Brzuch masz taki obwisły
Oferta specjalna -25%

List do Galatów

0 opinie
Wyczyść

Sfera seksualna nadaje się do tego, by łatwo zranić drugą osobę. Dlatego bardzo istotne jest to, żeby nie powiedzieć czegoś, co podważy naszą wspólną przeszłość seksualną.

Anna Sosnowska: Czy w małżeństwie trzeba rozmawiać o seksie?

Zofia Milska-Wrzosińska: Bezsprzecznie, ale może jednak nie aż tak ustawicznie i dogłębnie, jak nas się zachęca przez ostatnie lata.

Długo sądzono, że o seksie nie należy rozmawiać, bo to tylko pogorszy sprawę, a jak się zaczeka, to wszystko ułoży się samo. Czasem się układało, czasem nie, a w rezultacie ważny obszar bliskości dwojga ludzi jako temat tabu nie mógł być wspólnie rozważany i rozwijany.

Z drugiej strony założenie, że w zakresie seksu można, a nawet wręcz trzeba, otwarcie mówić o wszystkim, negocjować i werbalnie instruować, wydaje się niezgodne z tym, jak ludzie przeżywają swoją seksualność.

A jak ją przeżywamy?

To jest strefa intymna, więc obarczona uczuciami pewnego wstydu, skrępowania. Dotyczy cielesności, która w naszej kulturze jest zakrywana na różne sposoby, nie przywykliśmy też do opowiadania o różnych funkcjach fizjologicznych ciała.

Jakie nastawienie służy dobrym rozmowom o seksie?

Przede wszystkim nie powinno się rozmawiać o nim w sposób wymuszony, nie powinno w tym być elementu psychicznej przemocy uprawianej na sobie bądź na kimś innym. Młoda kobieta myśli tak: „Przyjaciółka mi powiedziała, że mówi mężowi bardzo otwarcie, co jej się nie podoba w łóżku i czego by chciała. Ja też miałabym mężowi co nieco do powiedzenia”. Ale jednocześnie czuje, że ubranie tego w słowa byłoby dla niej obciążające, emocjonalnie ryzykowne. Doradca awangardowy stwierdziłby: „Mówić mimo wszystko”. Ja bym sugerowała, żeby zaczekać, jeżeli oczywiście to, co się dzieje w tym łóżku, nie jest jakieś bardzo dla niej trudne czy zupełnie nie do przyjęcia. Albo wyrazić swoje pragnienia czy niechęć inaczej niż przez słowne deklaracje.

Czyli musimy być gotowi do takiej rozmowy. Niektórzy mówią, że dobrym momentem do rozmów intymnych jest… sytuacja intymna.

W sytuacji intymnej jesteśmy obnażeni nie tylko psychicznie, ale też fizycznie. Współczesna kultura masowa wskazuje, że ciało powinno być idealne, ludzie na reklamach są piękni, harmonijnie zbudowani i mają gładką skórę. A my jesteśmy tacy, jacy jesteśmy, czyli zwykli. Wobec tego, nawet jeśli racjonalnie sobie mówimy, że wszystko to zasługa Photoshopa, to jednak i tak nieświadomie porównujemy się z tym wzorcem z reklam. I kiedy jesteśmy w łóżku z bliską osobą, to myślimy, że ona też nas będzie porównywać.

Kłopot też pewnie mamy z tym, że kiedy ludzie żyją ze sobą długo, to siłą rzeczy są świadkami zmian, jakie z czasem zachodzą w ciele partnera.

Mamy z tym związane rozmaite obawy, to częsty problem chociażby kobiet po urodzeniu dziecka, bo piersi mogą nie wyglądać tak, jak przed karmieniem, talia już nie taka jak u Scarlett O’Hary. Mężczyźni z wiekiem nabierają brzucha czy łysieją. Pacjent mówił mi, że swojego łysienia szczególnie wstydzi się w sytuacji łóżkowej, chociaż przecież w innych sytuacjach też jest to widoczne. Ale w jego odczuciu w łóżku powinien być młodym, sprawnym mężczyzną, a tu właśnie ta łysina!

Wobec tego, jeżeli w sytuacji intymnej pada komunikat oceniający: „Wiesz, to przy okazji ci powiem, że może coś byś zrobił, bo ten brzuch masz taki obwisły”, to wygląda tak, że myśmy się odsłonili, a ktoś w nas wali jak w worek treningowy. Różne komunikaty dotyczące naszych oczekiwań i wyobrażeń można sobie przekazywać, ale paradoksalnie, raczej nie bezpośrednio w łóżku. Jedna z pacjentek opowiadała mi, że w trakcie pieszczot mąż mówi do niej: „Coś ci się skóra ostatnio taka szorstka zrobiła”. Ona jeszcze przed chwilą miała poczucie bezpieczeństwa, a teraz, po takim komunikacie, cała zdrętwiała i chciała z tego łóżka uciekać.

W sytuacji seksualnej warto mówić sobie o tym, co lubimy, co nam się podoba, a nie zgłaszać reklamacje, bo to nie moment po temu.

O czym w takim razie powinniśmy rozmawiać, a jakich komunikatów unikać?

Raczej unikajmy komunikatów w stylu: „Dzisiaj to kiepski byłeś”. Moja pacjentka powiedziała tak swojemu partnerowi. Zawsze go od tej strony bardzo doceniała, więc pomyślała, że może sobie raz na to pozwolić. Dla niego to było jak cios w twarz. Następnym razem nie będzie myślał o niczym innym, tylko o tym, czy jest, czy nie jest kiepski.

O trudniejszych rzeczach trzeba rozmawiać nie tylko w odpowiednich okolicznościach, na spokojnie, ale też uważnie dobierając określenia. W bezpiecznym mówieniu o seksie niezwykle ważne jest pomijanie treści dotyczących tego, czego druga strona nie może zmienić, np. proporcji ciała, koloru skóry. W małżeństwie ludzie na ogół wiedzą, kogo wybrali. Jeżeli mężczyzna ożenił się z kobietą z nadwagą, to niech po pięciu latach nie mówi: „Ale tłuścioch z ciebie, zrzuciłabyś parę kilo”.

A kobieta, która przy okazji sprzeczki wykrzykuje: „Nigdy nie miałam z tobą orgazmu, zawsze udawałam!”?

Bardzo istotne jest to, żeby nie powiedzieć czegoś, co podważy naszą wspólną przeszłość seksualną. Ludzie przeczuwają, że sfera seksualna nadaje się do tego, by łatwo zranić drugą osobę. Ta para, załóżmy, jakoś się pozbiera, ale w nim te słowa zostaną. Nawet jeśli ona mu powie: „To nie była prawda”, to on już zawsze będzie się zastanawiał, czy ona coś czuje, czy tylko udaje.

Moja pacjentka usłyszała po dobrych paru latach związku: „Mnie tak naprawdę twój mały biust nigdy się nie podobał, ale nie mówiłem tego, żeby ci nie sprawić przykrości”. To jest trudny komunikat, bo ona uważała, że on ją wybiera z takim biustem. Czyli szła do łóżka z przekonaniem, że się wzajemnie akceptują, a okazało się, że jemu ten biust się nie podobał. Czasem warto zadać sobie pytanie: jak ja bym się poczuł, gdyby mi ktoś coś takiego powiedział?

Wydaje mi się, że nieco łatwiej jest zakomunikować partnerowi: „Zrzuć pięć kilogramów”, niż powiedzieć: „Kiedy mnie pieścisz w taki sposób, nie odczuwam satysfakcji”. Jak przełamać barierę wstydu i poczucia winy, wynikającego z myślenia, że może przesadzam i nie powinienem oczekiwać więcej?

Od razu mówię, że to jest trudne i wymaga przemyślenia, wewnętrznego przygotowania się. Po pierwsze, kobietom trudniej wyraźnie mówić i komunikować to, czego by chciały, bo w naszej kulturze ciągle jeszcze seks ma być dla mężczyzny. Jeśli kobieta coś z tego przy okazji ma, to świetnie. Kiedy mężczyzna mówi: „Chciałbym częściej, inaczej, o tej porze dnia”, przychodzi mu to bez większego trudu. Natomiast kobiety mówią: „Dziś nie mogę, źle się czuję”. Jeżeli coś im nie odpowiada, będą raczej unikały seksu, niż sygnalizowały: „Wiesz, ale ja bym wolała inaczej”.

Zdarza się, że obie strony powstrzymują się przed takimi komunikatami, bo czują, że to mogłoby mieć charakter instrukcji obsługi. To wszystkim odbiera sporo przyjemności. Jeśli partner mówi: „Najpierw tu dotknij, potem tak, a potem ja ci pokażę, jak masz to zrobić”, to już nie mamy do czynienia z seksualnością, tylko z książką kucharską. Seks nie może także być negocjacją handlową, gdzie komunikujemy drugiej stronie warunki kontraktu.

Czy dysponujemy odpowiednim językiem do rozmawiania o seksie?

Polski język jest, jaki jest. Czytam czasami jakieś pomysły językoznawców czy seksuologów i mam wrażenie, że brzmi to dość sztucznie. Najpierw, w pierwszym okresie, kiedy partnerzy nie czują się ze sobą jeszcze tak bardzo bezpieczni od strony seksualnej, określenia neutralne, medyczne mogą być dla nich łatwiejsze. Jak mężczyzna powie, że wie o orgazmie pochwowym i łechtaczkowym, to mimo że brzmi to dość książkowo, może być bardziej naturalne dla niego i dla niej. Czasami się używa dziecięcych określeń, np. teraz prawo obywatelstwa ma „fiutek”. Trzeba pamiętać, że używanie takich określeń nie każdemu od razu łatwo przyjdzie. Chyba najlepiej, by związek stopniowo sam wypracowywał swój język. Znam pary, które wynajdują sobie własne słowa na określenie czynności seksualnych czy narządów płciowych.

Czyli szukają wspólnego szyfru, znanego tylko im?

Tak, to jest elementem kultury danej pary i mitu, który każda para powinna mieć.

Dość powszechna jest opinia, że Polacy nie rozmawiają o seksie, bo wtedy musieliby rzucać samymi przekleństwami.

Koledzy przy piwie może tak rozmawiają, ale pary nie. Rzadko się zdarza, że tak mówią między sobą, podczas terapii też nie posługują się takim językiem. Jeżeli już używają przekleństw, to mają powód. Robią to albo dla pikanterii – para może mieć taki kod miłosny, albo dlatego że chcą poniżyć drugą stronę czy pokazać, że akt seksualny jest dla nich niewiele wart.

Patrząc na zmiany kulturowe, można wyciągnąć wniosek, że starsze pokolenie ma większy problem z mówieniem o seksie, młodsze natomiast nie ma żadnych zahamowań w tej kwestii. Tak faktycznie jest?

Ja bym tego nie powiedziała. Mam poczucie, że starsze pary są bardzo rzeczowe w mówieniu o tych sprawach. Kiedy pytam partnerów żyjących ze sobą 15 czy 20 lat o to, jak się układa ich życie intymne, są w stanie w miarę precyzyjnie odpowiedzieć. Młodsze pary na to samo pytanie odpowiadają: „Chyba dobrze, chyba tak jak u wszystkich”.

Z czego to wynika? Przecież to są ludzie żyjący w świecie, w którym sfera seksualna przestała być tabu. Mają dostęp do odpowiedniej literatury, sceny erotyczne są niemal w każdym filmie, rozbierają się aktorzy w teatrze…

Tabu ogólne, kulturowe jest mniejsze, natomiast tabu indywidualne, psychologiczne w dalszym ciągu pozostaje. Bo to, że w mojej kulturze wszędzie wkrada się seks, oznacza, że nie ma zakazu kulturowego, ale ja nadal mam swoje wewnętrzne zakazy, na przykład wyniesione z domu rodzinnego.

A religia? Na ile ona tworzy te wewnętrzne zakazy?

W seksualnych zachowaniach ludzi nakazy kościelne nie mają aż tak dużego znaczenia, jakby się czasem chciało im przypisać. Widać to w badaniach, z których wynika, że wielu młodych ludzi uprawia seks przed ślubem, a statystyczna większość stosuje antykoncepcję.

Bywa tak, że człowiek z różnych powodów przeżywa swoją bądź cudzą seksualność jako coś groźnego, czego on się obawia. A religia jest używana w służbie tego lęku. I to nie jest dobre zarówno dla człowieka, jak i dla religii. Ktoś taki zaczyna w obszarze seksualnym funkcjonować bardzo represyjnie i lękowo, cały czas uzasadniając to wymogami Boga i Kościoła. Ostatnio pacjentka skarżyła mi się, że jej mąż nie chciał się z nią kochać w Boże Ciało, chociaż byli na bardzo miłym wyjeździe. Mało tego, on wykluczył też hurtowo inne dni, bo przecież cały weekendowy wyjazd był z okazji Bożego Ciała… Ktoś, kto się bardzo boi swojej biologicznej strony, używa Kościoła jako sposobu regulowania tego.

A jak zdarzy mu się „upaść”?

To potem się czuje potwornie winny. Jeśli trafia do spowiedzi do księdza, który próbuje mu pokazać, że może nic tak strasznego się nie stało, to on takiego księdza dewaluuje i szuka spowiednika, który mu powie: „Synu, bardzo zgrzeszyłeś”. Ksiądz wystąpi tu w roli kogoś, kto wesprze tę jego część represywną, okrutną i bezwzględną. Wtedy taki człowiek poczuje, że ktoś kontroluje to, czego on się w sobie boi.

Czy w dobrym i radosnym przeżywaniu seksu mogą nam pomóc jakieś wzorce?

Przede wszystkim coś wynosimy z domu, poczucie, że seks jest czymś dobrym i łączącym albo przeciwnie – groźnym i dzielącym. Mieliśmy szczęście, jeśli nasza para rodzicielska to byli ludzie w dobrej relacji erotycznej, ale nie przesadnie eksponowanej. Można też z domu wynieść przekonanie, że seks jest zły i trudny albo że jest to coś nieokiełznanego, chaotycznego. Zwłaszcza dzieci samotnych matek, które nie kryją przed nimi wielu kolejnych seksualnych zaangażowań, mogą tak to widzieć.

A lektury, podręczniki – mogą być pomocne?

Dobrze, że istnieją, bo jeśli ktoś ma poważną wątpliwość, czy coś dobrze robi albo czy jakiś aspekt jego seksualności jest statystycznie normalny, to może sprawdzić. Natomiast gdy potraktujemy je jako instrukcję – to gorzej. Jeśli nie ma między partnerami więzi i bliskości, to nic nie wyniknie z tych podręczników.

Co według pani jest istotą zbliżenia seksualnego?

Dla wielu par oznacza to największą możliwą bliskość. Taką, że już bliżej być nie można. Nie tylko w sensie czysto fizycznym. Każda ze stron może przeżyć wtedy rodzaj uniesienia.

Wiadomo, że dla pary pojawienie się pierwszego dziecka jest rewolucją. Czy wpływa to jakoś także na małżeńskie rozmowy o seksie?

Ostatnio wiele się zmienia, ponieważ ojcowie coraz częściej uczestniczą w porodzie. A to jest bardzo intymna sytuacja, po której przeżyciu mężczyzna trochę więcej wie o swojej partnerce. Niekiedy sam chce o tym rozmawiać, a czasem to kobieta pyta: „Czy poród ci mnie nie obrzydził?”. To jest dobry początek rozmowy.

Poza tym młodzi mężczyźni są teraz bliżej zajmowania się dzieckiem, więc mogą poznać chociażby tajniki ściągania pokarmu. Przez to wszystko cielesność staje się bardzo widoczna, podczas gdy wcześniej, przed narodzeniem dziecka, można było udawać, że jej nie ma. Trzeba wziąć pod uwagę, że kobieta po porodzie nie może współżyć, w ciąży także są czasem przeciwwskazania. Wtedy siłą rzeczy trzeba się porozumieć, ustalić, co nam wolno, czego nie, i szukać jakichś nowych sposobów okazywania sobie bliskości. To jest doświadczenie gruntujące w fizjologii i biologii, więc może ułatwić rozmowę na ten temat.

Ale generalnie wniosek z naszego spotkania jest taki, że nie musimy w kwestiach łóżkowych zawsze o wszystkim i natychmiast rozmawiać?

Trzeba pamiętać, że pewne rzeczy można przekazać niewerbalnie, nie wszystko musi być nazwane. Seks jest z definicji czynnością niewerbalną, więc i przekazywanie, czego w nim chcemy albo nie chcemy, też może odbyć się bez słów.

Brzuch masz taki obwisły
Zofia Milska-Wrzosińska

urodzona w 1952 r. – psychoterapeuta i superwizor psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, jedna z czołowych postaci polskiej psychoterapii, psycholog, przedsiębiorca, autorka artykułów i książek popularyzujących tematykę psychologiczną, współzałożycielka i dyre...

Brzuch masz taki obwisły
Anna Sosnowska

urodzona w 1979 r. – absolwentka studiów dziennikarsko-teologicznych na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie Współpracowała z kanałem Religia.tv, gdzie prowadziła programy „Kulturoskop” oraz „Motywacja...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze