Podczas niedawnej pielgrzymki na górę Atos, w jednym z najpiękniejszych monasterów Simonopetra, po wieczornych modlitwach i kolacji (dzień kończy się tu około dziewiętnastej, później mnisi idą spać, by o północy zacząć poranną sesję modlitw) wybraliśmy się na klasztorny cmentarz. Simonopetra sama w sobie przedstawia widok zupełnie obłędny: kamienne zamczysko, ni to z Alp, ni to z Chin, zawieszone na kilkusetmetrowej skale opadającej do Morza Egejskiego. Cmentarz położony jest tuż za klasztorną bramą, przy ścieżce prowadzącej po stromym zboczu wprost do przystani, pośród mniszych ogrodów, winnic i pastwisk. Słońce właśnie zachodziło na różowo i czerwono, za wielką wodą zapalała się łuna Aten.
Grupka była kameralna: mój dobry znajomy – prawosławny ksiądz, jego kolega ze studiów – Grek przygotowujący się chyba do wstąpienia do monasteru i ja. Przechodziliśmy między skromniutkimi grobami z identycznymi prostymi krzyżami, na których wypisane były imiona mnichów, ich daty urodzenia i zgonu. Przy jednym grobie zatrzymaliśmy się dłużej. – A ten mnich się otruł – oświadczył
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń