Żywe paradoksy. Zasada katolickiego i/i
Iz 55,6-9 / Ps 145 / Flp 1,20c-24.27a / Mt 20,1-16a
Jest coś przewrotnego w zabawie w podchody: jedna grupa ucieka i się ukrywa, ale jednocześnie celowo zostawia ślady, wskazówki, tak aby ci, którzy idą za nią, ją znaleźli. Żeby zabawa była udana, uciekający muszą chcieć, żeby ich znaleźć.
Czy Bóg się bawi z nami w podchody? A może to my bawimy się z Nim? Prorok Izajasz pisze, żeby szukać Pana, kiedy pozwala się znaleźć, ale chwilę później dopowiada, na czym to szukanie Boga ma polegać – na odwróceniu się od zła. Po to, aby otrzymać miłosierdzie i przebaczenie. Być może już się przyzwyczailiśmy do tych słów, a to chyba źle, bo nie uderza nas, jak nieoczywiste są to prawdy, jak trudne do zrealizowania przez nas. Całe szczęście, że Jego sposób myślenia i działania różni się diametralnie od naszego.
Przypowieść o gospodarzu najmującym do pracy w winnicy słyszeliśmy już tyle razy, że jesteśmy z nią oswojeni: to ta o „pracownikach ostatniej godziny”, czyli tych, którym rzutem na taśmę udaje się wejść do Królestwa Bożego. A przecież w całej opowieści punkt ciężkości położony jest nie na pracowników, ale na pracodawcę.
Możemy więc zadać proste pytanie: Dlaczego tyle razy wychodzi na rynek? Oczywiście chce nająć robotników do swojej winnicy, czyli to on jest tym, który szuka. Izajaszowe znalezienie Boga polega na tym, aby dać się Jemu znaleźć i dać się nająć. Nie oznacza to, że mówimy o powrocie do wiary, ale o pozwoleniu, żeby dać się dotknąć i przeniknąć Bożemu miłosierdziu. Ci, którzy pracowali najdłużej, przyjęli zapłatę, a później szemrali. Ta postawa była charakterystyczna dla Ludu Wybranego podczas wędrówki przez pustynię. Mateusz w całej ewangelii używa tego czasownika tylko raz, właśnie po to, aby podkreślić, że brak wdzięczności jest tym, co najczęściej zamyka nam drogę do Królestwa. Całe szczęście, że to Królestwo w osobie Jezusa przychodzi do nas i mówi: „Przyjacielu, nie czynię Ci krzywdy”. Obyśmy w to wierzyli!
Oceń