Zawód: recykling
Oferta specjalna -25%

Liturgia krok po kroku

0 opinie
Wyczyść

Tomek zna dwa języki obce i jest bezdomny od czasu stanu wojennego. Nie śmierdzi. Podobnie jak Andrzej z Lasu Kierskiego. Andrzeja można było spotkać w klubach dyskusyjnych i na turniejach szachowych.

W Poznaniu żyje 217 osób bez domu. Tak wynika z wyliczeń pracowników opieki społecznej. Poznań – była pruska twierdza – to raj dla bezdomnych, którzy nie chcą skorzystać z noclegowni, ośrodków i terapii uzależnień. Stare forty i bunkry to ich domy. Śpią również w pustostanach, altanach, szałasach i na klatkach schodowych. O ich życiu krąży wiele mitów, m.in. że bezdomność to wybór. W większości to jednak czysty przypadek. Bezdomni na pierwsze strony gazet trafiają, gdy temperatura spada poniżej zera. Rok temu w Poznaniu z wychłodzenia zmarło sześć osób. A w październiku ubiegłego roku urodził się siedmiomiliardowy obywatel świata.

Bezdomny jak kotek

Niski blok na osiedlu Bolesława Śmiałego. To pierwsze miejsce, do którego trafiam z dwoma doświadczonymi strażnikami straży miejskiej w Poznaniu. Przemysław Piwecki – rzecznik prasowy, Rafał Krajewski – szef referatu na Piątkowie.

– Jedni przynosili mu bułkę i kefir. Inni wypędzali. Starsze panie traktowały go jak kotka – Rafał Krajewski wprowadza mnie w temat.

Mężczyzny nie zastajemy. Pod balkonami leży pierzyna.

– Widać, że jest czysty. Korzysta z toj toja na parkingu. Kilka dni temu była tu nawet jego szczoteczka do zębów, ale chyba zniknął – mówi Krajewski.

To częsty scenariusz bezdomności blokowej. Pod balkonami pojawia się „gość”. Część mieszkańców go karmi, część dzwoni po straż miejską i administrację. Ta pierwsza połowa to przede wszystkim emerytki, których sensem życia jest dokarmianie kotów. Bezdomny to kot specjalny, zupełnie wyjątkowy. Podziękuje, przemówi ludzkim głosem. Spada z nieba jak odtrutka na samotność. Druga połowa, głównie matki, dzwoni z interwencją. Dzieci idące do szkoły albo na plac zabaw nie mogą zobaczyć bezdomnego.

Jeśli bezdomny śpi na klatce, a na dworze jest mróz, pierwsza grupa mieszkańców gotuje zupę, a druga wzywa straż nawet o pierwszej w nocy. Pierwsza grupa jest szczęśliwa, a druga ma pecha. Straż odmawia wyprowadzenia bezdomnego na dwór, mimo że klatka schodowa to własność wspólnoty mieszkaniowej albo spółdzielni. Strażnicy nie mogą na siłę wywieźć kota do noclegowni. Kot jest obywatelem, nawet jeśli nie ma dowodu osobistego. Nie wolno go szarpać, dotykać ani mu rozkazywać, co drażni drugą grupę. Można prosić i przekonywać.

Druga grupa nawet nie przypuszcza, jak dokarmiony przez pierwszą grupę bezdomny może się zemścić za brak szacunku. Kał to broń numer jeden. Kał na drzwiach i na schodach. Worek z moczem to instrument nacisku numer dwa. Zaatakowana nim wycieraczka trafi do kosza. Znany jest w Poznaniu przypadek pary bezdomnych, którzy organizowali naloty dywanowe w jednej z klatek schodowych. Wchodzili na piętro, zdejmowali spodnie i …

Bezdomny jak MacGyver

Szesnaście stopni mrozu. Las. Ekipa Teleskopu TVP Poznań podchodzi do szałasu. Wyłania się Tomek. W bokserkach i podkoszulku. Wkłada ubranie. Masuje ręce. Gdyby spał w spodniach, swetrze i kurtce i spocił się, zamarzłby na śmierć. Szałas ma spadzisty dach i jest niewielki. Tomek wsuwa się do niego wieczorem i wysuwa z niego rano. Musi ciałem ogrzać niewielką kubaturę domku. Domek jest tak zbudowany, by nogi lekko unieść w górę. Stoi na małym wzniesieniu. Krew spływa do głowy. Tomek nie pije w sezonie grzewczym. Gdyby w nocy się odkrył, Teleskop pisałby na pasku – kolejna ofiara mrozów. I najważniejsze. Tomek zna dwa języki obce i jest bezdomny od czasu stanu wojennego. Nie śmierdzi. Podobnie jak Andrzej z Lasu Kierskiego. Strażnicy wieźli go samochodem, więc wiedzą, co mówią. Andrzeja można było spotkać w klubach dyskusyjnych i na turniejach szachowych.

Najciekawsze zawody poznańskich bezdomnych: budowa statków, automatyka urządzeń, robotyka. Dlaczego tak żyją? „Wolność kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem” – śpiewali Chłopcy z Placu Broni.

Altana, działka

– Nieważne, jak się nazywam.

Czyli klasyka gatunku. Zatem imię niech będzie Paweł.

Paweł wychwala wolność pod niebiosa.

– Nie ma dyrektora, kierownika, szefa. Nie ma zazdrosnych kolegów. Ja teraz żyję jak dziecko. Straciłem zdrowie na służbie, ale ani renty nie dali, ani zasiłku. Więc jako obrażony przyszedłem na działki. To najlepsze miejsce. Widać, która altana jest odwiedzana, a która stoi pusta. Najlepiej wybudować sobie szałas, żeby się nie włamywać.

Paweł pracował w ochronie w hucie. Wypadek samochodowy. Wjechał w niego kolega na parkingu. Ale Paweł „był wypity”. Bał się ZUS-u, policji, dyrektora. Wyszedł ze szpitala, ale nie przyszedł do huty. Jego domem została Polska. Może pić dalej. Z żoną i tak nie rozmawiał, więc nie było żal odchodzić. Był towarzyski, więc przyjęła go grupa bezdomnych jeżdżąca po kraju. Teraz chwilowo mieszka sam, ale wróci do nich, gdy przyjdą mrozy.

– Czy tak wygląda wolność? – pytam Pawła filozoficznie.
– Jak jest ciepłe na obiad i oranżada, to tak – odpowiada.

Oranżada – tłumacząc na nasze – to alkohol.

Trzeba się zaprzyjaźnić z bezdomnym, by powiedział, że chce mieć rodzinę, ciepły kąt i gazetę po obiedzie. Normalnie mówi, że chce być wolny.

– Gazety to oni akurat czytają – mówi jeden z moich przewodników po poznańskich koczowiskach. – I to częściej niż my. Jeden z bezdomnych rozmawiał z nami o nowych uprawnieniach straży miejskiej. Znał wszystkie przepisy.

W pracy

Opuszczony domek parterowy na Piątkowie. Bez prądu i wody. Ale są drzwi. Niewielu bezdomnych ma szczęście wchodzić do domu przez drzwi. Drzwiami zwykle jest okno.

– Mąż jest w pracy – mówi kobieta, która nie poda ani imienia, ani nazwiska. Strażnicy wyjaśnią mi później, że praca bezdomnych to recykling. Zbieranie puszek, papieru i złomu. Puszka jest lekka jak piórko. By zebrać trzy kilogramy puszek, trzeba być zawodowym bezdomnym.
– Mieszkamy tu parę lat. Radzimy sobie jak każdy. Mamy kominek. A odwiedza nas np. ten pan – miła pani wskazuje strażnika. Również później dowiem się, że strażnicy regularnie odwiedzają bezdomnych. Gdy jest mróz, wożą z sobą herbatę i wodę w termosach. Nie dostaje jej każdy, by nie przyzwyczajać bezdomnych do darmowego poczęstunku. Tylko ci wyziębieni.
– A ma pani jedzenie? – pytam nieśmiało.
– Czy wyglądam na taką biedną, która nie je? – odpowiada śmiało kobieta.
– Są przecież ośrodki, wspólnoty…
– Ja się do wspólnot nie nadaję. Mieszkamy tu w dwójkę i z kotem. To jest moja wspólnota.

Obok domku stos szkła. Stare okna, drzwi… Ktoś je tu podrzucił.

– Żeby nie było na bezdomnych – mówi strażnik. Lokatorka trzyma śmieci w workach. Ma też lampę, którą w nocy świeci strażnikom w oczy, a do niedawna miała telewizor na dwunastowoltowy akumulator. Niestety akumulator się zepsuł. Ulubiony kanał – TVN. Ulubiony program – „Sędzia Anna Maria Wesołowska”. Teraz lokatorka słucha radia.
– Właściciel posesji przyjeżdża raz na kilka lat. Zbiera śliwki i orzechy. Pomaga, ale dobrym słowem. Właściwie to już nie jest właścicielem, bo sprzedał tę działkę, ale na razie nikt tu się nie pojawił.

Informator

Strażnicy wolą takich bezdomnych niż wiecznych nomadów. Wiedzą, że fanka Anny Marii Wesołowskiej nie przyjmie do siebie obcych. Nie będzie meliny i walki o metry kwadratowe. Bezdomni znają strażników i ufają im. Mówią, co widzą i co słyszą. Są doskonałymi informatorami. Potrafią nawet zapisać numery rejestracyjne samochodów, z których kierowcy wrzucają w krzaki worki ze śmieciami.

Poza tym bezdomni mają swój honor i nie można ich oszukać. Bezdomny cały dzień zbiera złom, rani ręce, marznie i na koniec, gdy w skupie chcą go orżnąć na 30 groszy, uprzejmie donosi strażnikom. A to właściciel skupu nie ma kubłów na śmieci, a to nie wywozi szamba, a to oszukuje innych klientów. 30 groszy to pół bułki pszennej. To ząbek czosnku. Ząbek czosnku to odporność. To zdrowie i życie.

Między strażnikiem a bezdomnym tworzy się specyficzna więź. Bezdomny obrzuca strażnika przyjeżdżającego sprawdzić, czy wszyscy żyją, stekiem wyzwisk, ale w mroźną zimę to strażnik jest jedynym człowiekiem – towarzyszem losu. Jedynym stałym punktem odniesienia. Nieważne, że to miłość bliźniego z urzędu.

Chyba że bezdomni tworzą silną grupę i są samowystarczalni. Taka grupa funkcjonuje na poznańskim Sołaczu. To małe miasteczko bezdomnych. Altany, domki. Dużo płyty pilśniowej. Na jednym domku napis „obiekt chroniony”. To zorganizowana grupa. Gdy jedni zbierają złom, inni pilnują dobytku. Bo jak tu iść na zbieranie czy żebranie, wlokąc z sobą trzy pierzyny, szmaty, garnki, radio, buty i obrazek ze świętym.

Wszystko zmienia mróz. Nomadzi, wolne ptaki, walczą o przetrwanie. Jeśli nie zrezygnują z picia i nie wybiorą noclegowni, okupują klatki schodowe i autobusy nocne. Bezdomny koczujący na klatce schodowej to koszty dla lokatorów. Klatka jest ogrzewana, ale tak śmierdzi, że trzeba pootwierać wszystkie okna. Bezdomny leży i załatwia się do pojemników, którymi się obstawia. Albo pod siebie. Trwa w półśnie, półletargu. W autobusie i tramwaju zatruwa atmosferę i jako zjawisko średnio wpisuje się w regulamin przewozów. Oficjalnie kierowca/motorniczy może go wyprosić. Powodzenia. Jak tu wyprosić kogoś, kto śpi, bełkocze albo krzyczy. Prawo jest bardziej skuteczne w wypadku pasażerów jadących na gapę. Wyrywającemu się do ucieczki pasażerowi bez biletu kanar może zablokować wyjście. Bezdomnemu można co najwyżej życzyć szerokiej drogi. Nie ucieka. Chce spać. Wezwana policja odwiezie go do ciepłego szpitala. Żyć, nie umierać.

Picie

Bezdomny pije, bo spróbuj spać w brudzie i smrodzie na trzeźwo. Pije w dzień, bo spróbuj żebrać i patrzeć ludziom w twarz. Pije, bo siedział 25 lat w więzieniu. Zamknęli go w komunie, a wyszedł w nowej Polsce. Nie ma już domu, bo żona powiedziała: „idź stąd”, więc mieszka pod domem w starym samochodzie. Pije, bo widzi żonę z innym mężczyzną. Albo nie widzi, bo żona się wyprowadziła i nikt nie wie dokąd. Pije, bo trzęsie się, gdy nie pije. Może umrzeć bez picia.

I najważniejsze. Bezdomny jeszcze przed chwilą miał dom. Pokłócił się z żoną, matką, córką. Wyszedł na chwilę z mieszkania ochłonąć i już nie wrócił. Albo szef zwolnił go z pracy. W domu rodzina do wykarmienia. A tu działki, czerwiec, ciepło. Da się wytrzymać, a potem jakoś będzie. Granica jest cienka.

– Ktoś powie, że to ich wybór – mówi Przemysław Piwecki. – Przecież są noclegownie. Do końca nie mogę się z tym zgodzić. Żeby wyrwać się z alkoholizmu, trzeba mieć silną wolę, wsparcie rodziny, leki. Nie wszystko jest białe i czarne. To są ciężko chorzy ludzie.

Tę opinię potwierdzają specjaliści od uzależnień. Alkoholik wstydzi się picia, a bezdomny wstydzi się życia. Jest upokorzony, zraniony, śmierdzący. Udaje więc sam przed sobą, że takie życie mu odpowiada. Zaprzecza faktom i obwinia innych. Stąd liczne niepowodzenia w leczeniu bezdomnych. Większość terapii psychologicznych odwołuje się do funkcjonowania rodziny albo środowiska. A tu środowiskiem jest śmietnik.

Na stronie Polskiego Towarzystwa Psychologicznego czytam, że bezdomność uwalnia od wymagań społecznych i przyjemności życia. Znika więc motywacja do niepicia. Butelka zawsze wygra z noclegownią. Pod artykułem kilka faktów ze Stanów Zjednoczonych. Jedna czwarta bezdomnych w Ameryce cierpi na zaburzenia emocjonalne i wymaga pomocy psychiatry. Bezdomni nie są niebezpieczni dla społeczeństwa. Zagrażają głównie sami sobie. Są ofiarami przestępstw. Bardzo rzadko sprawcami.

Psycholodzy sformułowali też pojęcie ukrytej bezdomności. Przewlekle chorzy leżący w szpitalach, ludzie czekający na eksmisję, zalegający z ratą kredytu, pokłóceni z małżonkiem pomieszkujący kątem u rodziny.

N.N.

Poznańska policja stworzyła mapę bezdomności. Żaden bezdomny w Poznaniu nie może być anonimowy. Nie może być tak, że na świecie jest nas siedem miliardów minus bezdomni.

Jak wygląda dowód osobisty bezdomnego? Udało mi się namówić mężczyznę z opuszczonej kamienicy przy ulicy Matejki w Poznaniu, żeby pokazał dokument. Zameldowany – brak. Często wpisany adres jest już nieaktualny. Gdy bezdomny nie ma dokumentów, policjanci spisują oświadczenie. Nazywam się… Urodziłem się… Mieszkałem…

– Pochodzę z Białegostoku. Mieszkałem w Krakowie, Warszawie, Szczecinie. W Krakowie jest łatwo o jedzenie, bo turyści się litują. Najlepiej stać przy bankomacie. Gdy wypłacający nie da kasy, to kupi obiad. W Warszawie jest dużo bezdomnych, więc nikt nie zwraca na nich uwagi. To dobrze i źle. Dobrze, bo policja daje żyć. Źle, bo nic nie wyżebrzesz. W Szczecinie bieda, więc ludzie nie pomogą. Zimą wybieram tylko duże miasta. W Poznaniu jest dobra opieka. Zawsze jest miejsce w noclegowni i dostajesz czyste ubranie. W dzień normalnie nikogo tu nie ma. Idziemy na miasto. W listopadzie był przymrozek, to w nocy przychodzili strażnicy sprawdzać, czy żyjemy. Głowa tylko wystaje ze szmat na podłodze. Oni wiedzą, jak chodzić, żeby nas nie zgnieść.

Adam opowiada mi, że pobicia bezdomnych przez bezdomnych to normalka. Kłócą się o śmietniki. Śmietnik to życie. Książka, którą wyrzucamy do śmietnika, to opał, ogrzewanie i wyżywienie. Można ją próbować sprzedać w antykwariacie i kupić chleb. Bezdomni wzywają nawet straż miejską, by ta zabrała ze śmietnika obcego bezdomnego. Adam o rodzinie nic nie powie. Na moje pytanie, czy słyszał, że niedawno urodził się siedmiomiliardowy człowiek, robi wielkie oczy. Wychodzimy razem z kamienicy, bo Adam idzie do pracy. Recykling czeka.

Okna kamienicy zabite płytami. Podłogi sprężynują. Na budynku baner – tu będą apartamenty. Dla Adama i jego kolegów.

Wychodząc z bezdomności

– A nie chce pan iść do noclegowni? – zagaduję starszego mężczyznę w parku Wilsona, tuż przy siedzibie Radia Merkury. Obserwuję go codziennie, gdy idę nagrywać sondę uliczną. Od poniedziałku do piątku pytam najedzonych poznaniaków o to, co robią w pracy, gdzie jadą na wakacje albo czy ich samochód nie pali za dużo benzyny. Zawsze kątem oka obserwuję starszego pana w brudnej kurtce mamroczącego coś pod nosem. Tym razem postanowiłem podejść i do niego.
– W schronisku jest ciepło i sucho – przekonuję go do porzucenia bezdomności. Okazuje się, że trafiłem na fana literatury. Mężczyzna studiował polonistykę. O swoich losach nie chce mówić. Za to chętnie pyta.
– A kim był święty Aleksy? A Baryka, jak wracał do Polski, to kim był? A stary człowiek na morzu u Hemingwaya?
– Przepraszam, ale stary człowiek Hemingwaya to akurat chyba miał dom, bo wracał dokądś z rybami. Poza tym łódka i morze to w pewnym sensie dom – wdaję się w dyskusję z polonistą.– Zgoda. Ale on wewnętrznie był bezdomny. A jak ktoś w środku nie ma domu, to do żadnego schroniska go pan nie zaciągniesz – przekonuje mężczyzna.

No tak. Aleksy mieszkał pod schodami ojca. Baryka wracał do Polski w błocie i nie wiedział, jaki będzie ten jego dom. Gustaw z Dziadów też się wałęsał po świecie. Kordiana nawet wyrzuciło na Mont Blanc. Cholera! Czy cała literatura jest o bezdomnych?

Opowiadam tę niezwykłą rozmowę Wandzie Wasilewskiej, reportażystce Radia Merkury, która zęby zjadła na nagrywaniu bezdomnych. Wanda puszcza mi swój reportaż z 2004 roku pt. „Mikrokosmos”. Historia o teatrze dla bezdomnych. Jednym z aktorów jest Janusz Smura. Facet opowiada w nagraniu, jak wchodził do szpitali, udając odwiedzającego, i mył się w łazienkach. Chwali łazienkę dla niepełnosprawnych w urzędzie wojewódzkim, która ma szesnaście metrów kwadratowych, oraz łazienkę na targach poznańskich. „W centrum targowym pracuje prezes i dyrektor. Trzeba mieć pecha, by weszli do łazienki. Tak to pracują same kobiety”.

Słuchamy reportażu.

– Wiesz, co teraz się dzieje z tym człowiekiem? – pyta Wanda.

Janusz Smura jeździ busem fundacji Barka do Londynu. Namawia polskich bezdomnych do powrotu. Janusz mieszka w mieszkaniu socjalnym przy ul. Kanałowej w Poznaniu. Niedługo je opuści. Otrzymał „Drabinę Jakubową” – wyróżnienie Sieci Współpracy Barka dla ludzi, którzy po kryzysie życiowym stali się przykładem dla innych. Ta nagroda to nie tylko statuetka. To też 300 metrów kwadratowych ziemi w Chudopczycach, w miejscu, gdzie Barka ma jeden ze swoich domów. Stanie tam dom ze słomy i gliny. Janusz będzie miał dom.

– Wiele razy odwiedzałam wagony na dworcu, rury, ciepliki – mówi Wanda Wasilewska. – Bezdomni mi wmawiali, że tak jest im dobrze. Nie, nie jest im dobrze. Bezdomny, uzależniony, niedomyty… On by to przerwał, tylko się boi, co będzie dalej. Boi się, rozumiesz? To jest lęk. Nie ma bezdomnych z wyboru. Można być z wyboru bezdomnym miliarderem. Rok żyjesz w hotelu w Monako, rok w Londynie, rok w Hiltonie w Nowym Jorku. To jest bezdomność z wyboru. Ale nie ma ludzi, którzy chcą być bezdomni. Napisz to.

Dobrze, Wandziu. Piszę.

Zawód: recykling
Piotr Świątkowski

urodzony w 1980 r. – autor słuchowisk i audycji historycznych w Radiu Poznań, dziennikarz Polskiego Radia w Poznaniu, współpracownik dominikańskiego miesięcznika „W drodze”, autor reportaży historycznych. W 2017 roku w Dom...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze