Jak mówimy o „tych sprawach”?
Oferta specjalna -25%

Pierwszy List do Koryntian

0 opinie
Wyczyść

Polszczyzna ogólna nie wypracowała języka seksu. Nie wynika to jednak z ubóstwa języka, lecz z tego, że po prostu nie mamy potrzeby mówienia o „tych sprawach”.

Od co najmniej 200 lat istnieje niepisany zakaz mówienia o ludzkiej intymności – kwestiach związanych z wydalaniem, intymną fizjologią (miesiączkowaniem, poceniem się, wypadaniem zębów itp.), a także, rzecz jasna, z seksem. Jeszcze dwie dekady temu, gdy w telewizji pojawiły się pierwsze reklamy podpasek higienicznych, oburzeni widzowie pisali listy do władz TVP z żądaniem zaprzestania emisji spotów, które ranią ich wrażliwość. Po podpaskach naruszano kolejne tabu: dotyczące pocenia się (w reklamach antyperspirantów), wydalania moczu i kału (środki udrożniające drogi moczowe, specyfiki przeciw zaparciom czy biegunce itp.), wreszcie – życia seksualnego (środki wspomagające potencję). Równolegle z tymi przekazami zaczęły do nas docierać różnego rodzaju teksty: prasowe, popularnonaukowe, niby-artystyczne itp., w których coraz jawniej pisze się o seksie. Oprócz tego pojawiają się teksty czy instruktaże pełne dosłownych i szczegółowych opisów miejsc czy czynności intymnych oraz wulgarnego (bądź ocierającego się o wulgarność) słownictwa.

„Publiczność” i „oficjalność”

W komunikacji publicznej intymność zyskała więc status pełnoprawnego tematu. Nie do końca jednak wiemy, jakich środków językowych użyć, by nie przekroczyć granic stosowności, ale jednocześnie nie popaść w ogólnikowość czy eufemizację. Kłopot z wyborem wyrazów dotyczących seksu wynika stąd, że do tej pory nie pisaliśmy ani nie mówiliśmy o nim publicznie. Nie upubliczniamy swych zachowań seksualnych, a przez to też nie robimy tego w sposób językowy – dlatego polszczyzna ogólna nie wypracowała (jeszcze?) języka seksu. Nie wynika to jednak (jak się zwykło sądzić) z ubóstwa języka, lecz z tego, że po prostu nie mamy (jako ogół społeczeństwa) potrzeby mówienia o „tych sprawach” z ludźmi, z którymi wiążą nas bardzo luźne relacje. Gdy np. przypadkowemu towarzyszowi podróży opowiadamy film, w którym były mocne sceny łóżkowe, pomijamy detale, ograniczając się do stwierdzenia, że bohaterowie „poszli ze sobą do łóżka”.

Niedostatkom seksualizmów w polszczyźnie ogólnej próbujemy zaradzić, czerpiąc je z języka potocznego i intymnego oraz znajdującego się na drugim biegunie języka medycznego. W tych trzech obszarach radzimy sobie nieźle, obejmują one bowiem trzy typy sytuacji, w których w dość naturalny sposób porusza się temat seksualności. Językiem potocznym posługujemy się w rozmowach z ludźmi, z którymi jesteśmy na tyle blisko, że opowiadanie o sprawach łóżkowych nie jest przekroczeniem granicy intymności. Oczywiście – pojęcie przekroczenia granic intymności jest bardzo płynne. Dla jednych niestosowne będzie już samo rozpoczęcie rozmowy o erotyce, inni nie będą się czuli skrępowani, gdy będzie się im opisywało rzecz ze szczegółami; nie ma oczywiście przepisu, co mówić, jak mówić, z kim mówić, by nikogo nie urazić – to zależy od naszej wrażliwości i wyczucia sytuacji. Zresztą, wypracowaliśmy różne sposoby prywatnego mówienia o seksie – język potoczny jest przecież bardzo zróżnicowany. Mamy „najłagodniejszą” potoczność, obecną chociażby w programach telewizyjnych czy radiowych, w których prowadzący próbują zbliżyć się do widzów i słuchaczy (tu się pojawi określenie „miłość francuska” czy „seks oralny”) i potoczność „mocniejszą” – zawierającą słowa zarezerwowane dla osób, z którymi jesteśmy w większej zażyłości (np. „pieprzyć się”, „cycki”); jest wreszcie język bardzo dosadny, wręcz wulgarny (przykłady pominę), używany w sytuacji naprawdę wielkiej zażyłości, lecz nie intymności. Im bardziej zażyły kontakt między rozmówcami, tym większa możliwość mówienia o seksie i różnorodniejszy repertuar środków oraz większa szczegółowość informacji.

Najbardziej różnorodny i najbardziej szczegółowy jest język intymny – język, którego używają kochankowie. Choć – jak pokazał sondaż przeprowadzony niedawno przez jedną z firm farmaceutycznych na portalu społecznościowym – istnieje ogólny repertuar słów nazywających narządy płciowe i zachowania seksualne (np. „dziurka”, „jamka”, „tunel rozkoszy” – w odniesieniu do narządu żeńskiego; „gotowość bojowa”, „twardziel” – w odniesieniu do erekcji itd.), to jednak każda para wypracowuje swój własny sposób mówienia o sprawach łóżkowych – tworzy własne, intymne nazwy. Niekiedy posługujemy się nimi też w sytuacji „kawiarnianej” – kobiety: w rozmowach z przyjaciółkami, mężczyźni: z kumplami – jednak wydaje się, że bycie już w mniejszej zażyłości wyklucza używanie określeń typu „kokosy”, „klejnoty rodowe” (o jądrach) czy „frędzelek”, „dzyndzelek” (o łechtaczce).

Im odleglejsza więź, im bardziej oficjalne stosunki między rozmówcami, tym i język bardziej oficjalny, nienacechowany indywidualnością czy żartem.

Taki właśnie – oficjalny – charakter ma rozmowa o sprawach erotycznych w gabinecie lekarskim. Tu posługujemy się na ogół słownictwem medycznym („penis”, „jądra”, „łechtaczka” itp.), które przez swą neutralność oraz fachowość nie wyzwala poczucia przekraczania granic intymności.

Zielone światło dla erosa

Z tematem współżycia seksualnego musiał zmierzyć się również Kościół, szukając odpowiedniego języka do opisania aktu seksualnego.

W powszechnej świadomości pokutuje przekonanie, że stosunek Kościoła do współżycia seksualnego był i jest co najmniej ambiwalentny. Fryderyk Nietzsche, a przed nim i po nim wielu innych, zarzucał Kościołowi dyskredytowanie erosa na rzecz agape. Również współczesny teolog i publicysta, ojciec Jacek Prusak zauważa, że: „W chrześcijaństwie obecna jest długa tradycja podkreślania wymiaru agape, a dyskredytowania erosa i wyrzucania go poza obręb dyskursu teologicznego. Stąd na przykład w oficjalnej teologii brakuje języka na oddanie erotycznego spotkania między mężczyzną i kobietą”1. Takiej opinii sprzeciwia się Benedykt XVI, który w encyklice Deus Caritas est z jednej strony dowartościowuje erosa, z drugiej zaś pisze o konieczności jego wzbogacenia o wymiar agape – miłości duchowej. Papież przekonuje, że chrześcijaństwo tchnęło w erosa nowego ducha. Jakkolwiek by było, uważna i uczciwa analiza historii stosunku Kościoła do seksualności pokazuje, że przez wieki dojrzewał on do obecnej interpretacji aktu małżeńskiego i – szerzej – małżeństwa, cielesności i płciowości człowieka.

Cezurę w opisywaniu relacji seksualnej między małżonkami jako wyjątkowej, dobrej, świętej stanowi Sobór Watykański II. Jego nauczanie w tej dziedzinie rozwinął i pogłębił papież Paweł VI, a za nim Jan Paweł II, tworząc tzw. teologię ciała. Znaczący wpływ na zmiany w opisywaniu seksualności miały i mają też wydawane książki świeckich katolików. Przełom w sposobie mówienia o seksie stanowi również w ostatnich latach nauczanie kapucyna ojca Ksawerego Knotza.

Wspólne dla nowej teologii aktu małżeńskiego jest przekonanie o tym, że współżycie w małżeństwie, czerpanie z niego przyjemności jest zamysłem samego Boga. „To nie po katolicku nie czerpać przyjemności z seksu i nie mieć na niego ochoty”2 – podsumowują autorzy chrześcijańskich książek na temat płciowości człowieka. Innym elementem łączącym katolickie myślenie jest przypisywanie aktowi seksualnemu dwóch podstawowych funkcji: jednoczącej oraz prokreacyjnej. Ta druga przez wieki była przedstawiana jako najważniejsza; współcześnie zjednoczenie osób w miłości podczas współżycia uznawane jest za równie ważne i zasadnicze, jak przekazywanie życia. Mówiąc o seksie małżeńskim, wspomina się także o trzech darach z nim związanych: cielesnym, czyli przyjemności, duchowo-psychicznym, czyli zjednoczeniu męża i żony, oraz nadprzyrodzonym: obecności Boga, który umacnia i karmi wzajemną miłość małżonków. „Ten trzeci czyni seks wydarzeniem prawdziwie sakralnym i od wewnątrz »niedotykalnym«”3.

„Te sprawy”, czyli łoże nieskalane

W polszczyźnie ogólnej istnieje wiele określeń na współżycie płciowe: „seks”, „pożycie” (seksualne, płciowe), „życie intymne”, „tajemnice alkowy”, „łóżko”, „te rzeczy”, „te sprawy”. Kościół w nauczaniu powszechnym (dokumentach, katechizmach itp.) oraz potocznym (wypowiedziach medialnych, książkach popularnonaukowych) najczęściej używa wyrażeń opartych na przymiotniku „cielesny” lub „płciowy”: „cielesna intymność”, „cielesne zjednoczenie”, „współżycie płciowe”, a także wyrażeń zawierających słowo „akt”: „akt miłosny”, „akt seksualny”, „akt małżeński”, „akt zjednoczenia”. W nauczaniu powszechnym praktycznie nie używa się słowa „seks”, uznaje się je za spłycające, nieodpowiednie do wyrażania piękna zbliżenia cielesnego dwojga osób. Również fakt, że media komercyjne epatują nieustannie tym wyrazem, często w kontekście nieaprobowanym przez Kościół, wpływa z pewnością na negatywne konotacje „seksu” wśród duchownych. Jednak w mediach katolickich coraz częściej spotyka się to określenie. Charakterystyczne jest to, że pojawia się ono zazwyczaj w tytułach, nagłówkach lub w kontekście polemiki z „rozseksualizowaną” kulturą konsumpcyjną. Słowo „seks” pełni wtedy funkcję prowokacji lub też jest chwytem reklamowym mającym zainteresować słuchaczy bądź czytelników: „Nie bój się seksu!”; „Seks jest OK!”; „Seks po katolicku”.

Najważniejszą propagowaną w ostatnich latach w środowisku katolickim nazwą jest „akt małżeński”, czyli fizyczne zjednoczenie seksualne męża z żoną (nie mylić z aktem małżeństwa – dokumentem potwierdzającym zawarcie związku). Akt małżeński wyraża jedność osób, ich pragnienie dania siebie w darze. Według osób związanych z Kościołem określenie „akt seksualny” jest w kontekście małżeństwa o tyle nieodpowiednie, że redukuje znaczenie współżycia seksualnego małżonków do aspektu działania fizycznego, z pominięciem jego duchowego i oblubieńczego charakteru. „Akt małżeński” jest wyrażeniem charakterystycznym dla języka religijnego. Rzeczownik „akt” pochodzi od łacińskiego actus, czyli „czyn, czynność, przejaw”. W wyrazie tym zawarta więc jest nie tylko informacja o czynie: stosunku seksualnym (łac. actus sexuales), ale również o jego przejawie: miłości między partnerami.

Innym często używanym wyrazem jest „zbliżenie”, dookreślane zazwyczaj za pomocą przymiotnika „miłosny”. „Zbliżenie”, „bliskość” to jedne z najczęstszych biblijnych nazw współżycia seksualnego (Rdz 20,4; Pwt 22,14; Iz 8,3). Podobnie jak wyraz „spotkanie”; czytamy w Biblii: „Duch Boży przenika spotkanie małżonków w łożu nieskalanym” (Hbr 13,4). W mediach katolickich precyzuje się, że seks, to „spotkanie mężczyzny z kobietą”, „intymne spotkanie”, także – co jest nowe – „spotkanie z Bogiem”. Zarówno w słowie „zbliżenie”, jak i w słowie „spotkanie” zawarta jest biblijna prawda o tym, jak powinno wyglądać współżycie małżonków.

W przywołanym cytacie z Listu do Hebrajczyków mowa jest o jeszcze jednym biblijnym określeniu współżycia płciowego, czyli „łożu”. W polszczyźnie potocznej funkcjonuje zwrot „iść z kimś do łóżka” czy słowo „łóżko” jako synonim seksu. W mediach katolickich używa się nacechowanego biblijnie wyrazu „łoże”, często w wyrażeniu „łoże małżeńskie”.

Mówiąc o seksie, często używa się określeń odwołujących się do znaku lub symbolu. Seks to: „cielesny znak zjednoczenia duchowego”; „zmysłowo rozpoznawalny znak sakramentu małżeństwa”; „znak sakramentalny”; „znak miłości i jedności”; „symbol miłości oblubieńczej”. Współżycie płciowe małżonków jest także opisywane za pomocą wyrażeń zawierających słowo komunia („wspólnota”), np.: miłosna komunia małżonków, sposób budowania komunii małżeńskiej, widzialny znak wspólnoty małżonków. Wyraz komunia zostaje określony między innymi przymiotnikiem miłosna należącym do języka subtelnej erotyki, również tej opisywanej w Pieśni nad pieśniami.

W mediach katolickich często korzysta się też ze stwierdzenia zaczerpniętego wprost z Biblii, wskazującego, że „małżonkowie są jednym ciałem”, „stają się jednym ciałem” czy „tworzą jedno ciało”. W tego typu zdaniach zawarte jest przekonanie, że mężczyzna tak jednoczy się z kobietą, iż tworzą „nową jakość”. Papież Jan Paweł II określił to mianem „pierwotnego sakramentu”. Wyrażenie „jedno ciało” wskazuje na ścisłą duchową więź, obejmującą również ciało Adama i Ewy, a za nimi wszystkich ludzi. Nie odnosi się więc ono bezpośrednio do współżycia płciowego, jednak wymiar cielesny jest w nim podkreślony.

Seks jak modlitwa

Na opisanie seksu małżeńskiego, tego, co się podczas niego dzieje, stosuje się metafory oparte na języku religijnym. Akt płciowy między małżonkami nazywany jest „ucztą miłości”, którą się „celebruje”. Wyraz celebracja jest charakterystyczny dla języka liturgicznego i teologicznego. Użycie tego słowa w kontekście stosunku seksualnego poświadcza niezwykłość, wyjątkowość tego wydarzenia. Potwierdzają to również metafory typu wyniesienie cielesności w kierunku nieba. Takie użycia są próbą pogodzenia cielesności z duchowością, pokazania, że cielesność, seksualność używane w zgodzie z Bożym zamysłem mogą prowadzić do świętości. Seks porównuje się do tego, co konsekrowane. Konsekracji dokonuje się zazwyczaj na ołtarzu, stąd kolejne porównanie łoża małżeńskiego, w którym dokonuje się akt płciowy, do ołtarza: łóżko to „ołtarz obdarowania” (Rdz 49,4; Hbr 13,4); „Łoże małżeńskie jest swoistym ołtarzem małżeńskim, ołtarzem sakramentu małżeństwa”4 – zauważa ojciec Knotz. Do ołtarza porównuje się również ciało współmałżonka: „Jak kapłan całuje ołtarz, tak mąż całuje ciało swojej żony, a żona całuje ciało swojego męża”5. Seks małżonków łączy z ołtarzem fakt dokonywania się pewnej ofiary, dawania czegoś w darze. W akcie płciowym małżonkowie ofiarowują się sobie nawzajem. Pożycie seksualne opisywane jest jako dar, i to taki, który pochodzi od Boga, co poświadczają wyrażenia: „boski dar”, „dar Boga”, „dar Boży”. Epitety „boski”, „Boży” podkreślają jeszcze duchowy element współżycia.

Współżycie małżonków niejednokrotnie opisywane jest w zestawieniu z przymiotnikiem „święty”. Łoże małżeńskie jest nazywane „sferą świętą”, mówi się o „świętym charakterze seksualności”, o jej „świętej funkcji”, czyli przekazywaniu życia. Z tym, co święte, zestawia się nie tylko samo współżycie, ale również odczucia z nim związane. Przykładowo: porównuje się radość ze współżycia w małżeństwie do radości po przyjęciu Komunii świętej: „…tylko ci, którzy mają wiarę, wiedzą, ile jest radości w sercu, ile szczęścia po przyjściu Chrystusa w Komunii do człowieka, jaki pokój i radość. Taki sam pokój może przyjść do małżonków, gdy dzielą się miłością w czasie współżycia seksualnego i taka sama radość, taka miłość może ich ogarnąć. To Bóg przychodzi do nich”6. Radość ze współżycia porównywana jest także do radości w życiu wiecznym: „ekstazę związaną z radością współżycia seksualnego można porównać do szczęścia życia wiecznego”7. Aby przeżyć taką radość, konieczny jest jednak warunek: bycie blisko Boga.

W ostatnim cytacie z powyższego akapitu pojawia się wyraz „ekstaza”. Pojęcie „ekstazy” jest bardzo ważne w pismach mistycznych, opisuje przeżycie człowieka w bliskim kontakcie z Bogiem. Ekstaza (orgazm?), której doświadczają mąż i żona, porównywana jest do ekstazy wynikającej ze spotkania z Najwyższą Miłością: „Oddanie Bogu życia seksualnego czyni z niego piękny i bogaty dar, przez który można wyrażać głęboką, duchową, ekstatyczną miłość”8.

Odpowiedź na wyzwania epoki

Przytoczone w tym artykule cytaty, wyrazy, wyrażenia, zwroty pochodzące z mediów katolickich pokazują, jakie środki językowe stosowane są do opisania aktu małżeńskiego, seksu małżonków, jako wydarzenia wyjątkowego, zbliżającego ludzi do siebie i do Boga. Ludzki akt miłości zostaje opisany jako możliwy do uświęcenia dzięki obecności Boga. Współżycie małżeńskie jest określane jako święte, ponieważ małżonkowie biorą udział w akcie tworzenia nowego życia, są „współpracownikami” Boga, a także ofiarowują siebie w darze na ołtarzu łoża małżeńskiego, tak jak Chrystus ofiarowuje się człowiekowi w Komunii świętej.

Sposób opisywania seksualności człowieka zależy od kontekstu: problemów i wyzwań konkretnej epoki. W czasach, w których silnie dominowały pogańskie wierzenia oraz związana często z nimi sakralizacja seksu, Kościół zmuszony był dystansować się od tych poglądów i podkreślać – na zasadzie opozycji – ziemski, tymczasowy, niedoskonały charakter współżycia płciowego. W dzisiejszych czasach, kiedy seks sprowadza się do czysto biologicznych zachowań, Kościół stara się coraz wyraźniej ukazywać „świętość tego wyjątkowego wydarzenia”9.

1 Czy miłość może być niebezpieczna? Z o. Jackiem Prusakiem SJ, teologiem i psychoterapeutą rozmawia Jowita Guja, „List” 2005, nr 6, za: www.opoka.org.pl
2 Por. T. Grzesik, Seks po katolicku, „Fronda” 2008, nr 44–45, s. 8.
3 Ibidem, s. 8.
4 Nie bój się seksu, czyli kochaj i rób co chcesz. Z ojcem Ksawerym Knotzem rozmawia Sylwester Szefer, Kraków 2009, s. 23.
5 Z księdzem o seksie, czyli trzeba lubić ten sport! Rozmowa z kapucynem o. Ksawerym Knotzem, „Fronda” 2008, nr 44/45, s. 22.
6 Ibidem, s. 23.
7 K. Knotz, Akt małżeński. Szansa spotkania z Bogiem i współmałżonkiem, Kraków 2001, s. 217.
8 Moralność katolicka – lista zakazów, czy uczenie się życia według Ducha?, www.szansaspotkania.pl
9 K. Knotz, Akt małżeński…, s. 25.

Jak mówimy o „tych sprawach”?
Katarzyna Kłosińska

urodzona 15 września 1965 r. w Zielonej Górze – doktor językoznawstwa, pracownik Instytutu Języka Polskiego Uniwersytetu Warszawskiego, sekretarz naukowy Rady Języka Polskiego PAN, popularyzatorka kultury języka polskiego, zajmuje się współczesną polszczyzną....

Jak mówimy o „tych sprawach”?
Jagoda Rodzoch-Malek

językoznawca, doktorantka Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Zajmuje się językiem w mediach katolickich, językiem religijnym, a także szerzej językiem współczesnym wobec wyzwań etycznych. Ostatnie lata poświ...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze