżewski opowiadał nam o paradoksie parasola. „Wyobraź sobie – mówił – że twój parasol rozdarł się na wietrze. To był twój ulubiony parasol po dziadku, więc postanowiłeś wymienić poszycie. I tak się stało, ale potem złamała się rączka. I wymieniłeś rączkę na nową, drewnianą. Po latach leżenia na strychu znów konieczny był remont i wymiana rozmaitych części. I tak w rezultacie wszystkie części na jakimś etapie zostały wymienione. A ty z uporem twierdzisz, że jest to ten sam, twój pamiątkowy parasol po dziadku! No więc, co stanowi o tym, że jest to taki wyjątkowy parasol, że to ten sam parasol?”. Wygląda na to, że „parasolowatość” tego konkretnego parasola nie brała się tylko z jego materialnych składników. Znaczenie miał czas, przywiązanie, historia, zachowanie relacji z tobą i dziadkiem. Można nawet powiedzieć, że to, czym był ten parasol, zależało od ciebie i twojej z nim więzi! Bez ciebie nie byłby to ten sam parasol! Bo „technicznie” nie jest ten sam. Racjonalne? Ależ tak! Nawet w pewnym sensie ponadracjonalne, bo pokazuje nam, że nasze losy i to, kim jesteśmy po śmierci, zależy nie tylko od nas, ale od naszych relacji z innymi, a przede wszystkim od tego, kim jesteśmy dla Boga! Bóg jest Bogiem żyjących, dla Niego nasze życie się nie kończy, ale nadal jest splecione z Jego życiem i życiem naszych bliskich: żon, mężów, rodziców; dla Niego nadal istniejemy, nawet jeśli zmieniamy się materialnie: od dziecka do staruszka, ale i od staruszka do jakiegoś nowego człowieka po śmierci. Po śmierci będą to nadal ci sami Jarek, Krysia, Marek, z jakimś rodzajem materialności i tą samą tożsamością. Jacy dokładnie będziemy, tego nie wiemy, ale jedno jest pewne: z Bogiem nadal będziemy żyli jako konkretni ludzie, ja jako „ja”, nawet bardziej „ja”, bo przecież bliżej Boga.
Oceń