Ewangelia według św. Łukasza
seks to dla Kościoła delikatny temat. Łatwo być oskarżonym o łamanie tabu, deprawację moralną, bezzasadne poruszanie problemów, o których powinno się mówić tylko intymnie w sypialni. Niezwykłej ostrożności wymaga też to, by w kościelnym nauczaniu przykazanie szóste nie stało się nagle pierwszym i najważniejszym.
Z drugiej strony warto się zastanowić, jakim językiem mówimy o seksualności. Czy nie jest on zawieszony między wulgarnością a infantylnością? Karmimy się dziwnymi hybrydami słów, ściszamy głos, mówiąc o „tych sprawach”, chrząkamy dwuznacznie i grzęźniemy w eufemizmach, wyznając w konfesjonale, że „zachowaliśmy się nieczysto”, co może znaczyć wszystko i nic. Inni operują kwiecistymi metaforami o tym, że seks to jak gra w piłkę i że zarówno w futbolu, jak i w seksie chodzi o… strzelanie bramek. Śmieszne? Może, ale czy ten śmiech nie jest dowodem na to, że o seksie nie umiemy rozmawiać? Język kościelny też nie przychodzi nam z pomocą – z różnych powodów często biorą górę zwroty metaforyczne, których nijak nie potrafimy przełożyć na codzienne życie.
Czy kiedyś będzie inaczej? Bez pruderii, nerwowych uśmiechów, normalnie i z poszanowaniem granic? Wszystko zależy od tego, twierdzi psycholog Monika Zielona-Jenek, czy wychowanie seksualne dziecka potraktujemy równie poważnie, jak jego rozwój intelektualny czy emocjonalny. „Jeśli w pewnym momencie wycofujemy się z aktywnej roli w wychowywaniu seksualnym dziecka, to oddajemy to pole komuś innemu. Pytanie, komu? Tę pustkę ktoś oczywiście zapełni, bo dziecko będzie szukało informacji”.
Zapraszam do lektury odświeżonego graficznie „W drodze”, w którym próbujemy pokazać, jak mądrze mówić o tym, że seks nie jest czymś groźnym i dzielącym, ale czymś dobrym i łączącym.
Oceń