Skąd się biorą dzieci?
Oferta specjalna -25%

Liturgia krok po kroku

0 opinie
Wyczyść

Określanie intymnych części ciała tak, jak one się nazywają, jest bardzo ważne. Tak, jak mówimy, to jest twoja głowa, to jest noga, a to brzuch.

Katarzyna Kolska: Dlaczego rozmowy z dziećmi o seksie sprawiają nam, dorosłym, tyle problemów?

Monika Zielona-Jenek: Przede wszystkim ze względu na kontekst społeczny, w którym się wychowujemy. Żyjemy w kulturze tabu seksualnego, więc skoro nie wolno w ogóle o tym mówić albo wolno tylko w specyficzny sposób, to tym bardziej trudno jest nam o tym rozmawiać z dziećmi. Dodatkowym problemem w naszym kręgu kulturowym jest to, że często postrzegamy dzieci jako istoty aseksualne. Mówi się o micie niewinności, o braku świadomości dzieci, czym jest seksualność. Zatem jak tym niewinnym i aseksualnym istotom mówić o czymś, co jest tabu? To sytuacja podwójnie trudna.

Z jednej strony temat tabu, a z drugiej seks krzyczy do nas na każdym kroku – z reklam telewizyjnych, z billboardów, radia, kolorowych gazet. Wszędzie jest go pełno. To może to tabu zostało już przełamane?

Ale to nie jest normalna rozmowa o seksie. To jest właśnie krzyk – bywa, że wulgarny i prowokujący. Seks w reklamie jest używany instrumentalnie, by zwiększyć sprzedaż jakiegoś towaru.

Mówi pani, że często traktujemy dzieci jako istoty aseksualne. To w jaki sposób i kiedy mamy zabrać się za ich wychowanie seksualne?

Zanim zaczniemy podejmować jakieś działania wychowawcze, musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, jak my rozumiemy seksualność człowieka. Jeśli uznajemy, że jest ona czymś, z czym dziecko się rodzi i co będzie rozwijać przez całe swoje życie, to nasze wychowanie seksualne powinno się zacząć od chwili jego narodzin. Tak, jak pomagamy dziecku w rozwoju mowy, w nauce chodzenia, jak towarzyszymy jego rozwojowi intelektualnemu, emocjonalnemu, tak też musimy wziąć odpowiedzialność za jego rozwój seksualny.

Jak więc i kiedy z nimi o tym rozmawiać?

Jak najwcześniej, dostosowując formę do tego, co dziecko jest w stanie przyjąć i zrozumieć. Kiedy jest małe, wychowanie seksualne będzie skoncentrowane na budowaniu dobrych kontaktów cielesnych z drugą osobą, opartych na poczuciu bezpieczeństwa, na poszanowaniu granic. Jako dorośli możemy czule pielęgnować ciało dziecka, szanując jednocześnie jego intymność, choćby w ten sposób, by nie zmieniać mu publicznie pieluszki. Gdy dziecko zaczyna rozpoznawać części ciała, bawić się paluszkami, stópkami, a przy okazji dotknie penisa, możemy tę część ciała nazwać – tak, jak uczymy go, gdzie ma nos, oko czy kolano.

Powiedziała pani penis, ale niektórym rodzicom to słowo nie przejdzie przez gardło. Mówi się „siusiak”, „ogonek”, „dyndolek”, ale nie penis.

Określeń intymnych części ciała i czynności seksualnych mamy bardzo wiele. Zazwyczaj je w specyficzny sposób udziecinniamy i wulgaryzujemy. Pojawiają się „cipki”, „pipki”, „dziurki”. Ucząc dziecko takiego nazewnictwa, pokazujemy, że ta część ciała, ta sfera jest jakaś inna. Czy rzeczywiście chcemy tak robić? Mam wrażenie, że nie o to nam chodzi. Jeżeli chcemy, żeby ta sfera życia dziecka była sferą naturalną, ale też taką, która zasadza się na doświadczeniach bardzo intymnych, prywatnych i która jest sferą wrażliwą, warto tak uczyć dziecko mówić o swojej seksualności.

Mamy dziecku mówić: to jest twój penis, to jest twoja pochwa?

Oczywiście – tak, jak mówimy, to jest twoja głowa, to jest noga, a to brzuch. Określanie intymnych części ciała tak, jak one się nazywają, jest bardzo ważne. Po pierwsze po to, żeby nie tworzyć niezwykłej atmosfery, po drugie, żeby pomóc dziecku porozumieć się z drugą osobą. Można sobie wyobrazić, że przedszkolak – trzy-, czterolatek idzie z grupą dzieci na plac zabaw. Tam fika, bryka, wspina się po drabinkach. I nagle uderza się w krocze. Idzie do pani, płacze, bo potrzebuje pomocy. I co powie? Że boli go „frędzelek”? Zanim pani go zrozumie, zanim pani się domyśli, dziecko niepotrzebnie będzie się siliło na tłumaczenie, o co chodzi. Kiedy powie: uderzyłem się w penis, uderzyłem się w krocze, pani od razu to zrozumie i ma szansę zareagować. Co będzie, jeśli dziecko zostanie w sposób krzywdzący przez kogoś dotknięte w okolice intymne? Nie będzie umiało poskarżyć się i powiedzieć, co się naprawdę stało.

Wolimy powiedzieć „frędzelek” czy „cipka”, bo w ten sam sposób mówili do nas nasi rodzice, wstydząc się lub obawiając się nazywania rzeczy po imieniu?

Tak myślę. Nie ma szkół, w których dorośli się uczą, jak być dobrymi rodzicami. Nie ma szkół, w których rodzice mogą się dowiedzieć, jak rozmawiać z dziećmi o sprawach intymnych. Dlatego robią to tak, jak robili ich rodzice. Myślę, że warto zatrzymać, choćby częściowo, te niedobre doświadczenia we własnym pokoleniu i zaproponować swoim dzieciom inny styl rozmowy i edukacji seksualnej. Chociaż wiem, że to bywa trudne.

Prędzej czy później dziecko zapyta o kwestie związane z seksualnością, choćby o to, skąd się biorą dzieci? I co wtedy?

Trzeba powiedzieć prawdę.

To znaczy? Co powiedzieć kilkulatkowi?

Wszystko zależy od dociekliwości malucha, czyli od jego kompetencji poznawczych, ale także od tego, ile jest w stanie zrozumieć i jak długo potrafi skupić uwagę. Czasem wystarczy odpowiedzieć jednym zdaniem i dziecko będzie usatysfakcjonowane. Dzieci bardziej dociekliwe będą oczekiwały bardziej wyczerpującej odpowiedzi. Ale zawsze musimy też brać pod uwagę, ile dziecko jest w stanie udźwignąć emocjonalnie.

I na pytanie skąd się wziąłem, mówimy…

Urodziłam cię, a wcześniej byłeś w moim brzuchu.

Nie daje za wygraną i pyta dalej: A jak się tam znalazłem?

Dziecko zaczyna rosnąć w brzuchu mamy, kiedy rodzice w specjalny, dorosły sposób się przytulają do siebie. Jeżeli zapyta albo widzimy na jego twarzy grymas: o co chodzi z tym specjalnym, dorosłym przytulaniem, to możemy powiedzieć, że rodzice na golasa przytulają się do siebie i w czasie tego specjalnego rodzaju przytulania (celowo używam tu tego określenia „specjalny rodzaj przytulania”, żeby pokazać, że to nie jest każdy rodzaj przytulania) tata wkłada swojego penisa do pochwy mamy. W ten sposób przytulają się tylko dorośli, mama i tata. Tak poczyna się dziecko.

Myśli pani, że to wystarczy?

Moim dzieciom wystarczyło. Na własny użytek wypracowałam określenie „specjalny rodzaj przytulania”, próbując nazwać to, co dzieje się między rodzicami, pokazując, że dotyczy to tylko dorosłych i że nie każde przytulanie prowadzi do poczęcia dziecka.

Opowieść o plemnikach i jajeczkach zostawiamy na później?

Jeśli nasza odpowiedź zaspokoiła ciekawość dziecka, to nie ma sensu w tym momencie wdawać się w szczegóły. Z pewnością samo za jakiś czas powróci do tej rozmowy. Jeśli jednak będzie oczekiwało szczegółów, można powiedzieć, że w czasie tego specjalnego przytulania, kiedy penis taty jest w pochwie mamy, z penisa wypływają plemniki, których jest bardzo dużo i są bardzo maleńkie, jeszcze mniejsze niż ziarenka piasku. I gdy jeden z plemników spotka się z komórką jajową w ciele mamy, dochodzi do zapłodnienia i zaczyna rosnąć dziecko. Tłumaczymy prosto i konkretnie, nie abstrakcyjnie, bo dziecko nie zrozumie metafory.

Niektórzy rodzice na tym etapie kończą całą edukację seksualną i już nigdy do tego tematu nie wracają.

Niestety. To tak jakby porzucić dziecko z nauką pisania na etapie, kiedy zaczyna bazgrać pierwsze szlaczki. Jeśli w pewnym momencie wycofujemy się z aktywnej roli w wychowywaniu seksualnym dziecka, to oddajemy to pole komuś innemu. Pytanie, komu? Tę pustkę ktoś oczywiście zapełni, bo dziecko będzie szukało informacji.

Ale niekoniecznie zrobi to tak, jak byśmy chcieli.

Na przykład jeśli będzie to rówieśnik, który może nagadać głupot i zniekształcić ważne informacje.

Może też zwulgaryzować cały przekaz, co niestety często się zdarza.

Dzieci i młodzież na różnych etapach rozwoju fascynują się seksualnością. Nie radząc sobie z pobudzeniem, którego wtedy doświadczają, zaczynają wulgaryzować temat, obśmiewać go i opowiadać sprośne dowcipy. Jeśli więc sami nie podejmiemy rozmowy z dzieckiem o sprawach intymnych, nie dziwmy się, że pyta o to swoich rówieśników i że, być może, o swojej seksualności mówi językiem z podwórka. Rówieśnik, nawet życzliwy czy dobrze wychowany, nie udźwignie roli wychowawcy.

Może się zdarzyć, że małe dziecko zauważy swoich rodziców w sytuacji intymnej albo zobaczy ich nagich. Niektórzy rodzice wpadają w popłoch, bo dziecko zobaczyło coś, czego zobaczyć nie powinno.

Są rodzice, którzy szczelnie zamykają się przed dziećmi, kiedy korzystają z toalety, biorą prysznic czy kiedy się przebierają. Są też tacy, którzy pozwalają sobie na większą swobodę – przebierając się, nie wychodzą do drugiego pokoju i nie zamykają drzwi. Jest to kwestia granic, które w danej rodzinie funkcjonują.

Czy dziecko potrzebuje takich granic?

Jak najbardziej! I samo je sygnalizuje, wołając na przykład: „Nie wchodź do łazienki, załatwiam się”. Albo kiedy podczas kąpieli w wannie czy pod prysznicem mówi: „Sama sobie poradzę, nie musisz przychodzić”. To jest dla nas jasny sygnał: aha, ono zaczyna potrzebować tej prywatności. Warto to uszanować.

A jeśli niespodziewanie przyjdzie w nocy do sypialni rodziców i zobaczy ich współżyjących ze sobą…

To jest sytuacja szczególna, kiedy dziecko nieświadomie przekroczyło prywatność rodziców.

Jak się wtedy zachować?

Po pierwsze, trzeba przerwać współżycie, zająć się maluchem i przez chwilę porozmawiać z nim o tym, co zobaczył. Jeżeli dziecko się przestraszyło, trzeba je uspokoić. Bywa, że dzieci się śmieją, bo może to dla nich wyglądać dziwnie i zabawnie. Warto przy tej okazji ustalić pewne zasady, wprowadzić jakiś rodzaj wskazówki, jak dziecko ma sobie radzić na przyszłość: jeżeli będziesz chciał przyjść do nas wieczorem do sypialni, zapukaj.

Kto powinien zainicjować rozmowę dotyczącą spraw związanych z naszą seksualnością: rodzic czy dziecko?

To my powinniśmy być mądrymi towarzyszami, którzy są o pół kroku przed dzieckiem. Ale tempo naszego działania, w tym dobór tematów, które poruszamy z dziećmi, powinno być wyznaczone tym, co się dzieje z dzieckiem, z jego wrażliwością, dojrzałością. Okazje do poważnej rozmowy zdarzają się niemal każdego dnia. Wystarczy, że wspólnie oglądamy jakiś film, w którym pojawia się ciekawy wątek. W trakcie albo po filmie możemy nawiązać do konkretnej sceny czy tematu i porozmawiać z dzieckiem. Warto pamiętać, że są dzieci, które nigdy same nie pytają.

A skoro nie pytają, to odwlekamy tę rozmowę, odwlekamy, aż nagle dziecko ma 14 czy 16 lat. I wtedy, w poczuciu rodzicielskiego obowiązku, mówimy: musimy poważnie porozmawiać.

To może być działanie spóźnione. Poza tym takie rozmowy zwykle nie wychodzą i obie strony czują się zażenowane. Jeśli natomiast rozmowy o sprawach intymnych będą od początku czymś normalnym i naturalnym, dziecko nie będzie miało oporów, by pytać o tematy związane z seksualnością.

Ojciec powinien rozmawiać z synem, a mama z córką?

Taki podział ma swoje plusy i minusy. Zaletą jest to, że można odwoływać się do swoich doświadczeń – wtedy nasza informacja wydaje się bardziej wiarygodna. Ale są też wady. Chłopak, wychowany wyłącznie na rozmowach z tatą, nie będzie umiał rozmawiać o swoich kłopotach z dziewczyną, wychowaną wyłącznie na rozmowach z mamą. Dla niego może być zupełnie kosmiczną bajką rozmowa o doświadczeniach związanych z miesiączką czy ciążą, a dla niej z polucjami czy z napięciem, z którym chłopak nie może sobie poradzić.

Dlatego uważam, że w wychowaniu seksualnym powinni uczestniczyć oboje rodzice, tak jak potrafią. Oczywiście mogą między sobą uzgodnić: pogadaj o tym temacie, bo ty się na tym bardziej znasz, ale o czymś innym pogadamy wspólnie.

Dzieci, zwłaszcza małe, mają przedziwną zdolność zadawania trudnych dla nas pytań w najmniej sprzyjających okolicznościach. Byłam niedawno świadkiem, jak siedmio- czy może ośmiolatek w supermarkecie, przy kasie, zapytał swoją mamę, co to są prezerwatywy. A mama nerwowo chwyciła go za rękę i zaczęła uciszać. Jak reagować na takie trudne dla nas pytania, które dziecku wydają się zupełnie oczywiste?

Przede wszystkim warto się zastanowić, dlaczego dziecko właśnie w tym momencie zadało nam to pytanie. Jeśli jest to związane z tym, co akurat zobaczyło, nie ma co zwlekać z odpowiedzią. Odpowiadamy krótko i zwięźle, bo to nie jest sytuacja na swobodną rozmowę. Można nieco odwlec ten moment i powiedzieć: pogadamy o tym za chwilę, bo to sprawa na spokojną rozmowę. Ale potem konsekwentnie – w samochodzie czy w domu – udzielić odpowiedzi.

Dziecko może się spotkać w szkole czy na podwórku ze sformułowaniami zupełnie dla niego niezrozumiałymi. Syn znajomych któregoś dnia po powrocie ze szkoły zapytał rodziców, co to znaczy robić komuś loda. Na takie pytania też odpowiadamy?

Jakkolwiek będzie nam trudno, pytanie zostało postawione, więc trzeba na nie odpowiedzieć. Jeżeli zadaje je nam bardzo małe dziecko, odpowiadamy najprościej, jak się da, mówiąc, że robienie loda to rodzaj specjalnego, intymnego dotykania się. Jeżeli dziecko będzie pytało, na czym ono polega, to powiemy, że na całowaniu w penisa albo na całowaniu w srom. I kropka. Warto też zaznaczyć, że jest to określenie wulgarne.

Niejednokrotnie zdarza się tak, że rodzice te trudne pytania ucinają: jesteś za mały, i tak nic nie zrozumiesz! Czy po takim komunikacie dziecko będzie miało jeszcze odwagę zadawania kolejnych, ważnych dla niego pytań?

Jest niestety duże prawdopodobieństwo, że nie, bo otrzymało od rodziców komunikat, że są tematy, o których nie może z nimi porozmawiać. Chcąc zaspokoić swoją ciekawość, zapyta innego dorosłego albo bacznie będzie nadstawiać uszy, kiedy dorośli będą rozmawiać między sobą.

Skoro o seksie z rodzicami rozmawiać nie można, to znaczy, że jest to temat tabu.

I w ten sposób uczymy dziecko tabu seksualnego.

A jednocześnie załamujemy ręce, że coraz młodsze dzieci rozpoczynają aktywność seksualną, na co wskazują różne badania.

Wszelkim statystykom trzeba bardzo rzetelnie się przyglądać. Badania prowadzone przez zespół prof. Zbigniewa Izdebskiego na zlecenie WHO pokazują, że w Polsce co prawda wiek inicjacji seksualnej obniża się, ale w wolnym tempie. I nie jest tak, że trzynasto-, czternastolatkowie standardowo są po inicjacji seksualnej. Jej średni wiek w Polsce to dla kobiet 18-19 lat, a w wypadku mężczyzn dochodzi do niej, gdy mają mniej niż 18 lat. Jest natomiast grupa dzieciaków, która podejmuje współżycie seksualne bardzo wcześnie i tej specyficznej grupie warto się przyjrzeć. Dlaczego to robią, choć emocjonalnie i społecznie nie są na to gotowe?

Zdarza się, że dziecko kojarzy seks z czymś złym, grzesznym. Z takim wyobrażeniem wkracza w dorosłe życie. Dlaczego tak się dzieje?

Jeżeli nazywamy intymne części ciała w sposób zwulgaryzowany, jeżeli w ten sam sposób nazywamy czynności seksualne, a jednocześnie mówimy, że przeklinać nie wolno, to pokazujemy, że z tą sferą życia określaną słowami, których nie wolno używać, coś jest nie tak. Jeśli nie chcemy, by dziecko kojarzyło seks z czymś złym, grzesznym i brudnym, to przede wszystkim rozmawiajmy z nim o tym w sposób normalny, żeby dziecko wiedziało, że jest to sfera szczególna, wrażliwa, intymna, piękna, która daje dorosłemu człowiekowi wiele radości i przyjemności. Tylko wtedy dajemy mu szansę na to, by swoją płciowość i seksualność postrzegało jako coś wartościowego, cennego, dobrego, jako bliskość i czułość z drugą osobą.

Ale dziecko może mieć poczucie, że wysyłamy mu sprzeczne komunikaty. Z jednej strony mówimy, że seks jest piękny i dobry, ale gdy w filmie, który wspólnie oglądamy, pojawia się jakaś intymna scena, mówimy: nie patrz, to nie dla ciebie!

Odpowiedzmy sobie na pytanie, czy rzeczywiście jest to scena, na którą dziecko nie może patrzeć. Co jest złego w tym, że zobaczy czyjś pocałunek?

Jeżeli zdarzy się, że oglądamy jakiś film familijny i w tym filmie ludzie idą ze sobą do łóżka, widać, że są nago, że się przytulają, ale ta nagość jest sygnalizowana gołym kolanem albo plecami, to przecież nie jest to obraz, który by naruszał dobry obyczaj. Dlaczego więc dziecko nie miałoby tego obrazu zobaczyć? Nie ma sensu kreować atmosfery tabu przez ucinanie czegoś, o czego istnieniu dziecko doskonale wie.

To, co się dzieje na ekranie, można skomentować, powiedzieć, że ci ludzie się kochają i okazują sobie czułość. Nazywając w określony sposób to, co widzimy, nadajemy temu określoną wartość.

Wielu rodziców nigdy nie zdecyduje się na rozmowę o seksie i będą żyli z przekonaniem, że dziecko wszystkiego dowie się w szkole. Czy nauczyciele są w stanie załatwić to za rodzica?

Nie. Bo szkoła wchodzi do życia naszego dziecka w pewnym momencie i tylko na jakiś czas. Nauczycieli nie ma przy dziecku wtedy, gdy jest ono niemowlakiem, kiedy uczy się nazywać części ciała. Szkoła nie załatwi sprawy dotyczącej poszanowania intymności i prywatności, która ma miejsce w domu. Szkoła nie jest w stanie nauczyć czułości i bliskości matczynej i ojcowskiej. Szkoła może jedynie załatwić pewien fragment edukacji seksualnej, związanej z dostarczaniem wiedzy, ćwiczeniem wybranych kompetencji w warunkach klasy szkolnej. Natomiast szkoła nie jest w stanie zastąpić rodzica.

Jak wychować szczęśliwe dziecko, które swoją seksualność będzie postrzegało jako coś ważnego, wyjątkowego, z czego w przyszłości będzie czerpało przyjemność? Czy jest na to jakaś recepta?

Jeżeli chcemy wychowywać dojrzałe, zdrowe seksualnie dzieci, warto w pierwszej kolejności zadbać o własną dojrzałość seksualną, jeśli mamy jakieś zapóźnienia w tym względzie. A wielu z nas ma. Może warto coś poczytać, o czymś podyskutować, ponazywać sobie wartości. Osoba niedojrzała nie poprowadzi ku dojrzałości drugiego. Warto o tym pamiętać.

Skąd się biorą dzieci?
Monika Zielona-Jenek

psycholog i seksuolog kliniczna, pracuje w Zakładzie Seksuologii Społecznej i Klinicznej Instytutu Psychologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jest współautorką książki Jestem dziewczynką, jestem chłopc...

Skąd się biorą dzieci?
Katarzyna Kolska

dziennikarka, redaktorka, od trzydziestu lat związana z mediami. Do Wydawnictwa W drodze trafiła w 2008 roku, jest zastępcą redaktora naczelnego miesięcznika „W drodze”. Katarzyna Kolska napisała dziesiątki reportaży i te...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze