Niektórzy historycy i pisarze wolą pokazywać naszą historię głównie jako sensację w ciemnych barwach. W ich wizjach Mieszko był niemal idiotą i barbarzyńcą, a Polskę poczęły Dobrawa i Oda – Czeszka i Niemka.
Roman Bielecki OP, Katarzyna Kolska: Pewnie miała pani same piątki z historii?
Elżbieta Cherezińska: Nie, wcale nie, ale byłam w klasie humanistycznej z rozszerzoną historią. Pisałam też maturę z historii i pewnie bym jej nie zdała, gdyby nie moja przyjaciółka, która w porę się do mnie odwróciła, zerknęła na moją kartkę i powiedziała: Nie o tej konstytucji piszesz, nie zrozumiałaś tematu. Dzięki niej wybrnęłam na piątkę z minusem. W czasach szkolnych bardziej interesowało mnie prywatne życie królów i bohaterów historycznych.
Czyli to, o czym się nie pisze w podręcznikach. Bo w szkole każą się uczyć dat!
Kuluary są o wiele ciekawsze. Pochodzę z Piły – miasta narodzin Stanisława Staszica. W podstawówce brałam udział w konkursie z wiedzy o jego życiu. Przygotowując się do niego, czytałam jakąś strasznie nudną biografię. Ale kiedy doszłam do momentu, w którym się okazało, że Staszic miał specjalną lożę w teatrze, gdzie przebrany w rudą perukę oglądał przedstawienia w towarzystwie prostytutek, to nagle wydał mi się bardzo ciekawy. Zobaczyłam, że facet miał fantazję.
No ale z polskiego to już na pewno miała pani same piątki, przynajmniej z wypracowań?
Też nie. Z ortografią ciężko mi szło.
To dlaczego w takim razie zabrała się pani za pisanie książek o Piastach?
Z powodu wizyty prezydenta George’a Busha w Polsce.
?!
To było jakieś dziesięć lat temu. Ze względów bezpieczeństwa stanęła wtedy cała Polska. Powiedziałam więc do męża: Ciekawe, jak to wyglądało w 1000 roku, kiedy przyjechał do nas cesarz Otton – dzisiejszy odpowiednik prezydenta Stanów Zjednoczonych. Uświadomiłam sobie, że dla cesarza Zachodu to była podróż pod granicę głównego rywala politycznego w Europie, cesarza Wschodu (w którego orbicie wpływów był nasz sąsiad, książę kijowski). Zaczęłam tę historię rozbierać na części pierwsze i każde kolejne odkrycie było coraz bardziej fascynujące. Przyzwyczailiśmy się do wizji, w której Bolesław Chrobry przyjmuje Ottona III w katedrze gnieźnieńskiej. A przecież jej wówczas nie było. I kiedy sobie wyobraziłam, że mogli się spotkać na budowie, to pomyślałam, że to jest po prostu fantastyczne. Wielka polska improwizacja. Jednocześnie musiało być coś nieprawdopodobnego w Chrobrym, skoro Otton III podczas spotkania poszedł na takie ustępstwa. I tak powstała Gra w kości – historia zjazdu gnieźnieńskiego.
Którą chyba mamy nieźle wkutą.
A właśnie że nie! Tylko jakieś urywki – spotkanie dwóch władców, włócznia św. Maurycego i cesarz na bosaka. Takie klisze. Nie zastanawiamy się nad układami politycznymi, dworami, które toczyły grę o wpływy, małżeństwami, które miały gwarantować sojusze – to jest dla nas obcy świat. Chciałam, żeby ta opowieść była jak współczesny serial – krótko kadrowana, szybka, bez długich opisów, żeby czytelnik mógł poczuć, jak nieprawdopodobne było napięcie w tej sytuacji. W trakcie pisania zorientowałam się jednak, że świat wykreowany na potrz
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń