Nie wstydzę się
fot. nick shandra kdeygBp0S / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Pierwszy List do Koryntian

0 votes
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 41,18 PLN
Wyczyść

Domowy Kościół to antidotum na to, co dzieje się we współczesnym świecie, gdzie podważa się autorytet rodziców i rodziny. To budowanie jedności małżeńskiej poprzez wzmacnianie relacji z Bogiem.

W maleńkiej kuchni na Osiedlu Przyjaźni w Poznaniu pachnie sernikiem z brzoskwiniami. Z papierowych serwetek wyglądają babeczki z bitą śmietaną i owocami. Na balkonie chłodzi się shrek – ciasto przekładane kolorowymi galaretkami i biszkoptami. Sławka, z zawodu gastronom, przygotowuje wypieki na komunię Ani, córki Renaty, koleżanki z Domowego Kościoła. Ma wiele talentów: śpiewa w chórze, świetnie piecze, dodatkowo pracuje w biurze i wychowuje trzech synów, w niedzielne wieczory gra w siatkówkę w drużynie przyjaciół z Domowego Kościoła.

Marta, Iza i Krzysztof są prawnikami, Dorota – stomatologiem, Paweł – dziennikarzem, Ewa i Asia – nauczycielkami, Renata i Krzysztof – fizykami, a Piotr i Jurek pracują jako informatycy. Wszyscy należą do formacji Domowego Kościoła – rodzinnej gałęzi Ruchu Światło–Życie. W diecezji poznańskiej ruch skupia 1400 małżeństw, w całej Polsce i za jej granicami – prawie 15 tys., łącznie ponad 30 tys. osób. Jeśli doliczyć dzieci, które uczestniczą w życiu Domowego Kościoła – wspólnota liczy ok. 50 tys. osób. 

Ruch Światło–Życie został założony przez charyzmatycznego duszpasterza, Sługę Bożego ks. Franciszka Blachnickiego (1921-1987). W latach 70. z Ruchu Światło–Życie wykształcił się ruch formacyjny dla małżeństw i rodzin – nazwany Ruchem Domowego Kościoła. Według ks. Blachnickiego, aby mogła wzrastać wiara chrześcijańska w rodzinie, niezbędne jest przyjazne środowisko, w którym można znaleźć oparcie w trudnych momentach. Takim środowiskiem są właśnie małżeństwa zbierające się w kręgach rodzinnych Domowego Kościoła. Krąg tworzy kilka małżeństw (cztery do siedmiu), które spotykają się raz w miesiącu, w mieszkaniach kolejnych par z kręgu. Ksiądz Blachnicki pisał tak: „Każdy krąg rodzinny jest szkołą życia chrześcijańskiego. Każdy krąg rodzinny jest pewnym laboratorium duchowości chrześcijan żonatych. (…) Takie świadectwo powinna dawać każda rodzina. Jeśli żyje w pełni miłością, będzie promieniować na otoczenie. Trzeba, aby wszystkie nasze kręgi mówiły ludziom, którzy na nas patrzą: że są w naszych czasach chrześcijanie, którzy wierzą, że małżeństwo to wielka sprawa. Chrześcijanie, którzy starają się przeżywać w pełni ich życie małżeńskie, którzy wspomagają się wzajemnie, wspólnie dążą do świętości”.

– Ten ruch to antidotum na to, co się dzieje współcześnie w świecie, gdzie podważa się autorytet rodziców i rodziny. Domowy Kościół utwierdza w podstawowych, chrześcijańskich wartościach, które chronią nierozerwalność małżeństwa i pomagają w wychowaniu dzieci w atmosferze szacunku i wiary – uważa salezjanin ks. Władysław Nowak, który od 30 lat towarzyszy kręgom Domowego Kościoła. – To bardzo jasna droga formacyjna, która zakłada budowanie jedności małżeńskiej poprzez wzmacnianie relacji z Bogiem – dodaje.

Budowanie na skale

Niedzielne popołudnie. W domu Izy i Radka pachnie kawą. W salonie stół nakryty białym obrusem. Na nim 11 nakryć i talerz z ciastem. Dla pięciu par oraz księdza. Za chwilę rozpocznie się jedno z comiesięcznych spotkań kręgu. Po godzinnej części tzw. dzielenia się życiem, na stole pozostaje tylko zapalona świeca i Pismo Święte. – Krąg pomógł mi przejść przez trzy lata choroby mojego męża, u którego wykryto zapalenie wirusowe wątroby typu C. Było to dla nas trudne i bolesne doświadczenie, ale dostrzegam w tym wszystkim działanie łaski Bożej – opowiada Iza, która przez trzy lata wraz z mężem Radkiem pełniła posługę Pary Rejonowej Ruchu Domowego Kościoła na poznańskich Winogradach. – Ruch Domowego Kościoła to jedyna tak całościowa propozycja formacji dla małżeństw wśród wspólnot Kościoła w Polsce – dodaje.

Iza przez cały okres studiów była blisko związana z duszpasterstwem dominikanów. To tutaj kształtowała swoją młodzieńczą duchowość. Po studiach rozpoczęła staż poza Poznaniem. Potem pojawiła się rodzina, obowiązki domowe związane z wychowywaniem synka. – Potrzebowałam wsparcia duchowego, ale nie znajdowałam go w znanych mi wspólnotach. Kolega z pracy po kolejnej rozmowie o życiu, zachęcił, abym wraz z mężem przyszła na rekolekcje na Starym Żegrzu w Poznaniu. Prowadził je charyzmatyczny ks. Adam Prozorowski i to on sprawił, że wkrótce rozpoczęła się nasza – trwająca do dziś – droga we wspólnocie Domowego Kościoła – wspomina Iza, z zawodu prawnik, mama dwóch chłopców. 

Marta, dziś 40-letnia prawniczka, pamięta ze swojego dzieciństwa takie obrazy: wyjazdy do Krościenka do Centralnego Domu Rekolekcyjnego, kochających się rodziców biorących udział w małżeńskich spotkaniach, zapach górskiego powietrza, zabawy z rówieśnikami nad strumieniem.

W tych wspomnieniach jest też tata – oficer Ludowego Wojska Polskiego, którego mama w tamtych komunistycznych czasach potrafiła sprytnie zarazić wiarą w Boga. I jeszcze jeden szczegół: ślub i życzenia od zaprzyjaźnionej pary z Domowego Kościola: „Budujcie na skale”. Dziś z mężem Adamem wychowują trójkę dzieci w wieku 6, 11 i 14 lat. – Mimo tej bazy moja i Adama droga do Domowego Kościoła nie była prosta i oczywista. Potrzebowaliśmy sześciu lat, by wspólnie dojść do wniosku, że bez wspólnoty stawiającej Pana Boga na pierwszym miejscu nie damy rady nie tylko wychować dzieci w miłości do Boga i ludzi, ale nawet razem przetrwać. Przynależność do tej wspólnoty pozwoliła odkryć potęgę i moc sakramentu małżeństwa i zrozumieć, że poprzez ten sakrament przy pomocy Ducha Świętego, razem możemy wszystko. Dziś patrzę na Adama jak na cudowny dar, który Bóg przygotował dla mnie na długo przed stworzeniem świata. Jestem przekonana, że comiesięczne spotkania w kręgu, branie czynnego udziału w życiu Ruchu, a przede wszystkim regularne wypełnianie zobowiązań, gwarantują szczęśliwe i trwałe małżeństwo – mówi Marta.

Mąż Marty, Adam, wybiera się z dziećmi na tenisa. Od roku trenuje wspólnie z synem i starszą córką na kortach Politechniki Poznańskiej. Sam dodatkowo od kilku lat gra w koszykówkę. Gdy czas pozwala, wieczorami ogląda najciekawsze rozgrywki sportowe w telewizji. Już od kilku lat w święto Bożego Ciała niesie baldachim nad Najświętszym Sakramentem, a w Wielki Czwartek jest jednym z 12 mężczyzn, którym ksiądz obmywa stopy. – To niewielkie gesty, które sprawiają, że mówię publicznie: Boże, nie wstydzę się być Twoim świadkiem. Spotkania kręgu uświadamiają mi, że moim podstawowym obowiązkiem jako ojca jest nie tyle zapewnienie dzieciom luksusu doczesnego, ile zadbanie o ich wychowanie religijne, rozwój duchowy, a przez to doprowadzenie do zbawienia. Przypominają, że do nieba wejdę albo z żoną, albo wcale tam nie trafię – opowiada Adam. 

Weź Pismo Święte i przekazuj dalej 

Krzysztof, ojciec trzech córek, z wykształcenia fizyk. Do pracy na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza dojeżdża rowerem. Studentom i uczniom szkół średnich tłumaczy m.in. mechanizm przetwarzania energii światła słonecznego przez organizmy fotosyntetyczne. W Ruchu Domowego Kościoła od 10 lat. – Podczas pierwszych spotkań urzekało mnie to, że można się spotykać w kilka par w prywatnym domu, porozmawiać o wierze, razem się modlić, rozważyć wspólnie fragment Pisma Świętego. Niby to samo, co się dzieje w każdą niedzielę podczas mszy świętej, ale jednak coś innego. Przede wszystkim nie byliśmy dla siebie anonimowi – znaliśmy się z imienia, każdy się wypowiadał, dzielił swymi troskami i radościami. Z czasem zauważyłem, że krąg małżeństw tworzy prawdziwy mały Kościół, taki, w jakim od lat chciałem być. Każda z par tworzących nasz krąg jest inna – inne charaktery, różne temperamenty, różnorodne profesje i zainteresowania – opowiada Krzysztof. 

Jest rok 1972. Jurek ma 16 lat. Jedzie 10 godzin pociągiem do Tylmanowej koło Krościenka, aby wziąć udział w swoich pierwszych rekolekcjach Ruchu Światło–Życie. Atmosfera jest niezwykła. Wraca zachwycony. Potem jedzie na kolejne i kolejne. Podczas oazy w Nowym Targu od Ojca Świętego Jana Pawła II otrzymuje różaniec i Pismo Święte ze słowami „Weź i przekazuj dalej”. Aby móc lepiej zrealizować słowa usłyszane od papieża, po powrocie do domu zgłasza się na Papieski Wydział Teologiczny. W sierpniu na I Oazie Rzymskiej w Castel Gandolfo Ojciec Święty błogosławi go wraz z innymi uczestnikami przed rozpoczęciem studiów, podczas których poznaje swoją przyszłą żonę, Elżbietę. W 1980 roku wspólnie jadą na Oazę Studencką. Na zakończenie tych rekolekcji prosi Elżbietę o rękę. Rok później ślubu udziela im w Watykanie Jan Paweł II. – W rodzinnej parafii żony założyliśmy dziecięcą i młodzieżową wspólnotę oazową. Jako małżonkowie byliśmy moderatorami na Oazie Dzieci Bożych. Nie czuliśmy wtedy jeszcze Domowego Kościoła, ponieważ w kręgach były małżeństwa w wieku naszych rodziców. 

W 1982 roku przy poznańskiej farze ówczesny wikariusz ks. Henryk Szymczak zakłada pierwsze kręgi rodzinne. O pomoc prosi Jurka i Elżbietę. – Od tego czasu pilotowaliśmy 10 kręgów w różnych parafiach oraz organizowaliśmy wiele rekolekcji – opowiada Jurek, ojciec trójki dorosłych dzieci, z zawodu fotografik.

Dialog ze świecą

Sławek zapala świecę i stawia ją na stole w salonie. Sławka przynosi herbatę. Jest wieczór, dzieci śpią. Małżonkowie znakiem krzyża rozpoczynają dialog małżeński, czyli wspólną rozmowę, do której zapraszają Jezusa, poprzez modlitwę do Ducha Świętego. To jedno ze zobowiązań Ruchu Domowego Kościoła, do których należy także systematyczne czytanie Pisma Świętego, modlitwa osobista, modlitwa rodzinna, modlitwa małżeńska i Namiot Spotkania, czyli czas poświęcony na spotkanie z Bogiem. – Dialog małżeński ma niesamowity wpływ na komunikację małżeńską. To właśnie Domowy Kościół pokazuje, jak można ze sobą rozmawiać, aby się wzajemnie nie ranić, a wszystko dzięki wskazówkom, które otrzymaliśmy wstępując do ruchu – opowiada Sławka. I dodaje: – Dla naszego małżeństwa pięknym i budującym – aczkolwiek trudnym do realizacji w początkowym okresie był właśnie dialog małżeński. Po latach są tego owoce w postaci lepszego rozumienia wzajemnych oczekiwań, a co się z tym wiąże, możemy więcej dać sobie nawzajem.

Zuzia (7 lat) właśnie skończyła myć zęby i przebrana w piżamę radośnie zmierza do swojego łóżka, wołając: Dziś u mnie modlitwa. Jej starszy o trzy lata brat Michał przekomarza się: Właśnie, że u mnie. W końcu rodzice Paweł i Magda – w Domowym Kościele od siedmiu lat – przesądzają, że wieczorny pacierz odbędzie się u Zuzi. Rodzina, w tym także 14-letni brat, klęka do modlitwy przy łóżku Zuzi. Malutka dwuletnia Gabrysia już śpi. – Przepraszam, że denerwowałam brata – mówi szczerze siostra. – I dziękuję za babcię i dziadka i za panią w szkole. I, że fajnie bawiłam się ze Stasiem. Ja chcę dziesiątkę różańca, a mogę dwie? I biegnie po różaniec. – W trakcie modlitwy rodzinnej staramy się dziękować Panu Bogu za wszystko, co było dobre i nauczyć dzieci przepraszać za to, co mogło kogoś zranić. Podczas modlitwy podajemy sobie ręce na znak pojednania, jeśli w ciągu dnia zdarzyło się nam lub dzieciom sprawić komuś przykrość – opowiada Magda, mama czwórki dzieci. – Czasami czytamy Pismo Święte dla dzieci lub śpiewamy pieśni związane z danym okresem liturgicznym.

Tańcem chwalmy Pana

Jednym ze zobowiązań są rekolekcje formacyjne, które są przypieczętowaniem rocznej pracy nad małżeńskim wzrostem duchowym. To podczas spotkań z innymi małżeństwami z Polski a także z zagranicy (bo Ruch DK rozwinął się między innymi w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Austrii), każdy może wzbogacać swoją duchowość, czerpiąc z doświadczenia innych. Co roku odbywa się kilkaset rekolekcji, od trzydniowych po dwutygodniowe oazy rodzin. 

Tymień, kilka kilometrów od morza, parterowy ośrodek rekolekcyjny dla 10 rodzin, skromnie wyposażony, w obiekcie mała słoneczna kaplica, obok park ze starymi dębami. To tu Bożena z Tarnowskich Gór, z zawodu nauczycielka, mama dwóch synów (jeden w seminarium) od kilku lat prowadzi z mężem Januszem nietypowe rekolekcje „Tańcem chwalmy Pana”. W niewielkiej salce uczestnicy stają naprzeciw siebie i kierowani zdecydowanymi ruchami Bożeny w rytm muzyki: „Jesteśmy piękni Twoim pięknem, Panie. Ty otwierasz nasze oczy na Twoje piękno, Panie” wykonują tańce dworskie, ustawiają się w pary, potem kręgi, koła i zmieniając tancerzy, wykonują kolejne układy taneczne. Bożena w długiej spódnicy, z opaską na kręconych włosach, tryska energią. Janusz przy sprzęcie muzycznym sprawnie zmienia muzykę i inicjuje modlitwę. Bo tańce przeplatane są modlitwą. – Codziennie bierzemy udział w mszy świętej przygotowanej przez uczestników rekolekcji, z oprawą muzyczną, a także tańcami z uwielbieniem. Te rekolekcje to czas ładowania akumulatorów, a jednocześnie czas pogody ducha i radości, którą naturalnie wyzwala ruch – opowiada Magda.

Dla Ewy, anglistki, mamy dwójki dzieci (3,5 oraz 1,5 roku), pierwsze, dwutygodniowe rekolekcje, były trudnym doświadczeniem. – Bóg postawił nas naprzeciwko siebie i uczył przebaczania, rozumienia, miłości. Ostatnie rekolekcje, na których byliśmy, pokazały nam, że Ruch Światło–Życie bardzo mocno bazuje na jedności i trwałości małżeństwa i że jeśli chcemy służyć, być świadectwem, sami nieustannie musimy pracować nad sobą, nad więzią ze współmałżonkiem, a nad tym wszystkim będzie czuwał Pan Bóg – opowiada Ewa. 

Wspólnota nie tylko się modli, ale dla wielu swoich członków jest wsparciem duchowym, a także pomaga w wymiarze materialnym. Dla Doroty (stomatolog, trzech synów) takim owocem modlitw jest nawrócenie jej mamy, która przez blisko 20 lat nie chodziła do Kościoła. – Rok temu postanowiłam przystąpić do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Trzy tygodnie później zmarł mój wujek. Podczas mszy świętej pogrzebowej mama postanowiła przystąpić do spowiedzi i do komunii św. Potem odbyła spowiedź generalną. Od tego czasu regularnie uczestniczy w mszach świętych – wspomina Dorota. 

Dzieci idą śladami rodziców

Dziś obecność w Oazie Rodzin jest dla wielu kwintesencją życia małżeńskiego i rodzinnego. Angażują się w życie parafii, wspomagają proboszcza w radzie parafialnej, pracują w parafialnej poradni małżeńskiej, organizują zabawy andrzejkowe, karnawałowe, rozgrywki sportowe oraz marsze dla życia i rodziny, uczestniczą w oprawie liturgicznej i muzycznej mszy świętej. 

Umocnieni wspólnotą potrafią coraz odważniej być świadkami Chrystusa poza bezpiecznym środowiskiem wyznającym ten sam system wartości. – Przyznajemy się do Niego wśród sąsiadów, w miejscu pracy, w autobusie, a dzieci nie wstydzą się nosić krzyżyka na szyi. Kiedy trzeba, śmiało zwracamy uwagę kuzynowi mieszkającemu z dziewczyną bez ślubu oraz publicznie popieramy niezłomną wiarę, odwagę i mądrość profesora Bogdana Chazana – opowiada Marta. 

Ola, 14 letnia córka Marty mówi tak: – Dla niektórych ludzi niedzielna msza jest obowiązkiem. Dla mnie to nie obowiązek, lecz przyjemność. Tego nauczyli mnie rodzice, a ich wiara to dla mnie wzór do naśladowania, dzięki nim wiem, co jest najważniejsze w życiu. Rodzice sami bez Wspólnoty Rodzin, w której są od dziewięciu lat, nie daliby rady. Są jej oddani i wierni, bo chcą iść śladami Jezusa.

Nie wstydzę się
Mariola Kuroczycka

absolwentka studiów pedagogicznych oraz podyplomowych studiów dziennikarskich na Wydziale Nauk Społecznych UAM, dziennikarka, od 2008 roku rzecznik prasowy Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu.Mężatka, ma czwórkę dz...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszykKontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze