Trudno oczekiwać, że mój mąż czy żona domyśli się, co mi sprawi przyjemność, czego potrzebuję w zbliżeniu seksualnym, jakiego pragnę dotyku, czułości, pieszczoty. To ślepa uliczka. O tym trzeba porozmawiać.
Katarzyna Kolska: Małżonkowie to dwie osoby. Ale też dwa ciała, które mają stać się jednym. Ogromna bliskość, z którą czasami mamy spore problemy. Czy to znaczy, że boimy się naszego ciała?
Barbara Smolińska: Każdy z nas wchodzi w dorosłe życie z tym, co otrzymał w dzieciństwie. Jeśli dostaliśmy wystarczającą porcję miłości, bliskości, ciepła i poczucia bezpieczeństwa, nie powinniśmy mieć problemów z budowaniem bliskiej relacji w życiu dorosłym, bo nie będziemy się obawiać emocjonalnej i fizycznej bliskości. Ci, którzy dostali za mało, z jednej strony bardzo tego pragną i potrzebują, ale jednocześnie bardzo się tego boją, bo przecież boimy się tego, czego nie znamy. Osoby, które były traktowane nadopiekuńczo też mogą się chronić przed bliskością. Kiedy dorastamy, dojrzewamy do niezależności – jeśli rodzice trzymali nas na pasku i tę niezależność nam w niezdrowy sposób ograniczali, wówczas każda bliskość będzie dla nas czymś trudnym.
Czy bliskość fizyczna służy budowaniu dobrej relacji w małżeństwie?
Ona jest niezbędna. Tyle że ta bliskość ma kilka wymiarów.
Jako pierwsza pojawia się namiętność. Jest to czas zafascynowania druga osobą, zakochania, ale także pożądania seksualnego. I zazwyczaj właśnie od namiętności zaczyna się związek dwojga osób. Choć bywa i tak, że para się najpierw ze sobą przyjaźni, a namiętność i pożądanie przychodzą później.
Namiętność jest bardzo silna, ale też szybko się wypala. W jej miejsce pojawia się natomiast intymność, która związana jest z czułością, empatią, wspólnymi zwyczajami, rytuałami, sposobem zwracania się do siebie, powierzanymi sobie tajemnicami. Budowanie intymności to proces, coś, co trwa latami.
Ostatni wymiar budowania bliskości określiłabym jako zaangażowanie w relację. Ono jest związane z wyborem – mimo kryzysów w związku, mimo tego, że już wiem, iż partner nie jest idealny, że ma dużo wad, robię wszystko, żeby ten nasz związek rozkwitał, żeby nie brakowało w nim namiętności, intymności, bliskości.
Przez wiele wieków Kościół podkreślał prokreacyjną rolę współżycia. O tym, że seks ma nam sprawiać przyjemność i umacniać więź między małżonkami, raczej się nie słyszało.
To prawda. Mamy za sobą całe wieki postawy manichejskiej, czyli takiej, która mówiła, że ciało jest czymś złym. A mówiąc: „ciało”, mamy na myśli przede wszystkim potrzeby seksualne. I choć nauka Kościoła na ten temat bardzo się zmieniła w ostatnich kilkudziesięciu latach, to wciąż zbyt rzadko o tym słyszymy z ambony. Teologia ciała, o której mówił Jan Paweł II, i jego książka Miłość i odpowiedzialność, któr
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń